[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Większość najemników cofnęła się, by go przepuścić, kiedy zobaczyli co niesie, lecz jeden z nich chwycił go za ramię, wykrzykując coś we własnym języku.Skaurus zrozumiał zaledwie jedno czy dwa słowa, ale Embriak odparł: - Wziął to na siebie i ma do tego prawo.- Mówił w czystym videssańskim, tak by zarówno jego rodak, jak i trybun mogli go zrozumieć.Drugi wyspiarz skinął głową i puścił Marka.Koszary Namdalajczyków były, jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej komfortowe niż kwatery Rzymian.Po części wynikało to oczywiście z tego, że namdalajski kontyngent znajdował się w videssańskiej armii już od lat i w ciągu tych lat przybysze z Księstwa poświęcili wiele pracy, by uczynić swe mieszkania tak przytulnymi, jak to tylko możliwe.W przeciwieństwie do nich, Rzymianie nie przekształcili jeszcze swej sali na swoją modłę.Ponieważ wielu najemników spędzało znaczną część swego życia w służbie Videssos, nie mogło dziwić, że zakładali w stolicy rodziny albo z kobietami z Imperium, albo z żonami czy z ukochanymi, które przybyły wraz z nimi z Księstwa.Ich koszary odzwierciedlały tę sytuację.Tylko parter stanowił wspólną salę tak jak u Rzymian; salę, gdzie mieszkali wojownicy, którzy nie założyli rodzin.Piętro zostało podzielone na rozmaitych rozmiarów apartamenty.Wspominając Helvis machającą do niego z okna na górze - zaledwie przed dwoma dniami? - Marek wspiął się schodami; szerokim, prostym rzędem stopni, w niczym nie przypominających wąskiej spirali, która zawiodła ich w pułapkę zastawioną przez Avshara, na piętro.Teraz odczuwał więcej obaw niż wówczas, kiedy ścigał czarownika; miecz Hemonda ciążył mu jak ołów.Dzięki wspomnieniu Helvis pokazującej mu klejnot, który nabyła za wygrane pieniądze, trybun wiedział, gdzie skręcić w korytarzach na piętrze.Z otwartych drzwi przed sobą usłyszał czysty kontralt, który dobrze pamiętał.- Teraz zostaniesz tutaj przez parę chwil - mówiła stanowczym tonem Hel vis.- Chcę się dowiedzieć, skąd to całe zamieszanie na dole.Marek i Helvis równocześnie znaleźli się w wejściu.Cofnęła się o krok, śmiejąc się z zaskoczenia.- Witaj, Marku! -powiedziała.- Szukasz Hemonda? Nie wiem, gdzie jest; powinien wrócić z placu ćwiczeń już jakiś czas temu.I co się tam dzieje na zewnątrz? Moje okno nie pozwala mi zobaczyć.Przerwała, teraz dopiero przyjrzawszy mu się dobrze.- Dlaczegoś taki ponury? Czy coś.- Zająknęła się, gdy w końcu rozpoznała, schowany w pochwie miecz, który trzymał Marek.- Nie - powiedziała.- Nie.- Krew odpłynęła jej z twarzy; kostki pobielały, kiedy zacisnęła rękę na klamce, szukając wsparcia, którego nie mogła tam znaleźć.- Kim jest ten człowiek, mamo? - Nagi, mniej więcej trzyletni chłopiec podszedł, by spojrzeć na Skaurusa zza spódnicy Helvis.Miał niebieskie oczy i taką jak Hemond strzechę blond włosów.Marek nie wyobrażał sobie, że mógłby czuć się gorzej, lecz nie wiedział wówczas, że Hemond ma syna.- Nie schodzisz na dół? - zapytał matkę berbeć.- Tak.Nie.Za chwilę.- Helvis wpatrywała się w twarz trybuna, błagając oczyma o inne, jakiekolwiek inne wyjaśnienie niż to, którego lękała się na widok miecza Hemonda w jego rękach.Zagryzł usta, aż ból sprawił, że zamrugał, lecz nie mógł powiedzieć ani uczynić nic, co wymazałoby niemą wieść o stracie, którą przyniósł.- Nie schodzisz na dół, mamo? - zapytał znowu chłopczyk.- Cicho, Malrik - odpowiedziała nieobecnym tonem Helvis.- Wracaj do środka.- Wyszła na korytarz, zamykając za sobą drzwi.- Więc to prawda? - spytała głosem, w którym bardziej niż cokolwiek innego pobrzmiewało zdumienie.Choć wypowiedziała te słowa, oczywiste było, że w nie wierzy.Marek mógł tylko skinąć głową.- To prawda - odpowiedział tak łagodnie, jak potrafił.Nie patrząc na trybuna, poruszając się powoli, jakby weśnie, ujęła miecz Hemonda w swoje ręce i odebrała go Markowi.Dotknęła pieszczotliwie wysłużonej, owiniętej w niewyprawioną skórę rękojeści.Jej dłoń -jak zauważył Marek w jednym z tych oderwanych przebłysków, o których wiedział, że zapamięta je na zawsze - choć duża jak na kobiecą dłoń, była o wiele za mała, by uchwycić porządnie rękojeść.Nie unosząc głowy, oparła miecz o ścianę przy zamkniętych drzwiach wiodących do jej pokoi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]