[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znów za-częła bawić się włosami.- Prawda - zgodził się Hunter.- Ale ta noc była nietypowa.Normalnie nie piję tyle, żeby odlecieć i nic potem nie pamiętać.- Upił łyk swojej dietetycznej coli.- To jak, zdałem egzamin?Isabella skinęła potakująco głową.- Na piątkę, prawda? - Zmarszczył brwi.- Hej! Ty też chciałeś mnie sprawdzić.Sam przyznałeś, żeniewiele pamiętasz.Hunter dobrze czuł się w jej towarzystwie.Bez dwóch zdańróżniła się od większości kobiet, które spotkał na swojej dro-dze.Odpowiadało mu jej poczucie humoru, cięte riposty i bez-pośredniość.Przyglądali się sobie jeszcze przez chwilę.Mil-cząc, Hunter czuł się równie swobodnie jak podczas rozmowy.Luigi przyniósł im makaron i Hunter przyglądał się jakIsabella, niczym rodowita Włoszka, zatyka za bluzkę serwetkę.Poszedł w jej ślady.- Rany, naprawdę wspaniałe - odezwał się już po pierw-szym kęsie.- Mówiłam ci, że podają tu prawdziwe włoskie jedzenie,dlatego nie narzekają na brak klientów.- Założę się, że jesteś stałą bywalczynią.Na twoim miejscuteż bym tu często przychodził.- Nie mogę przesadzać.Muszę dbać o figurę.- Zerknęła naswoją talię.- Cokolwiek robisz w tym kierunku, działa cuda - odpo-wiedział z uśmiechem.Nim zdążyła podziękować mu za komplement, zadzwoniłjego telefon.Wiedział, że wypadało go na czas randki wyłączyć,ale nie miał wyboru.168- Wybacz - przeprosił zakłopotany, przykładając słuchaw-kę do ucha.Na szczęście nie wyglądała na urażoną.- Detektyw Hunter przy telefonie.- Pojedz Camp Road przez park Griffitha.Kiedy zauwa-żysz ostry zakręt w prawo, pojedz wąską ścieżką w lewo,dopóki nie zobaczysz wysokich drzew.Tam znajdziesz merce-desa klasy M.W środku zostawiłem efekt wczorajszych za-kładów.Nim Hunter zdążył cokolwiek odpowiedzieć, metalicznygłos rozłączył się.Napotkał wzrok Isabelli.Nie trzeba było nadprzyrodzonychzdolności, by wyczuć, że coś jest nie tak.- Co się stało? - spytała z troską w głosie.Wziął głębokioddech.- Muszę lecieć.przykro mi.Isabella przyglądała się bez słowa, jak wstaje i ściąga zoparcia marynarkę.- Przepraszam, że znów cię muszę zostawić.- Nie ma problemu, uwierz, rozumiem.- Wstała, podeszłado niego i pocałowała go w oba policzki.Hunter wyciągnął z portfela banknot dwudziestodolarowy izostawił go na stoliku.- Mogę jeszcze kiedyś do ciebie zadzwonić?- Jasne.- Isabella z niepewnym uśmiechem przyglądałasię, jak Hunter w pośpiechu wychodzi z restauracji.26.W drodze do parku Griffitha Hunter zadzwonił do Garcii,prosząc, by zawiadomił ekipę techniczną i jednostkę specjalną.Doskonale wiedział, że mordercy dawno już nie ma na miejscuzbrodni, ale musiał działać zgodnie z protokołem, a ten wyma-gał, by to jednostka specjalna sprawdziła teren pierwsza.Leżący na obszarze ponad czterech tysięcy stu siedmiuakrów park Griffitha to największy naturalny park miejski,niemal w całości porośnięty dębami kalifornijskimi, dzikąszałwią i chróściną jagodną.Z jego słynnego wzgórza MountLee wita podróżnych słynny napis Hollywood.Jednostka specjalna bez problemu odnalazła porzuconegomercedesa, choć ukryty był z dala od ścieżek, którymi uczęsz-czają turyści.Wysokie gęste dęby rosnące wokół zatrzymywałypromienie padającego na niego popołudniowego słońca.Po-wietrze było ciepłe i wilgotne, koszule wszystkich przesiąkniętepotem.Mogło być gorzej, pomyślał Hunter, cieszmy się, że niepada.Garcia zdążył już wysłać do biura faks z danymi samo-chodu.Na aucie nie było żadnych widocznych śladów.Pod wpły-wem lejącego się z nieba żaru dach zdawał się skrzyć niczym170tafla wody, ale przez przyciemniane szyby nie dalo się zajrzećdo środka.Strefę działań ograniczono do kilku metrów wokółsamochodu.Po krótkiej naradzie czwórka policjantów z jed-nostki specjalnej, z uniesionymi na wysokość oczu pistoletamimaszynowymi MP 5, zaczęła się zbliżać do pojazdu.Szli paramiz dwóch stron.Przymocowane do lufy broni latarki rzucałypierścienie światła na porzucony samochód.Przy każdym ostrożnie stawianym kroku pod ich stopamiszeleściły liście i patyki.Sprawnie badali teren wokół, podchodząc coraz bliżej sa-mochodu i szukając linek uruchamiających bomby albo puła-pek minowych.- Mamy kogoś na siedzeniu kierowcy - zakomunikowałten, który pierwszy podszedł do pojazdu.Wszystkie latarki skierowano na leżącego bezwładnie naprzednim siedzeniu mężczyznę.Oczy miał zamknięte, głowęwciśniętą w zagłówek, na wpół otwarte usta i wargi w kolorzeciemnej purpury.Z oczu, niczym łzy, płynęły po policzkachkrople krwi.Nie miał koszuli, a cale jego ciało pokrywałykrwiaki.- Jak tył? - krzyknął Tim Horton.Drugi z policjantów podszedł do tylnego prawego okna ioświetlił wnętrze silnym strumieniem światła z latarki.Ale anina tylnym siedzeniu, ani na podłodze nie było nic.- Tył czysty.- Pokaż ręce - krzyknął Tim z bronią wycelowaną w głowęmężczyzny.Ten nie poruszył się.- Wygląda na martwego, Tim - odezwał się jeden z kole-gów.Tim podszedł do drzwi kierowcy.Pozostali ubezpieczali go,nie spuszczając wzroku i broni z mężczyzny.Tim ukląkłostrożnie, sprawdzając, czy pod samochodem nie ma ładunkówwybuchowych albo jakichś przewodów.Wyglądało na to, że171nie.Wstał i powoli chwycił za klamkę.Kierowca w dalszymciągu leżał bez ruchu.Czuł spływający po czole pot.Wziął głęboki oddech, próbu-jąc powstrzymać drżenie rąk.Wiedział, co robić.Jednym płyn-nym ruchem otworzył drzwi.Ułamek sekundy pózniej znowucelował w głowę kierowcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]