[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PaÅ‚ac majaczyÅ‚ już groźnie wÅ›ród drzew przed nim, gdy ujrzaÅ‚ blask ognia odbijajÄ…cy siÄ™ czerwono w polerowanym marmurze.Conan zagÅ‚Ä™biÅ‚ siÄ™ w krzaki ciÄ…gnÄ…ce siÄ™ wzdÅ‚uż drogi, przeÅ›liznÄ…Å‚ przez zbity gÄ…szcz i osiÄ…gnÄ…Å‚ skraj otwartej przestrzeni przed portykiem.PosÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚osy i ujrzaÅ‚ drgajÄ…ce Å›wiatÅ‚a pochodni, które odbijaÅ‚y siÄ™ na bÅ‚yszczÄ…cych, hebanoÂwych ramionach.Przybyli kapÅ‚ani Keshanu.Nie nadeszli szerokÄ…, zaroÅ›niÄ™tÄ… alejÄ…, jak spodziewaÅ‚ siÄ™ Zargheba.Najwidoczniej byÅ‚o wiÄ™cej niż jedno sekretne wejÅ›cie do doliny Alkmeenonu.Wkraczali po szerokich, marmurowych schodach dzierżąc wysoko uniesione poÂchodnie.Conan na czele defilady zobaczyÅ‚ GorulgÄ™; wykuty w miedzi profil odcinaÅ‚ siÄ™ wyraźnie na tle pÅ‚onÄ…cych pochodni.Orszak skÅ‚adaÅ‚ siÄ™ z niższych kapÅ‚anów; ogromnych czarnych mężczyzn, których skóra wysyÅ‚aÅ‚a Å›wietlne refleksy w drgajÄ…Âcym Å›wietle pochodni.Na koÅ„cu procesji posuwaÅ‚ siÄ™ olbrzymi Murzyn z wyraźnym piÄ™tnem Å‚otrostwa na twarzy.Na jego widok Cymmerianin zmarszczyÅ‚ siÄ™ groźnie.ByÅ‚ to Gwarunga, który wedÅ‚ug słów Murieli zdradziÅ‚ Zarghebie ukryte wejÅ›cie przez sadzawkÄ™.Conan zastanawiaÅ‚ siÄ™, jak gÅ‚Ä™boko ten czÅ‚owiek byÅ‚ wplÄ…tany w intrygi Stygijczyka.Gdy kapÅ‚ani odeszli, pospieszyÅ‚ w kierunku portyku, okrążaÂjÄ…c otwartÄ… przestrzeÅ„ i trzymajÄ…c siÄ™ otaczajÄ…cego jÄ… cienia.KapÅ‚ani nie zostawili nikogo na straży u wejÅ›cia.Korowód poÂchodni przesuwaÅ‚ siÄ™ powoli w gÅ‚Ä…b dÅ‚ugiej, ciemnej sali.Zanim osiÄ…gnÄ…Å‚ dwuskrzydÅ‚e drzwi na drugim koÅ„cu, Conan pokonaÅ‚ zewnÄ™trzne schody i znalazÅ‚ siÄ™ w sali za nimi.SkradajÄ…c siÄ™ zrÄ™cznie miÄ™dzy stojÄ…cymi wzdÅ‚uż Å›ciany kolumnami dotarÅ‚ do wielkich drzwi, kapÅ‚ani tymczasem przekraczali olbrzymiÄ… salÄ™ tronowÄ….