[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikomedes cofnął nieco swoją konnicę.Podkomendni Filoklesa rów-nież się cofali.Ruchu wstecz nie musiał wykonać Heron, którego oddziałnie ruszył się z miejsca; był zresztą zbyt daleko wysunięty na skrzydło, bymóc choćby widzieć walki przy brodzie.Do Kineasza podjechał Nikiasz.- Za godzinę obóz będzie gotowy - powiedział.Wskazał na bród.- Cosię tam dzieje?Kineasz pokręcił głową.- Nie udało się zastawić pułapki - odparł.- Zatrąb na odwrót.Na drugim brzegu ustawiła się już nieprzyjacielska kawaleria, a w samejrzece ludzie Eumenesa zabijali uciekających Traków.Po sygnale karniezawrócili, zostawiając za sobą mnóstwo trupów.Mimo to straty zadane480wrogowi wcale nie były dotkliwe.Kineasz starał się ogarnąć wzrokiemniknący w mroku drugi brzeg.Czuł, że ustawia się tam również taxis, lecznie miał na to żadnego dowodu.Za nim, na jednym ze wzgórz, zamigotało ognisko.Potem następne.Kolumna Memnona wkroczyła na pas suchej ziemi i zaczęła ustawiaćsię w szyk.Obserwując bród, Kineasz chwalił mijających go żołnierzy.PomógłMemnonowi ustawić się na środku, frontem do brodu.Po prawej stałagłówna falanga Pantikapajonu, a po lewej epilektoi dowodzeni przez Filo-klesa, z kawalerią osłaniającą flankę.Gdy wszyscy byli już ustawieni, dru-gi brzeg tonął w nieprzeniknionej ciemności, a na wzgórzach po greckiejstronie paliło się wiele ognisk.Kineasz ponownie zgromadził swych oficerów, a Nikiasza posłał posyndyjskiego kowala, kryjącego się w drzewiastej fortecy.Kiedy wszyscystali już przed nim, zasalutował i rzekł:- Zatrzymaliśmy nieprzyjaciół.Wygraliśmy tę część batalii.Zadaliśmyim straty, a teraz musimy ich przytrzymać aż do przyjazdu króla.- Rozej-rzał się po słabo widocznych twarzach, wśród których były oblicza dawnomu znane i prawie zupełnie dlań nowe.Gdy jego wzrok padł na Filoklesa, wzdrygnął się lekko, bo po razpierwszy widział w nim człowieka zdolnego zabijać innych.- Oto mój plan- rzekł po przerwie.- Cała armia wycofa się na wzgórza, żeby posilić się iodpocząć.Bród utrzymamy, stawiając tam rotacyjne straże.Każda z czte-rech zmian składać się będzie zarówno z konnicy, jak i z piechoty.Ale.-Rozejrzał się, by się upewnić, że wszyscy go słuchają.- Gdy zaatakują,oddamy im bród.Myślę, że uderzą o świcie, od razu całą taxis.Pozwolimyim na to.- Wskazał na Temeriksa, który stał nieco z boku.- Wystarczywam strzał? - zapytał po sakijsku.Kowal roześmiał się.- Przez cały dzień tniemy strzały - odparł.- Jesteście w stanie utrzymać świątynię? - zapytał Kineasz.- Przez ca-łą noc?481Kowal wzruszył ramionami.- Jestem waszym człowiekiem - odrzekł.- Jestem tu, żeby umrzeć.Zwiątynia boga rzeki to dobre miejsce, by umrzeć.Kineasz pokręcił głową.Był zbyt zmęczony, by spierać się o najdogod-niejsze miejsce śmierci.- Nie umieraj - powiedział.- Utrzymajcie świątynię do chwili, w któ-rej wróg znajdzie się na naszym brzegu, a potem pędem wracajcie do nas.-Ponownie powiódł wzrokiem po zebranych.- Pozostali.Ustawicie się takjak teraz, tyle że tutaj, na granicy mokradeł.Niewielka wyniosłość wzdłużrzeki to nasza linia bojowa.- Z jedną flanką na rzece - odezwał się Filokles.