[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tooqui zrobiÅ‚ obcy bezpieczny.Wszy-150scy Gwurranie teraz zejSæ na dół i spokój.Zobaczy, co brzydkie pa-skudne obce maj¹ dla Gwurrana.Barrissa uSmiechnêÅ‚a siê do siebie na widok zadziornego malcai obserwowaÅ‚a, jak pozostali trajkocz¹cy Gwurranie zrêcznie jak paj¹kischodz¹ na dno szczeliny.Przepychali siê i przeciskali, aby byæ jak naj-bli¿ej niej, caÅ‚kowicie ignoruj¹c Tooquiego.Obmacywali jej stopy,obna¿one przedramiona i ochronn¹ odzie¿.WytrzymaÅ‚a tê niewinn¹ cie-kawoSæ wielkookich stworów przez kilka dÅ‚ugich minut, dopóki nie przy-braÅ‚a formy bardziej bezczelnej, ni¿ zamierzaÅ‚a na to pozwoliæ.WtedyodsunêÅ‚a ich od siebie i ruszyÅ‚a z powrotem szczelin¹.Trzy pakiety bu-dyniu przewiesiÅ‚a przez ramiê.Za ni¹ tÅ‚oczyÅ‚a siê wielka gromada traj-kocz¹cych, podnieconych i bardzo ciekawskich Gwurran.SmukÅ‚e, silne palce szarpaÅ‚y j¹ caÅ‚y czas, a strumieñ pytañ pÅ‚yn¹Å‚nieprzerwanie. Sk¹d przyjSæ ludzie?& Dlaczego takie gÅ‚upio wielkie?& Gdziereszta waszych wÅ‚osów?& Jak wy widzieæ patrzyæ takie maÅ‚e maÅ‚e pÅ‚a-skie pÅ‚askie oczy? Co to takie bÅ‚yszczy tutaj Å‚adnie? Nie dotykaj tego. TrzepnêÅ‚a po palcach bÅ‚¹kaj¹cych siê w okoli-cy jej pasa.Wizja miecza Swietlnego w dÅ‚oniach niesfornych, wojowni-czych Gwurran byÅ‚a bardziej ni¿ niepokoj¹ca.W ciasnej szczelinie nie-ustanny i bezÅ‚adny szczebiot malutkich Ansionian po prostu ogÅ‚uszaÅ‚. Przecie¿ nie mogÅ‚a rozpÅ‚yn¹æ siê w powietrzu!Luminara po raz nie wiadomo który analizowaÅ‚a w mySlach wszyst-kie mo¿liwoSci.Barrissa wyszÅ‚a spod bezpiecznego nawisu i udaÅ‚o jejsiê zgubiæ.Mo¿e zobaczyÅ‚a coS ciekawego i poszÅ‚a a¿ na szczyt? Mo¿ecoS wielkiego i gÅ‚odnego spadÅ‚o nagle z nieba i porwaÅ‚o j¹? Mo¿e uda-Å‚a siê na stronê i zajêÅ‚o jej to wiêcej czasu ni¿ zwykle.Ta ostatnia mo¿liwoSæ zdawaÅ‚a siê najbardziej prawdopodobna, alenawet przy najciê¿szej niedyspozycji ¿oÅ‚¹dkowej, padawanka ju¿ daw-no powinna siê byÅ‚a pojawiæ.W najgorszym przypadku mogÅ‚a u¿yæ ko-munikatora, a sam fakt, ¿e tego nie zrobiÅ‚a, dawaÅ‚ du¿e pole dla wy-obraxni.A jeSli urz¹dzenie ulegÅ‚o uszkodzeniu, baterie wysiadÅ‚y w ja-kiS niewytÅ‚umaczalny sposób, zgubiÅ‚a je gdzieS, a teraz szuka powszystkich dziurach albo ktoS odebraÅ‚ jej go siÅ‚¹? Luminara nie wie-dziaÅ‚a, kto mógÅ‚by zrobiæ coS