[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale.- Tomcat - powiedział Bill.- Trzymajcie się, pomoc jest już w drodze.* * *- Wiedziałaś, że mają broń plazmową? - spytała Despreaux, śląc kolejną serię na lewood drzwi.- Nie - odparła Pedi, celując w nogę, która pojawiła się po prawej.Znowu chybiła.- Aty?- Nie.- Nie miałaś nam jak powiedzieć.- Pedi postanowiła po prostu siać serią i miećnadzieję, że w coś trafi.Większość pocisków trafiła w ścianę, i jak się okazało, była topancerna plastal.- Więc jeśli wiedziałaś, możesz się przyznać.Tylko mnie, tak między nami.- Nie wiedziałam - odparła ze złością Despreaux.- W porządku?- Dobrze już, dobrze - powiedziała pojednawczo Pedi.- Powiedz jeszcze raz, jak to sięprzeładowuje.- Słuchaj, po prostu.nie wychylaj się i zostaw strzelanie mnie, dobrze?- Dobrze.- Mardukanka wydęła wargi.- Szkoda, że nie mam swoich mieczy.- Szkoda, że ja nie mam swojego Rogera.* * *- Słuchaj, Erkum - powiedział łagodnie Krindi, zerkając na broń, którą niósł jegoprzyjaciel.- Zostaw strzelanie mnie, dobrze? Ty po prostu pilnuj moich pleców.Spojrzał po raz ostatni na olbrzymiego podoficera; cichy, uparty głos gdzieś z tyłu głowywciąż go pytał, czy to aby na pewno był dobry pomysł.Erkum był jedyną osobą, nawet wśródMardukan, która potrafiła unieść lekkie działo czołgowe dostarczone przez Alphan - razem zpower packiem - bez pomocy pancerza wspomaganego.Sam widok czegoś takiego powinienwystarczyć, żeby oprychy Siminowa poddały się bez walki.Oczywiście miało to także złestrony.- Pilnuj moich pleców - powtórzył stanowczo.- Dobrze, Krindi - powiedział Erkum, a potem otworzył kopniakiem drzwi Samorządui wszedł do środka, trzymając działko nieco poniżej wysokości ramienia.To nagłewtargnięcie spowodowało, że grupa ochroniarzy na drugim końcu korytarza odwróciła się izamarła, kiedy dotarło do nich, co widzą.I wtedy Erkum nacisnął spust.Aadunek nawet nie poleciał w stronę łudzi.Rozorał całą lewą ścianę korytarza, a potem trafiłw dzwigar konstrukcji i eksplodował kulą plazmy.Erkum znów nacisnął spust i dwa kolejne ładunki, które opuściły z wyciem lufę działka,wywaliły trzydziestometrową dziurę w suficie i prawej ścianie.Budynek natychmiast stanął wogniu, ale te dwa strzały przynajmniej wyeliminowały większość ochroniarzy, do którychMardukanin celował.- Na przeklętą wodę, Erkum! - Krindi opadł na kolano i wykończył ostatniego z nichdwoma strzałami z karabinu.- Mówiłem, żebyś nie strzelał!- Przepraszam, dopiero się do tego przyzwyczajam.Teraz będzie już lepiej.- Nawet nie próbuj! - ryknął Krindi.- Ooo, tam jest jeden! - Ochroniarz wyhamował w miejscu i patrzył na nich poprzezpłomienie wydobywające się z kilku wypatroszonych pomieszczeń po prawej stroniezdemolowanego korytarza.Potem podniósł broń, ale rozmyślił się i próbował uciec.Erkum wycelował.i ładunek - idąc mniej więcej śladem zniszczeń na lewo od ich pozycji -trafił w piec w kuchni i wywalił dziurę w tylnej ścianie budynku, z której natychmiastbuchnęły płomienie.Jeśli uciekający ochroniarz w ogóle zauważył ten strzał, nie dał tego posobie poznać.Erkum spróbował jeszcze raz.i zrobił kolejną dziurę w suficie.Następne naciśnięcie spustunic już nie dało, bo wewnętrzne protokoły broni zablokowały ją na czas potrzebny doostygnięcia.- Skończyły mi się naboje - powiedział smutno.- Jak się to przeładowuje?