[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Proszę.? No wyraznie chyba mówię, nie? Chociaż niechętnie.Leżał na podłodze i był nie-żywy. Kiedy go pani widziała na tej podłodze? O osiemnastej? Trochę przed. Widziała go pani nieżywego przed osiemnastą?! Jak w pysk dał.Równiutko za piętnaście szósta, bo tak byłam umówiona z Ani-tą, a ja jestem punktualna.Do pokoju dwa tysiące trzysta dwadzieścia osiem weszłamprzez pomyłkę i on tam leżał, moim zdaniem zastrzelony, na wznak, martwy komplet-nie.Twarz było widać i przyjrzałam się dokładnie.Teraz wreszcie odrobinę go ruszyło.W granitowy posąg wstąpiło życie i cień jakichśludzkich uczuć.Zdumienie, zaskoczenie, zainteresowanie, wszystkiego tyle co kot na-płakał, ale jednak dało się zauważyć.Kazał mi powtórzyć wszystko jeszcze raz, upewniając się kilkakrotnie co do godzi-ny.Musiałam sprecyzować objawy martwoty, co skłoniło Martusię do skoku po kolej-ne piwo.Major Cezary Piękny przestał się śpieszyć, nieżywego Ptaszyńskiego uczepił się45jak rzep psiego ogona.Poszłam na całość, Anita, ostatecznie, miała duńskie obywatel-stwo i nic jej nie mogli zrobić, a nie wątpiłam, że duńskiej policji o spotkaniu z niebosz-czykiem chętnie opowie.Ten tam jakiś Stefan Trupski poszedł w zapomnienie. Wywiezli go stamtąd kontynuowałam. To wiem od Anity, powiedziała przeztelefon.Około wpół do dwunastej, tak mówiła, dwóch silnych go zabrało, symulującopiekę nad przyjacielem na bani albo pobitym.Anita lubi dużo wiedzieć, to dzienni-karka, zjechała na dół i widziała wyjeżdżające z garażu dwa samochody, nie razem, od-dzielnie, mamy zapisane numery.Martusia, gdzie to zapisałaś?No i zaczęło się.Papierów na moim stole leżało mnóstwo, bardziej był to stół do pra-cy niż dla gości.Musiałyśmy obejrzeć każdy świstek, żeby wreszcie stwierdzić, iż upra-gniona informacja znalazła się na poleceniu przelewu na konto agencji ubezpieczenio-wej, którego dokonałam przez telefon, więc papier mi został, pomiędzy nowym nume-rem telefonu Marty Klubowicz a tłumaczami Dickensa z lat 49 i 71.Podałam mu, zapi-sał sobie na wszelki wypadek, ostrzeżony, iż komunikat może nie mieć sensu.IntuicjaAnity czasem się sprawdza, a czasem nie.Następnie pozastanawiał się chwilę, zmieniwszy wyraz twarzy o tyle, że odrobinecz-kę zmarszczył brwi. Jest pani pewna tego wszystkiego? spytał w końcu. Granitowo. Dlaczego pani od razu kogoś nie zawiadomiła? No to przecież mówiłam panu! Spieszyłam się cholernie.A, nie, przepraszam,wpadłam w histerię i nie uwierzyłam własnym oczom.Jeszcze się nad tym zastanowię,bo może się tylko śmiertelnie przestraszyłam.A potem ten cały Ptaszyński wyleciał miz głowy, pracą się zajęłam! I nie była to taka świetlana postać, żebym miałam pogrążyćsię w nieutulonym żalu na dwie doby! I jeszcze powiem panu więcej.Pomyślałam, że skoro Marta akurat tu jest, mogłybyśmy załatwić za jednym zama-chem także i drugiego trupa, a przy okazji alibi Dominika.Niech on mi wreszcie spad-nie z głowy.A w ogóle dowiedzieć się czegoś..pod warunkiem, że pan też coś powie ciągnęłam. Kto to był, ten drugitrup, odnaleziony rano?Cezary Piękny milczał chwilę, w środku zapewne miał wahanie, ale postarał się gonie ujawnić. Owszem, powiem zdecydował się. Niejaki Antoni Lipczak. Tyle wiemy skrzywiłam się i chciałam rozbudować pytanie, ale przerwał mibłyskawicznie. Skąd?! O, masz.! jęknęła Martusia. Słuchaj, ja całego warsztatu pracy w celi niezmieszczę.!46Zlekceważyłam jej obawy bezlitośnie. Widziała go tu obecna świadkini wskazałam Martę i nic nie mogłyśmy zro-zumieć, bo zalęgły się nam z tego dwa trupy.Co ma piernik do wiatraka? W tym sa-mym pokoju, tego samego dnia.Nasz rozmówca-kamień znów mi przerwał, nad wyraz uprzejmie. Jest to dość skomplikowana sprawa, a informacje pań są bardzo cenne, ponieważw pierwszej chwili zaistniało podejrzenie, że to Ptaszyński zabił Lipczaka.Skoro jednakPtaszyński stracił życie wcześniej. Z całą absolutną pewnością i mogę na to przysięgać w dowolnym miejscu, i nawszystko, co pan chce powiedziałam z naciskiem, bo urwał, patrząc na mnie py-tająco. Czas zejścia nie znanego mi Lipczaka lekarz stwierdził dość kategorycznie,to przypadkiem wiemy, Ptaszyński zatem odpada, a przy okazji odpada gość z pokojuobok, którego obie doskonale znamy.Martusia, wyjaśnij panu.Resztę czasu pan major poświęcił maglowaniu Martusi, która powiedziała wszystko,omijając tylko starannie swoje perturbacje uczuciowe.Rzuciła mu na pastwę Tycia, któ-ry miał zaświadczyć, iż Dominik żadnych skłonności zbrodniczych nie przejawiał, a je-śli w owej chwili jakiekolwiek, to tylko w stosunku do niej.Podinspektor Błoński robiłwrażenie, że rozumie, co się do niego mówi, po czym pożegnał nas wreszcie, równie ka-mienny, jak w chwili powitania.Tajemniczy głos w duszy informował mnie, że teraz po-leciał łapać osobę, która zbliżyłaby go do Bożydara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]