[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czy nie przypominasz ich sobie z krainy Saia? – zapytała Elfa.Odwróciła się do Ethana.– Jak ty je nazywałeś?– Kwiaty.– Podszedł do ściany omijając głazy i pokruszone kamienie, którymi zasypana była podłoga.– A więc pika-pina kwitnie, zanim ustąpi miejsca trawie.Millikenie, może każde stworzenie, które fruwa, pływa czy szifuje po Tran-ky-ky ma swoją zimową i tropikalną odmianę.To stworzenie tam, na tamtej ścianie, czy to nie jest stavanzer?– Nie – powiedział z naciskiem stojący w pobliżu Hunnar.– Te dziwne rzeczy, które ma z przodu.– Skrzela! – zawołał Ethan.– Stavanzer rzeczywiście przypomina trochę wyrzuconego na plażę wieloryba.Te zanikające na czas zimy skrzela nie pokazują się, dopóki ocean nie zmieni się w wodę.Przy takiej masie stavanzerowi nie udałoby się wędrować po lądzie.– Jestem pewien – dodał Williams – że to stworzenie potrafi istnieć w postaci ziemnowodnej przez czas konieczny do ukończenia przemiany potrzebnej do życia pod wodą.– Bardzo bym chciał zobaczyć te, jak mówicie, „szele” – Hunnar wyjął zza pasa nóż i podał go Williamsowi rękojeścią do przodu.– Idź, zabij stavanzera, a ja pomogę ci ich szukać w jego wnętrzu.Obecni w sali ludzie i tranowie wybuchnęli śmiechem, który niósł się po ruinach budząc całkiem swojskie echa.W tydzień później na Slanderscree pełno było ładunku równie nietypowego, co różnorodnego.Znajdowały się tam całe setki kilogramów rzeźb, artefaktów, fragmenty mozaik i murów.Taka ilość dowodów na kapryśny przebieg historii Tran-ky-ky, tak społecznej, jak i klimatycznej, będzie mogła przekonać do Prawdy najbardziej nawet zatwardziałego biurokratę czy Landgrafa.Kiedy załoga mocowała w różnych miejscach na pokładzie ostatnią część ładunku, September i Ethan znowu pogrążyli się w dyskusji nad przyszłością tranów i ich historią.– Zapewne wszyscy tranowie żyli kiedyś razem w postaci Saia na kilku kontynentach, chłopcze – mówił olbrzym.– Rozwijali nową cywilizację tak długo, dopóki zimno jej nie zlikwidowało i nie zmusiło ich do rozproszenia się po wysepkach, co gwarantowało większe szansę przetrwania.Im bardziej surowy jest klimat, tym na ogół większe terytorium jest potrzebne, żeby się ludzie mogli utrzymać przy życiu.Teraz, kiedy mamy dowody, że oni wszyscy potrafili żyć razem i współ pracować ze sobą, powinno być łatwiej namówić ich, żeby to znowu zrobili.– Zakończył tę uwagę dźwięcznym chrząknięciem.* * *Po wielu dniach, kiedy znowu znaleźli się w pokrytej oparami krainie i przedstawili Złocistym Saia zgromadzone dowody, ci przyjęli to, czego nie dało się zakwestionować, w sposób typowy dla siebie, to znaczy pozornie nie pokazując emocji.O ich prawdziwym podnieceniu świadczyły jednak wypowiedzi.Oto mieli przed sobą dowody prawdziwości swoich legend spojone w jedno z wiedzą, dotąd nawet nie przeczuwaną.Williams i Eer-Meesach, wysłuchawszy bajarzy Saia, zdołali uzupełnić te części historii, których milczące kamienie i mury nie były im w stanie opowiedzieć.W przeciwieństwie do trudnego podjazdu w górę kanionu, powrót był głównie sprawą utrzymania statku na stałym kursie.Napęd nie stanowił już żadnego problemu, bo wiatr