- A drugą w powie-trzu.Kineasz pokręcił głową i wskazał na wzgórza.Mimo zmroku widać tambyło sylwetki jezdzców.- Nasi przyjaciele z klanów Trawiaste Koty i Stojące Konie zajmą sięotwartą flanką - powiedział.- Pozwolimy Zopyrionowi, jeśli on tam w ogó-le jest, przeprawić się na nasz brzeg.Znajdzie się pod kątem prostym wstosunku do naszego szyku.To fatalna pozycja na początek bitwy.Prze-grupowanie zajmie mu dużo czasu.Poza tym nie bierze tego w rachubę i natym też straci czas.Ruszamy na moje hasło.Przyszpilimy go do rzeki.-Uśmiechnął się.- A gdy przeprawią drugą taxis, rozpoczniemy odwrót.-Obejrzał się przez ramię.- Musimy im oddać spory kawałek ziemi, pano-wie, około trzydziestu stadiów.Trzymajcie się razem, pilnujcie ustawień inie dajcie się wpędzić w popłoch.Cofać się możemy nawet przez całydzień.Chcę na początku nieco go zranić, by potem cofać się aż do nadej-ścia króla.To wszystko.A teraz najedzcie się i wyśpijcie.Wszyscy kiwali głowami.Dały się słyszeć słabe śmiechy.Nastrój byłdobry;Kineasz ponownie dosiadł Tanatosa i raz jeszcze spojrzał na bród, któryginął już w mroku.Po drugiej stronie widać było macedońskie ogniska.Następnie spiął konia i pojechał do obozu.*482Wszyscy o niego dbali: Syndowie, niewolnicy, dawni towarzysze broni.Jego rzeczy były wypakowane, a namiot - jedyny w obozie hippeis - czekałjuż na niego pod rozgwieżdżonym letnim niebem.Płaszcz i zbroja zniknę-ły, jak tylko Kineasz je zdjął, a w jego dłoniach zjawiła się miska z mię-sem, serem i chlebem.Do ogniska podszedł Filokles, który zmył już z sie-bie krew i miał na sobie świeżą tunikę.Przyniósł spartański puchar z moc-nym nierozcieńczonym winem i postawił go przy Kineaszu.W oddali Arnii Sitalkes obmywali oblepionego błotem Tanatosa i czyścili brudny i prze-pocony płaszcz dowódcy.W tyle, za Tanatosem, strzelały w górę dziesiątki dymiących płomieni,trawiących drewno starannie zebrane zarówno przez niewolników, jak iwolnych ludzi.Przy każdym ognisku wpatrzeni w płomienie kawalerzyści ihoplici spożywali gorące potrawy, rozmyślając o tym, co może przynieśćkolejny dzień.Stara gwardia - rozsiani po różnych oddziałach Lykeles, Laertes, Kojnosi pozostali - dołączyła do Kineasza i rozsiadła się w kręgu, zostawiającjednak miejsce dla nowych towarzyszy broni.Wśród tych ostatnich byliEumenes, Ajas i Nikomedes.Klio niepewnie trzymał się na uboczu, aż wkońcu Kojnos, który przez całą zimę szkolił młodzieńca w sztuce wojennej,przywołał go gestem do ogniska.Przez pewien czas wszyscy milczeli.Kineasz bez słowa jadł i pił, wpa-trzony w płomienie.Kiedy Sitalkes wyczyścił już Tanatosa, przekazał goArniemu, który odprowadził go w pobliże stanowisk wartowniczych, samzaś - już nie jako getyjski chłopiec, tylko nowo narodzony mężczyzna -podszedł do reszty i usiadł obok Ajasa.W tym momencie Agis wstał z miejsca, odchrząknął i zanucił pieśń,śpiewaną w Olbii na agorze.Następnie pochylił głowę, uniósł ją i zacząłrecytować:Jak gdy potworna pożoga szaleje w głębokich parowachGóry słońcem spieczonej i leśne gorzeją bezmiary,Wichrem zaś zewsząd miotane wirują dziko płomienie,Tak - niczym bóstwo złowrogie - Achilles szalał, ścigającZ włócznią ofiary swe, krwią zaś spłynęła ziemia ściemniała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]