takiego, ale musiaÅ‚a braæ pod uwagêwszystkie mo¿liwoSci razem i ka¿d¹ z osobna.CoS poruszyÅ‚o siê za jej plecami Obi-Wan, Kyakhta i Anakin wró-cili z poszukiwañ wokół ciasnego schronienia.151 Ani Sladu szepn¹Å‚ zatroskany Anakin. Czy mogÅ‚a gdzieS pobiec? To chyba zale¿y od okolicznoSci, prawda? Luminara z trudempowstrzymaÅ‚a siê od bardziej sarkastycznej i gniewnej odpowiedzi.WiedziaÅ‚a, ¿e nieobecnoSæ Barrissy nie ma nic wspólnego z Anakinem.Ale to ona, Luminara, byÅ‚a odpowiedzialna za padawankê i jeSli dziew-czynie coS siê staÅ‚o&Anakin a¿ siê zje¿yÅ‚ na ton gÅ‚osu Luminary, ale wytrzymaÅ‚.Nie miaÅ‚prawa kwestionowaæ słów rycerza Jedi, nawet jeSli byÅ‚y to sÅ‚owa nie-zbyt grzeczne.Nie mógÅ‚ na razie odpowiedzieæ jak równy równemukomuS takiemu, jak Luminara Unduli.Mo¿e niedÅ‚ugo& NiedÅ‚ugo&Bulgan spojrzaÅ‚ na ni¹ zdrowym okiem. Wexmiemy suubatary i przeszukamy wzgórza i kotliny po spira-li, pani Luminaro.W ten sposób obejmiemy znacznie wiêksz¹ powierzch-niê.Mo¿e wpadÅ‚a do jakiejS skalnej rozpadliny i zÅ‚amaÅ‚a sobie nogê.Zmartwiona Luminara pokiwaÅ‚a gÅ‚ow¹.Wysokie siodÅ‚o na grzbie-cie suubatara z pewnoSci¹ pozwoli na bardziej skuteczne poszukiwaniani¿ wêdrowanie na piechotê.Wnioski, jakie siê nasuwaÅ‚y, nie byÅ‚y po-cieszaj¹ce.JeSli Barrissa naprawdê wpadÅ‚a do jakiejS rozpadliny i jeSlita rozpadlina okazaÅ‚a siê doSæ gÅ‚êboka, by dziewczyna straciÅ‚a przy-tomnoSæ, mog¹ jej nigdy nie znalexæ.W tej wÅ‚aSnie chwili usÅ‚yszaÅ‚a woÅ‚anie. Hej, wy tam! Tutaj jestem!Pêdem wyminêli parê odpoczywaj¹cych suubatarów i ujrzeli obiektzmartwienia wszystkich obecnych, wyÅ‚aniaj¹cy siê na czworakach zzawystaj¹cego skalnego bloku.W¹ski korytarz byÅ‚ doskonale ukryty przedwzrokiem ka¿dego, kto nie staÅ‚ na wprost niego i nie zagl¹daÅ‚ pod ka-mieñ. Barrissa! Wszystko w& ! Luminara zwolniÅ‚a nagle, a wyraz jejtwarzy szybko zmieniÅ‚ siê z zatroskanego w zagniewany Gdzie byÅ‚aS,padawanko? Wszêdzie ciê szukaliSmy.I& nic ci nie jest? Nie, wszystko w porz¹dku. Barrissa wypeÅ‚zÅ‚a z korytarza, wstaÅ‚ai otrzepaÅ‚a rêce, przeci¹gaj¹c siê lekko. A to nasi nowi przyjaciele.Luminara odskoczyÅ‚a w tyÅ‚ i nie ona jedna zareagowaÅ‚a w ten spo-sób.Z ukrytego korytarza wylaÅ‚a siê fala haÅ‚aSliwych, rozgadanych,poroSniêtych sierSci¹ dwunogów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]