[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wymordowana i znudzona, wraca do intelektualnego i spokojnego życia dojrzałego.W czasach Zapolskiej nie było tak wyraźnie zaznaczonej różnicy między światem młodych i światem ludzi dorosłych.Dzisiaj ta gra rozegrana by była jeszcze szybciej.Muszka kazałaby Tolowi grać z nią w szczypiorniaka, a Wituś kazałby Luli rozbijać szyby u Hirszfelda.Albo przeciwnie.Dzisiaj grałby rolę tylko tak ważny element przyzwyczajenia, ale i zasadnicza odrębność psychiki.Oczywiście, wszystko to działoby się w sztuce, bo jeśli chodzi ożycie, jestem dość sceptyczny w stosunku do przewagi kobiet starszych nad młodszymi.Za dużo się widzi zwycięskich dziubasów i, jak słusznie powiedział pewien znawca życia, nie ma prawdziwego pociągu tam, gdzie jest za mała różnica płci.Ten sam filozof powiedział mi kiedyś, że światem rządzą hormony i masony.Hormony – organizmem, a masony – zbiorowością.Z tego powodu nigdy nie należy mówić źle o żadnej kobiecie, bo nigdy nie wiadomo, gdzie nas hormony zagnają.Pewien mój znajomy powiedział kiedyś o pewnej pani, że wygląda jak szczotka ryżowa do klozetu, a po dwu latach ożenił się z tą szczotką i był bardzo szczęśliwy.Obsada Skiza zbyt ułatwia grę miłosną, bo jeśli Lulę gra Ćwiklińska, a Muszkę Swierczewska, widz nie ma żadnych wątpliwości, że Tolo wróci do Luli.Ja pod tym względem uważam Tola.Nawet niektórzy tak mnie nazywają i gdyby p.Ćwiklińska chciała kiedy pojechać w step konno i w pidżamie.Pan Wesołowski w roli Witusia miał bardzo dużo zdrowego humoru.Pan Różycki wywiązał się z roli Tola bez zarzutu.Reżyseria Zelwerowicza staranna i inteligentna.31 października 1937 r.Teatr Narodowy: „CZARNA DAMA Z SONETÓW”, komedia w 1 akcie George’a Bernarda Shawa; przekład Floriana Sobieniowskiego; „ŻYCIE SNEM”, sztuka w 3 aktach (7 obrazach) Pedra Calderona de la Barca; przekład Edwarda Boyégo; reżyseria Wilama Horzycy; dekoracje Andrzeja Pronaszki.Propagandowy żarcik Shawa, w którym wielki William prosi królową o subsydia dla teatru narodowego, tak był wystawiony przez naszego Wilama, że powinni cofnąć wszystkie subsydia Teatrowi Narodowemu.Węgrzyn osiągnął pełny sukces.Dzięki wspaniałej sile głosu potrafił przekrzyczeć suflera.Nie było to zadanie zbyt łatwe, gdyż sufler ze swej strony robił wszystko, aby nie dać się Węgrzynowi.Króciutkiej jednoaktówki Shawa można się całej nauczyć w godzinę.Tę godzinę mógł sobie Węgrzyn zarezerwować, jeśli nie dla nas, to dla Shawa i Szekspira, którego postać miał honor kreować na scenie Teatru Narodowego.Życie snem przeniosło nas w krainę prawdziwej poezji.Dramat dzieje się w nieprawdziwej Polsce, którą rządzi król Bazyli.Monarcha ten słynie z mądrości.Odczytał w gwiazdach, że syn jego będzie potworem, że sięgnie gwałtem po koronę, że rządy jego będą pasmem zbrodni i nieprawości.Wydał walkę gwiazdom.Pragnąc zmienić wyroki nieba, zakuł swego syna kajdany, rzucił do wieży i trzymał pod strażą.Kiedy Zygmunt doszedł do pełnoletności, Bazyli zapragnął się przekonać, czy istotnie syn jego jest bestią.Zrobił wszystko, aby z człowieka uczynić zwierzę chciwe zemsty i potem dał temu zwierzakowi władzę.Przeraźliwa głupota tej metody wychowawczej nasuwa dość żywe analogie.Niepokoi nas trochę, że Zygmunt trzymany od urodzenia w lochu wyraża się bardzo dworsko i kwieciście, że włada bronią, że zachowuje się jak normalny tyran.Neron, którego wychowywał Seneka, postępował znacznie gorzej.Po tych pretensjach buntującego się zdrowego rozsądku, łatwo godzimy się ze szlachetnym pięknem dramatu Calderona.Uśpiony odurzającymi ziołami, Zygmunt nagle