[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie będzie się gniewać zapewnił go Doyle, wiedząc, że zły humor Courtneyszybko minie. Będzie zadowolona, że jesteśmy cali i zdrowi.Zwiatła domu były już blisko, choć jego kontury skrywała ściana głęboko zacienio-nych drzew rosnących z tyłu.Doyle zwolnił, szukając wzrokiem podjazdu.Znalazł go i skrócił.Pod kołami za-chrzęściły tysiące owalnych kamyczków.Gdy wjechali za róg domu, ujrzeli furgonetkę zaparkowaną przed garażem.24Doyle wysiadł z uszkodzonego wozu po stronie pasażera i położył dłoń na ramie-niu Colina. Zostań w samochodzie powiedział. Nie ruszaj się nigdzie.Jeśli zobaczysz,że ktoś wychodzi z domu, i że to nie ja, wyskakuj z samochodu i biegnij do sąsiadów.Najbliżsi mieszkają u podnóża ulicy. Czy nie powinniśmy wezwać policji i. Nie ma na to czasu.Ten facet jest w środku z Courtney. Alex czuł jak skręcamu się żołądek i myślał, że zwymiotuje.W głębi gardła pojawił się gorzki płyn, ale zdo-łał go przełknąć. Jeszcze kilka minut. I może być za pózno.Doyle odwrócił się od thunderbirda i ruszył biegiem przez ciemny trawnik w stronędrzwi frontowych, które były uchylone.Jak to było możliwe? Kim był ten człowiek, który podążał za nimi gdziekolwiek zmie-rzali, który pojawiał się blisko nich, bez względu na to, jak bardzo zmieniali plany? Kimu diabła był ten osobnik, który zdołał ich wyprzedzić i czekał teraz na nich? Wydawałsię kimś więcej niż maniakiem.Był niemal nadludzki, diabelski.I co zrobił Courtney? Jeśli skrzywdził ją w jakikolwiek sposób.Alexem targała wściekłość i jednocześnie przerażenie.Najgorsze było to, że niemożna było obronić bliskich, nawet jeśli miało się odwagę stawić czoło przemocy.Cowięcej, nie można było przewidzieć, skąd nadejdzie niebezpieczeństwo albo jaką przy-bierze postać.Dotarł do drzwi frontowych, pchnął je i wszedł do środka, zanim zdążył pomyśleć,że być może wchodzi w zasadzkę.Nagle przypomniał sobie aż nadto wyraziście cały tenspryt i zawziętość, okazywane przez szaleńca, gdy wymachiwał siekierą.Doyle przypadł do podłogi tuż przy ścianie, chowając się za stolikiem na telefon, bynie stanowić łatwego celu.Rozejrzał się szybko po pokoju.Pomieszczenie było puste.Paliły się wszystkie światła, ale szaleńca w pokoju nie było.Nie było też Courtney.Dom był cichy.A może zbyt cichy?134Przyciskając plecy do ściany, przeszedł z living-roomu do jadalni, podczas gdy wło-chaty dywan tłumił odgłos kroków.Ale jadalnia była pusta.W kuchni na stole rozło-żono trzy talerze, noże, widelce i łyżki, a także inne dodatki.Courtney przygotowała dlanich pózną przekąskę.Serce waliło mu boleśnie.Oddech był tak chrapliwy i głęboki, że Doyle był przeko-nany, iż słychać go w całym domu.Powtarzał w myślach: Courtney, Courtney, Courtney.Mały gabinet i tylny ganek były także puste.Wszędzie panował porządek i ład jakna dom, w którym mieszkała Courtney.Był to dobry znak.Czyż nie? %7ładnych śladówwalki, przewróconych mebli, krwi. Courtney!Początkowo chciał się zachowywać cicho.Ale teraz wymówienie jej imienia wyda-wało się niezwykle ważne, jak gdyby to głośno wypowiedziane słowo było magicznymzaklęciem zdolnym odwrócić to, co szaleniec jej uczynił. Courtney!Brak odpowiedzi. Courtney, gdzie jesteś?Gdzieś w głębi duszy Doyle wiedział, że powinien zachowywać się cicho.Powinienzamilknąć na minutę i przemyśleć sytuację, zastanowić się nad wariantami działaniaprzed zrobieniem następnego kroku.Nie pomoże Courtney ani Colinowi, jeśli będzie działał głupio i pochopnie i w re-zultacie da się zabić.Jednak pod wpływem przygniatającej ciszy panującej w domu nie był w stanie za-chowywać się racjonalnie. Courtney!Pochylony, niczym żołnierz lądujący na wrogiej plaży, wbiegł po schodach na górę,przeskakując po dwa stopnie naraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]