ÅšwiatÅ‚o pochodni rozpraszaÅ‚o mroczne cienie.Nie oglÄ…dali siÄ™.Szli dÅ‚ugim rzÄ™dem, koÅ‚yszÄ…c strusimi piórami, ich tuniki ze skór leopardów przedziwnie kontrastowaÅ‚y z marmuÂrami i bogatymi zdobieniami starożytnego paÅ‚acu.Przeszli przez obszernÄ… salÄ™ i przystanÄ™li przed zÅ‚otymi drzwiami po lewej stronie podium z tronem.GÅ‚os Gorulgi zabrzmiaÅ‚ gÅ‚ucho i niesamowicie w ogromnej, pustej przestrzeni.PeÅ‚na górnolotnych fraz przemowa kapÅ‚ana byÅ‚a niezrozumiaÅ‚a dla ukrytego Cymmerianina.ArcykapÅ‚an otworzyÅ‚ zÅ‚ote drzwi i wszedÅ‚ do komnaty wyroczni, kÅ‚aniajÄ…c siÄ™ kilkakrotnie w pas, a ogniki pochodni podnosiÅ‚y siÄ™ i opaÂdaÅ‚y, gdy wierni naÅ›ladowali swego mistrza.ZÅ‚ote drzwi zamknęły siÄ™ za nimi odcinajÄ…c obraz i dźwiÄ™k.Conan przemknÄ…Å‚ siÄ™ przez salÄ™ posÅ‚uchaÅ„ do alkowy za tronem robiÄ…c mniej haÅ‚asu niż wiatr wiejÄ…cy przez komnatÄ™.Gdy otworzyÅ‚ ukryte drzwi, dostrzegÅ‚, że z otworów w murze wydobywajÄ… siÄ™ cienkie strumyki Å›wiatÅ‚a.WÅ›liznÄ…Å‚ siÄ™ do niszy i zerknÄ…Å‚ przez otwory.Muriela siedziaÅ‚a na postumencie, wyprostowana, z zaÅ‚ożonymi rÄ™kami i gÅ‚owÄ… opartÄ… o Å›cianÄ™, o kilka cali od jego oczu.Delikatny zapach jej sfalowanych wÅ‚osów dotarÅ‚ do jego nozdrzy.OczywiÅ›cie, nie mógÅ‚ widzieć jej twarzy, lecz byÅ‚ pewny, że wyglÄ…daÅ‚a jak pogrążone w transie medium, które widzi odlegÅ‚e otchÅ‚anie kosmosu, daleko, ponad ogolonymi gÅ‚owami klÄ™czÄ…cych przed niÄ… czarnych olbrzymów.Conan uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ z aprobatÄ….Z tej maÅ‚ej jest naprawdÄ™ wielka aktorka - pomyÅ›laÅ‚.WiedziaÅ‚, że trzÄ™sÅ‚a siÄ™ z przerażenia, ale nie dawaÅ‚a tego poznać po sobie.W niepewnym blasku pochodni wyglÄ…daÅ‚a zupeÅ‚nie jak bogini, którÄ… widziaÅ‚ leżącÄ… na tym samym postumencie, jeżeli można by jÄ… sobie wyobrazić peÅ‚nÄ… życia i werwy.Gorulga grzmiÄ…cym gÅ‚osem zaintonowaÅ‚ jakiÅ› psalm w nieÂznanym Conanowi jÄ™zyku - prawdopodobnie inwokacjÄ™ w prastarym jÄ™zyku Alkmeenonu, przekazywanÄ… przez arcykapÅ‚aÂnów z pokolenia na pokolenie.NiecierpliwiÄ…cemu siÄ™ CymmeÂrianinowi wydawaÅ‚o siÄ™, że Å›piew nigdy siÄ™ nie skoÅ„czy.Im dÅ‚użej to trwaÅ‚o, tym bardziej zdenerwowana musiaÅ‚a być Muriela.Jeżeli siÄ™ zaÅ‚amie.PrzesunÄ…Å‚ do przodu swój miecz i sztylet.Nie mógÅ‚by patrzeć, jak czarni ludzie torturujÄ… i zabiÂjajÄ… maÅ‚Ä… nierzÄ…dnicÄ™.W koÅ„cu jednak gÅ‚Ä™boki, nieopisanie zÅ‚owieszczy przyÅ›piew dobiegÅ‚ koÅ„ca, co podkreÅ›liÅ‚ gÅ‚oÅ›ny krzyk aprobaty, jaki wydali ministranci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]