[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vic i Cook pośpieszyli w stronę schodków.Danny wiedział, dokąd biegnie Lacey.Na pomoście, obok generatora, był zainstalowany telefon awaryjny.Rzucił się również w kierunku schodów, wymijając Ralpha, który zdawał się być zaskoczony rozwojem sytuacji.Danny dopadł Vica i Coopa u podstawy schodów i pchnął ich tak silnie, że stracili równowagę, po czym pierwszy zaczął się wspinać na schodki.Mknął ku pomostowi, przeskakując naraz po dwa stopnie.Potem przystanął i spojrzał w dół.— Zanim go złapiecie, będziecie mieli do czynienia ze mną — zawołał i groźnie podniósł rękę z kluczem.„Będę ich musiał zatrzymać, dopóki Lacey nie zdąży zadzwonić” — pomyślał.Ralph wydał z siebie ryk wściekłości i odpychając w bok Vica i Coopa, zaczął się wdrapywać na schodki.Tuż za nim kuśtykał Hambone.Danny zamierzył się kluczem na Ralpha, lecz w tej samej chwili uczuł potworne uderzenie w bok klatki piersiowej.Zaczął się słaniać.Upuścił klucz.Nowy cios powalił go na kolana.Podniósł wzrok i zobaczył wykrzywioną od furii twarz Ralpha.Obok stał Hambone ze swoją świecącą od potu twarzą, w dodatku ponurą jak noc.Wydało się Danny’emu, że klucz w ręku Ralpha ma co najmniej siedem metrów długości.Danny próbował podnieść ręce ku twarzy, by zasłonić się przed następnym ciosem, gdy klucz spadł nań znowu.Zobaczył fontannę iskier i upadł na pomost.Gdzieś daleko usłyszał głosy ludzi.Wołali i wrzeszczeli.Nie widział już nic, tylko błyski światła wewnątrz czaszki.Czuł rozdzierający ból.XXVDanny obudził się w szpitalu.Zamrugał oczami na widok znajomej zielonej zasłony wokół swego łóżka.Jego głowa była tak ciężka, jakby niósł na niej worek cementu.Dotknął jej palcami.Cała była w bandażach.Potem stwierdził, że może poruszać tylko jedną ręką.Druga była w gipsie.Zasłona rozchyliła się i do jego łóżka podszedł, uśmiechając się, Joe Tenny.— Czujesz się lepiej?Danny usiłował odpowiedzieć, lecz jego wargi były na to zbyt spuchnięte i obolałe.— Nie chodzi mi o twoje ciało — mówił Joe, siadając na krześle, jak zwykle, po kowbojsku, okrakiem.— Miałem na myśli twoje sumienie.twego ducha.Danny wzruszył ramionami i od razu uczuł ukłucie w boku.— Zrobiłeś dobry wybór.Kosztowało cię to parę wybitych zębów i kilka złamanych żeber, ale to można wyleczyć.Będziesz wypisany za tydzień lub dwa.— Pan.— Wargi bolały go, ale musiał to powiedzieć.— Pan wiedział o wszystkim?Joe spojrzał nań, jak niegdyś, jakby chciał powiedzieć: „Kogo chcesz nabrać, dziecię?.”— Wiedzieliśmy, że zamierzacie uciec.Ale nie wiedzieliśmy, którędy i kiedy.Zacierałeś wszelkie ślady po mistrzowsku.Gdybyś nie był taki sprytny, oszczędzilibyśmy ci tego lania, które dostałeś od tych dwóch osiłków.— Ja.astma.już mi wszystko przeszło.Joe skinął głową,— Lekarz powiedział mi, że to musiało przejść.wcześniej lub później.Nie miałeś nic z płucami.W twoim przypadku astma to było coś, jak laska do podpierania.Niewinna wymówka, którą miałeś zawsze w rezerwie.Gdy twoje sprawy przybierały zły obrót, zaczynałeś się dusić.Wtedy miałeś gotowe wytłumaczenie, dlaczego ci się nie udało.Danny zamknął oczy.— Ale w decydującej chwili — mówił Joe — zrezygnowałeś z tej wymówki.I astma przeszła.Stanąłeś na własnych nogach i zrobiłeś to, co powinieneś był zrobić.— Co z Laceyem? — spytał Danny.— Gdy przybyliśmy tam po jego telefonie, próbował cię osłaniać przed Ralphem i Hambonem.Nawet go nie drasnęli.dzięki tobie zresztą.— To nie miało żadnego sensu — mamrotał Danny.