z dna upodlenia przeniesiony zostaje na tron.Z tronu znów wraca do wieży, aby raz jeszcze być przez zbuntowany lud wyprowadzony z ciemnicy.Jawa łączy się ze snem.Sny realizują się i granica między marzeniem a rzeczywistością zasnuta jest oparami opium i belladonny.Bohater Calderona poznaje marność i złudę życia.Poznaje piękno słów.Loch więzienny jest prawdą, a dwór królewski złudą senną, to znów prawdą jest władza i tron, a więzienie sennym koszmarem.I tu żarliwy hiszpański katolicyzm Calderona przychodzi do głosu.Jedyną prawdą jest prawo moralne, jedyną rzeczywistością – Bóg.Cóż warta jest władza, jeśli jedna noc duszna od ziół trujących tron może zmienić na barłóg więzienny? Cóż warta jest zemsta, jeśli ofiary biorą swój odwet w snach upiornych? Zdarzenia dramatu prowadzą nas pod znojne słońce południa i chłodzą mrokami nocy.Ale w dzień widać gwiazdy na niebie, a noc blada jest od słońc nieznanych.To pogranicze snu i rzeczywistości jest najprawdziwszą krainą poezji.PrzekładBoyégo nic nie uronił z piękna dramatu.Horzyca dobrze się scenie polskiej wystawiając Życie snem.Wielki repertuar poetycki tak rzadko dochodzi do głosu, że każda nowa pozycja godna jest jak najszerszego poparcia.Z wykonawców na pierwszym miejscu postawić należy Eichlerównę, za którą jak smuga reflektora szedł po scenie obłok poezji.Sposób mówienia wiersza i głos tej artystki jest upajający.Pięknie zaprezentował się Białoszczyński.Niestety, reszta zespołu bardzo odbiegała od czołowych wykonawców.Dekoracja Pronaszki w akcie pierwszym miała wiele uroku i nastroju, ale dekoracja aktu drugiego zarówno pod względem konstrukcji, jak i zestawień kolorystycznych wydała mi się dość dziwnym nieporozumieniem.7 listopada 1937 r.Teatr Letni: „ORMIANIN Z BEYRUTHU, CZYLI SAME ZMARTWIENIA”, komedia w 3 aktach Adama Grzymały-Siedleckiego; reżyseria Romana Niewiarowicza; dekoracje Stanisława Jarockiego.Trudno jest pisać o sztuce, której się nie rozumie.Nie rozumiem, dlaczego dorosły człowiek i znany autor komediowy nagle pisze sztukę o Ormianach.Nie wiem, czy to mają być Ormianie, a jeżeli nie, to dlaczego.Nie wydaje mi się, aby Grzymała miał wewnętrzną potrzebę opowiedzenia tej dość wyjątkowej historii o starym Ormianinie, który ma młodą żonę.Nie wiem, czy Grzymała tak dobrze zna obyczaje Ormian i czy to wszystko nie mogłoby się dziać równie dobrze w Otwocku.Nie rozumiem, czemu Ormianie mówią z żydowska, a czystą polszczyzną mówi tylko jeden Żyd.W wywiadzie ogłoszonym przed premierą powiada Grzymała, że pomysł tej sztuki zrodził się w miejscowości „Cziatury, niedaleko od Kutaisu”.To oczywiście tłumaczy niektóre sceny, lecz nie wszystkie.A może to wcale nie mieli być Ormianie, ale Żydzi? W takim razie jednak, kim jest Żyd, który występuje w sztuce? Nie rozumiem tej straszliwej pogardy dla Greków, jaką przesycony jest cały utwór.A może to nie chodzi o Greków? Jeśli Ormianie są Żydzi, Żyd jest Ormianinem, to czym są w takim razie Grecy? Może to, z nas, z publiczności, Grzymała robi Greków? Za trudna sztuka.Czerkies by może zrozumiał, ale normalny facet z Warszawy nie da rady.21 listopada 1937 r.Teatr Ateneum: „PANNA MALICZEWSKA”, sztuka w 3 aktach Gabrieli Zapolskiej; reżyseria Stanisławy Perzanowskiej; dekoracje Władysława Daszewskiego.Wznowienie Panny Maliczewskiej jest nowym triumfem metody pracy i atmosfery panującej w teatrze Ateneum.Jeśli istnieją medale za ratowanie tonących, taki wielki złoty medal powinna dostać Perzanowska.Uratowała ona młodą aktorkę tonącą w manierze i marazmie teatrów warszawskich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]