- Po prostu.używaj tego jako maczugi - poradził mu Krindi, biegnąc na drugi konieckorytarza.Mimo diabelskiego klimatu tej planety był przekonany, że nie będzie jużpotrzebował swojego skafandra.W budynku robiło się gorąco jak w piekle.* * *- Co to było, do cholery?! - krzyknął Clovis.- Nie wiem - odparł Trey, sprawdzając prawą stronę - ale coś się tutaj pali!Wystrzelił raz i drugi.- Czysto.- Roztapiam się! - krzyknął Dave łamiącym się falsetem.- Roztaaapiam sięęę! -powtórzył, zdejmując dwóch ochroniarzy, którzy wypadli biegiem zza rogu.- Na górę - rozkazał Catrone.- Cokolwiek to było, mamy chwilę czasu, więc jąwykorzystajmy.Klepnął Dave'a w ramię i wskazał w prawo.- Tato, nie dotykaj mnie, proszę - powiedział Dave głosem małego dziecka i popędziłkorytarzem.Rzucił się na podłogę i leżąc na brzuchu, wyjrzał zza rogu.Wystrzelił trzykrotniei pomachał ręką.- Czysto - oznajmił beznamiętnym tonem.* * *- Gabinet premiera - powiedziała z roztargnieniem kobieta, nie patrząc nawet na ekran.Zza jej pleców dobiegały strzępy innych gorączkowych rozmów, dowodzące, że nikt wzatłoczonym centrum łącznościowym nie ma pojęcia, co się dzieje.Eleanora przeklęła fakt, że jedynym aktualnym numerem, jaki posiadała, była standardowalinia publiczna.- Muszę porozmawiać z premierem - powiedziała z naciskiem.- Przykro mi, proszę pani - odparła recepcjonistka - ale premier jest zajęty, a mywszyscy mamy tutaj małe urwanie głowy.Proszę zadzwonić kiedy indziej.Sięgnęła do przycisku rozłączania.- Nazywam się Eleanora O'Casey - powiedziała ostro Eleonora - i jestem szefowąświty księcia Rogera Ramiusa MacClintocka.Czy to pani coś mówi?Kobieta w końcu spojrzała na nią szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami, a potemwzruszyła ramionami.- Proszę to udowodnić - odparła równie ostrym tonem.- Dzwonią tutaj różnidowcipnisie, a ja widziałam zdjęcia panny O'Casey i pani w ogóle nie jest do niej podobna.- Czy jest pani świadoma, że w mieście trwa bitwa?- A kto nie jest?- Cóż, jeśli premier Yang chce wiedzieć, co się tutaj dzieje, niech mnie pani lepiej znim połączy.* * *- Niech to szlag! - warknął Adoula, patrząc na ekran komunikatora.- Szlag! Tonaprawdę ten mały drań Roger, prawda?- Na to wygląda - odparł Gianetto.- Nie złapaliśmy nikogo, kto by z nim rozmawiał,ale panuje powszechne przekonanie, że wrócił, i to bardziej jako syn swojej matki niż ojca,jeśli pan rozumie, co mam na myśli.To mogą być prawdziwe pogłoski.Gdybym nie wiedział,gdzie jest Alexandra i w jakim jest stanie, powiedziałbym, że cały ten plan nosi znamiona jejudziału, zwłaszcza zabójstwo Greenberga.Gdyby nie to.- Wzruszył ramionami.- Zmierzamdo tego, że jest bardzo duża szansa, iż opanują Pałac.Już zniszczyli pana biuro w centrum.Byłbym zaskoczony, gdyby nie przygotowali się do zniszczenia innych prawdopodobnychmiejsc pana pobytu.- Rozumiem.Zna pan plan.Wyłączył komunikator i przez chwilę siedział bez ruchu, rozglądając się po swoim domu.Byłto przyjemny dom i bolało go, że będzie musiał go na zawsze porzucić.Ale czasem trzeba cośpoświęcić, a poza tym zawsze będzie mógł wybudować sobie następny.Wstał i podszedł do drzwi gabinetu.- Tak, proszę pana? - spytała jego asystentka, podnosząc na niego wzrok.- Ma pandużo wiadomości, niektóre z nich dość pilne, i myślę.- Tak, jestem pewien - przerwał jej Adoula, marszcząc w zamyśleniu brwi.- To bardzoniepokojące, bardzo niepokojące
[ Pobierz całość w formacie PDF ]