od płaskowyżu natarczywie popychał ich rufę.Kiedy dojechali na skraj lodu, kapitan zatrzymał statek, a Hunnar z niewielką grupką żeglarzy poszifował do Moulokinu.Oczekiwano, że wrócą z żurawiami, narzędziami i cieślami okrętowymi, którzy pomogą w zdejmowaniu kół i osi i przyspieszą instalowanie pięciu masywnych płóz z duramiksu.Pojawienie się Hunnara i marynarzy w pełnym krzątaniny mieście budowniczych okrętów wywołało spore zaskoczenie.Ani pani Landgraf K’ferr, ani minister Mirmib, ani nikt z tych, którzy wiedzieli, dokąd udała się Slanderscree, nie spodziewał się już nigdy zobaczyć jej załogi.Przekonani byli, że duchy zmarłych zamieszkujące wielką pustynię na wysokościach owładną zdrowymi ciałami żeglarzy, by móc wędrować po widmowej krainie w bardzo cielesnej postaci.Pospieszne, niezbyt precyzyjne wyjaśnienia Sir Hunnara, jakiego to odkrycia dokonali na płaskowyżu, wywołały w rezultacie jeszcze więcej zamieszania.W końcu rycerz zrezygnował z tłumaczenia tego, czego sam do końca nie rozumiał.Następnego dnia w towarzystwie dużej grupy rzemieślników z miejskich stoczni wrócił do ugrzęzłej na lądzie Slanderscree.Eer-Meesach udzielił nowo przybyłym lepszych wyjaśnień, a ci, uspokojeni co do losu starych przyjaciół i nowego dziedzictwa, zabrali się do pracy, żeby wielką tratwę przysposobić znowu do żeglugi po lodzie.– A co z flotą Poyolavomaaru? – z wahaniem zapytał Ethan przywódcę moulokińskich ekip roboczych.Krzepki tran zostawił ostateczną instalację duramiksowej płozy swoim kolegom.– Zatrzymali się jeszcze na dziesięć dni po waszym odjeździe do krainy Złocistych Saia, Sir Ethanie, a potem też odjechali.Od tamtej pory niewiele statków zawinęło do Moulokinu, nie mieliśmy więc żadnego raportu, że ich widziano, chociaż dwóch kapitanów wspominało o licznych śladach płóz, ciągnących się na północny wschód.– W stronę Poyolavomaaru.– Pomimo dowodów Ethan jakoś nie był w stanie uwierzyć, że szalony Rakossa i Ro-Vijar z Asurdunu tak szybko ustąpili.– Tak jest.Nie widział ich również żaden z naszych statków, które już wróciły; dwa z nich zapuściły się na poszukiwania jeszcze dalej, żeby zyskać pewność, że naprawdę odeszli.Można, jak sądzę, bezpiecznie powiedzieć, że nie znalazłszy was, zabrali się stąd, żeby szukać gdzie indziej.– Wątpię.– Ethan rozejrzał się ciekaw, czy ktoś podziela jego opinię.Teeliam Hoh przyglądała się, jak rzemieślnicy z powrotem montują na swoim miejscu przednią prawą płozę, a z kolei kierownik przyglądał się Teeliam.Dziewczyna błądziła myślami daleko od delikatnej operacji przebiegającej za burtą.W końcu powiedziała:– Jak długo Tonx Rakossa pozostaje przy życiu, nie dopuści, żebym ja żyła.A dopóki ja żyję na wolności, nie pomyśli o niczym innym.– Może pokłócili się z Ro-Vijarem – wysilił się na żart Ethan – i Rakossa przegrał.– Mam nadzieję, że nie.– Co? Przecież powiedziałaś.Wpatrzyła się w niego zimnym, kocim spojrzeniem, mrocznym jak wody pod lodowym morzem.– Gdyby miała zginąć, zanim się spotkamy, gdyby ją zabił ktoś nieznany, daleko stąd, nie pozwoliłoby mi to zrealizować rozkosznych dla mnie planów zabicia go własnymi rękami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]