[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do żadnego z nich nie był podobny.W linii głowy miał coś z tygrysa, a kształt nosa przypo-minał Ludwika XIV.Jego duże ręce o silnych, lecz klasycznie pięknych palcach, zdawały siępokrywać sobą połowę klawiatury.Widocznie odczuł na nich jej wzrok, gdyż przestał grać iodwrócił głowę: Jeżeli Bach na tamtym świecie ma równie subtelny słuch odezwał się żartobliwie obawiam się, że przeklina teraz swoją twórczość. Ależ grasz bardzo dobrze zapewniła łapiąc się jednocześnie na tym, że wcale nie słu-chała muzyki. Nie potrząsnął głową zanadto go lubię, bym nie czuł, że krzywdzę go tym obijaniemklawiszy. Przesadzasz, Pawle.Oczywiście nie jest to gra koncertowa. Ho, ho! Stop, moja droga.Nawet nie taperstwo.Ale cóż chcesz, zesztywniały mi palceod liczenia banknotów.Zaśmiał się i zaczął znowu grać.Lubiła muzykę.Bacha jednak nigdy zrozumieć nie mogła,ani znalezć w nim tego piękna, o którym tyle mówiono.I teraz, słuchając Pawła, na próżnostarała się znalezć w sobie oddzwięk tych jednostajnych i spokojnych, jak nurt leniwej rzeki,tonów.Na próżno starała się w skupionych rysach Pawła odnalezć zrozumiały dla siebie ko-mentarz do tych smutnych, poważnych, jakichś psalmicznych rozmów z wiecznością lub ra-czej kontemplacji niezmienności świata i jego spraw. Nie lubisz Bacha? zapytał nie przerywając gry. Ja go nie rozumiem powiedziała tonem usprawiedliwienia.Przewrócił stronę i zatrzymawszy się na wysokiej nucie, kilkakrotnie uderzył w klawisz: Kiedyś, gdy jeszcze byłem małym chłopcem zamyślił się może miałem lat dziesięćczy dwanaście, miałem nauczyciela, który jednocześnie wykładał w jakiejś uczelni ekonomiępolityczną.Otóż on przepowiadał mi wielką karierę.naukową! Dlaczego się śmiejesz, cóż w tym nieprawdopodobnego? uczuła się dotknięta tonemlekceważenia, z jakim mówił o sobie. No, nieprawdopodobieństwo było chociażby w tym, że nawet gimnazjum nie skończy-łem, ale nie o to chodzi.Mój mentor twierdził, że każdy, kto rozumie Bacha, ma na pewnozadatki na genialnego ekonomistę.Nie umiał tego uzasadnić logicznie, ale cytował cały sze-reg nazwisk na potwierdzenie swej teorii. Więc nie omylił się i tu. Aha uśmiechnął się więc i ty sądzisz, że jestem genialnym ekonomistą? Nie potrzebuję sądzić.To jasne jest dla każdego, kto tylko widział cię w interesach.Paweł żywo zaprzeczył ruchem głowy. To zupełnie inna rzecz.William Willis i zresztą wszyscy popełniają ten sam błąd, wyni-kający ze złej interpretacji nazwy ekonomisty.Człowiek umiejący robić dobre interesy robi jewłaśnie dlatego, że nie ma pojęcia o podstawowych regułach ekonomii.Wszyscy mistrzowie88ekonomii poumierali w nędzy.Zwróć, moja droga, uwagę na ten właśnie znamienny szczegół.Rozumieli ekonomię i Bacha, co im nie przeszkodziło tracić majątki i wegetować na podda-szach.Nie, moja Krzysiu, ja obciąłbym się na pierwszym egzaminie z ekonomii, a zapewniamcię, że to samo stałoby się z Willisem, z Fordem, Morganem czy Rockefellerem.Wszystko tosą ordynarne nieuki.Uderzył kilka taktów, przyjrzał się nutom i pokiwał głową: Nawet Bacha nie znają.Im więcej przyglądam się życiu, tym mocniej utrwalam się wprzeświadczeniu, że nie ma większego wroga praktycznego działania niż teoria.Wszyscyludzie, którzy do czegoś pozytywnego doszli, wolni byli od kultu dla teorii.Teoria w życiu toklosz, zasłaniający pole obserwacyjne, to kierat, w który włażą naiwni.%7łycie nie znosi żad-nych form sztywnych, wymaga giętkości i umiejętności przystosowania się do środowiska,szybkiego i na wskroś praktycznego oceniania warunków, sporadycznie, indywidualnie, do-raznie.Teorie w polityce sprawiły to, że twórcy rewolucji, naukowi jej organizatorzy, ideolo-dzy i teoretycy po kilku miesiącach rewolucji wędrują do więzienia, na wygnanie, lub wręczdo Abrahama na piwo, a władza pozostaje w ręku praktykantów, których jedynym bagażemintelektualnym są hasła zapamiętane z transparentów partyjnych, no i zdrowy, trzezwy zmysłobserwacyjny.To samo jest mutatis mutandis w kwestiach gospodarczych.To przecież jasne.Ekonomia i socjologia zawsze będą czczą gadaniną, póki człowiek nie stanie się podobny dokażdego innego człowieka, jak dwa kryształki soli.Teoria tam jest na miejscu, gdzie możedoprowadzić do stworzenia przyrodniczego prawa.Prawo zaś może opierać się li tylko nawartościach znanych i jednakowych.Ci panowie teoretycy przypominają mi jegomościasprzedającego przed kasynem w Monte Carlo niezawodne wskazówki wygrania miliona zadwadzieścia centymów. Jednak uśmiechnęła się sam teraz wygłaszasz teorię. Bynajmniej.Jest to tylko recepta dla mnie, względnie dla indywiduum blizniaczo domnie podobnego, a znajdującego się w takich warunkach, w jakich właśnie ja się znajduję.Recepta i jadłospis niezalecanych potraw.To ostatnie może mieć zresztą szersze zastosowa-nie.Poza tym, moja droga, każda rzecz zaczyna się od sumy wiary, jaką w nią wkładamy.Aja wierzę w swoją nieteoretyczną teorię!Zaśmiał się i znowu odwrócił się do klawiatury.Grał teraz coś z pamięci, coś bardzo li-rycznego o rozpływającej się melodii. Nie odezwał się nie jestem ekonomistą, a jeżeli już koniecznie muszę być umiesz-czony pod jakąś etykietą.możesz uważać mnie za psychologa.Właśnie za psychologa, bocałą działalność opieram na znajomości psychiki ludzkiej.To jest mój podstawowy kapitałwiedzy, całkowicie zresztą empirycznej.Słuchała go z największym skupieniem.Wszystko, co mówił, wydawało się zadziwiającoprzejrzyste.Trafiało wprost do przekonania, prawie nie budziło sprzeciwu ani wątpliwości.Cała jego konstrukcja robiła wrażenie zupełnie nieskomplikowanej, prostej, niemal geome-trycznie prawidłowej.A jednak nie mogła połapać się w całości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]