— Nigdy byśmy nie uciekli.— Oczywiście, że nie.Nawet gdybyście się wydostali z Ośrodka, wyśledzilibyśmy was.Ale dla ciebie ta ucieczka była czymś bardzo ważnym.— Co takiego?Joe przysunął swe krzesło bliżej łóżka.— Jaka myśl dodawała ci sił do życia, odkąd tu przybyłeś? Myśl o ucieczce.Czy sądzisz, że o tym nie wiedziałem? Każdy więzień myśli tylko o ucieczce.Kiedyś, gdy byłem jeńcem wojennym, próbowałem uciekać czternaście razy.— Czemu więc.— Posłużyliśmy się ideą ucieczki, aby ci pomóc dorosnąć — rzekł Joe.— Jak uważasz, dlaczego ci powiedziałem, że stąd nie da się uciec? Aby zdobyć pewność, że spróbujesz mi udowodnić, iż się mylę! Żadne lekcje i żadne wykłady na całym świecie nie dałyby tyle, co jedna idea ucieczki.Przypomnij sobie, co zrobiłeś.Nauczyłeś się czytać i studiować, nauczyłeś się, jak pracować ze SPESK-iem, jak planować naprzód, jak panować nad nerwami.Nauczyłeś się nawet, jak kierować innymi ludźmi.Wszystko dlatego, że próbowałeś uciec.— Ale to nie wyszło.— Oczywiście.Nie wyszło, ponieważ w końcu nauczyłeś się rzeczy najważniejszej: nauczyłeś się, że jedyną drogą ucieczki z więzienia.ze wszystkich więzień jest zapracowanie sobie na to.Danny opadł głową na poduszki.— I zachowałeś się bardzo poprawnie wobec Laceya.Myślę, że to też cię czegoś nauczyło.— Co z innymi chłopakami? — spytał Danny patrząc w sufit.— Vic i Coop są w swoich pokojach.Pozostaną tam przez co najmniej tydzień, a później pozwolimy im wrócić do zajęć szkolnych.Będę im musiał poświęcić tyle uwagi, ile poświęciłem tobie.Nie wygląda na to, że nauczyli się tyle co ty.Jeszcze nie.To samo jest z Liliputem i Gadułą, z tym że będzie ich dozorował jeden z naszych pracowników.Ralph i Hambone są tu, w szpitalu, na górze.Mają zaburzenia emocjonalne o takim nasileniu, że ryzykowne byłoby pozwolić im poruszać się swobodnie po Ośrodku.Obawiam się, że będą tu jeszcze bardzo długo.Danny nabrał powietrza głęboko w płuca.Bolały go żebra, lecz jego pierś już nie sprawiała mu kłopotu.Oddychał bez przeszkód.— Słuchaj — rzekł Joe.— Gdy wyjdziesz z tego szpitala, będzie niemal dokładnie rok od dnia, kiedy tu przybyłeś.Myślę, że wiele się nauczyłeś w swoim pierwszym roku.Przyszło ci to z trudem, ale w końcu się nauczyłeś.Danny skinął głową.— A teraz, jeśli już jesteś gotowy, mogę zacząć cię uczyć naprawdę.Być może za rok zwolnimy cię stąd warunkowo.Postaram się, abyś trafił do prawdziwej szkoły.Możesz potem studiować na politechnice, jeśli będziesz chciał.Będziesz mógł uczyć się budowy samolotów.i latać na nich.Danny uśmiechnął się mimo bólu.— Chciałbym, żeby tak było.Joe wstał z krzesła.— Doskonale.Dla podatników będzie znacznie taniej posłać cię do szkoły i zrobić z ciebie przyzwoitego człowieka, niż trzymać cię w więzieniach do końca życia.Joe wstał z krzesła.Danny odruchowo wyciągnął ku niemu rękę.Nauczyciel spojrzał na nią, a potem uśmiechnął się w sposób, jakiego Danny jeszcze u niego nie widział.Podszedł do łóżka i mocno uścisnął dłoń Danny’ego.— Dziękuję ci.Czekałem na to przez cały rok.— Dziękuje ci, Joe.Joe wypuścił rękę Danny’ego i zrobił pół obrotu w stronę drzwi, ale nagle zatrzymał się i rzekł:— Aha, całkiem bym zapomniał.Laurie jest już w drodze tutaj.Chce się z tobą zobaczyć.No i wręczyć ci prezent świąteczny.— Wspaniale — ucieszył się Danny.Joe sięgnął do kieszeni spodni i wyjął cygaro.— Wy oboje macie przed sobą jasną przyszłość.A ja umiem wróżyć.Muszę ci powiedzieć, że jestem po części Cyganem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]