[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.27St Petersburg dziś Leningrad.62XIII.Dalszy ciąg wspomnień dr Johna WatsonaNasz jeniec, opierając się z szaleńczą zaciekłością, nie żywił jednak nienawiści do żadnegoz nas, gdyż obezwładniony, uśmiechnął się resztkami sił i wyraził nadzieję, że nie zranił ni-kogo. Pewnie zabierzecie mnie na policję powiedział do Sherlocka Holmesa. Moja dorożkastoi przed drzwiami.Rozwiążcie mi nogi, to pójdę sam.Nie jestem już taki lekki, jak byłemdawniej.Lestrade i Gregson zamienili spojrzenia, jakby uważali tę propozycję za zbyt śmiałą, leczHolmes bez wahania uwierzył jeńcowi i rozwiązał ręcznik, którym skrępowaliśmy mu nogi wkostkach.Jeniec wstał i rozprostował nogi, jakby się chciał przekonać, że naprawdę są wolne.Pamiętam, jak patrząc na niego myślałem, że rzadko kiedy widziałem człowieka tak wspa-niałej budowy.Z jego śniadej, ogorzałej twarzy bila energia i stanowczość me mniej zadzi-wiająca od jego fizycznej siły. Jeśli w tym mieście wakuje stanowisko komendanta policji, pan powinien nim zostać powiedział, z nie ukrywanym podziwem spoglądając na mego współlokatora. Wspanialedeptał mi pan po piętach. Chodzcie, panowie, ze mną zwrócił się Holmes do obu detektywów. Ja mogę powozić powiedział Lestrade. Zwietnie! Gregson wsiądzie ze mną do środka.I pana zabierzemy, doktorze.Miał panswój udział w sprawie i powinien się pan nas trzymać.Zgodziłem się chętnie i zeszliśmy wszyscy na dół.Nasz więzień nie próbował uciec i bezoporu wsiadł do własnej dorożki, a my wsiedliśmy za nim.Lestrade wdrapał się na kozioł,zaciął konia i szybko dowiózł nas do celu.Weszliśmy do niewielkiego pokoiku, gdzie in-spektor policji zanotował nazwisko naszego więznia i nazwiska ludzi, o zamordowanie któ-rych go oskarżono.Ten blady, beznamiętny urzędnik, obojętnie, czysto mechanicznie spełniałswe obowiązki. Więzień w ciągu tygodnia stanie przed sądem powiedział. A tymczasem, panieJefferson Hope, czy ma pan coś do powiedzenia? Muszę jednak uprzedzić pana, że zaproto-kołuję każde pańskie słowo, które też może być użyte przeciwko panu. Dużo mam do powiedzenia wolno odrzekł więzień. Chcę panom wszystko wyjaśnić. Może pan woli zaczekać z tym do sprawy? spytał inspektor. Mogę w ogóle nie stanąć przed sądem odparł Hope. Nie róbcie, panowie, takichzdziwionych min.Wcale nie myślę o samobójstwie.Czy pan jest lekarzem? spojrzał namnie czarnymi, pałającymi oczami. Tak odparłem. Niech pan przyłoży dłoń uśmiechnął się i ręką w kajdanach wskazał na swą pierś.Zrobiłem, o co prosił.Od razu uderzyło mnie niezwykłe łomotanie i pulsowanie idąceskądś z głębi.Cała klatka piersiowa drgała i dygotała jak dom wstrząsany pracującą wewnątrzpotężną maszyną.W ciszy pokoju wyraznie słyszałem głuche dudnienie i szmery dobywającesię z jego piersi. Jak to! krzyknąłem. Pan ma anewryzm serca? Tak to nazywają odparł beztrosko. Tydzień temu byłem u lekarza, który powiedział,że moje serce musi pęknąć niebawem.Od lat coraz z nim gorzej.Nabawiłem się tego z prze-męczenia i niedojadania w górach Salt Lake.Dopiąłem już swego i nie dbam teraz o to, kiedy63skończę życie.Ale chciałbym, żeby ludzie wiedzieli, jak wszystko było naprawdę.Po co mająo mnie mówić jak o zwykłym zbrodniarzu.Inspektor i dwaj detektywi wdali się w żywą dyskusję, czy celowe jest, aby aresztowanyopowiedział nam historię swojego życia. Panie doktorze, czy zachodzi niebezpieczeństwo nagłej śmierci? zapytał mnie inspek-tor. Niewątpliwie odparłem. W takim razie, w interesie sprawiedliwości, musimy odebrać zeznanie zawyrokowałinspektor. Może pan zeznawać, ale raz jeszcze uprzedzam, że będę protokołował wszystko,co pan powie. Spocznę, jeśli panowie pozwolą odrzekł więzień siadając na krześle. Przez ten anew-ryzm serca łatwo się męczę, a stoczona przed godziną bójka nie polepszyła mego stanu.Stojęnad grobem i nie chcę kłamać.W tym, co teraz powiem, nie będzie słowa kłamstwa, a co wyz tym, panowie, zrobicie, to już wasza rzecz.To mówiąc oparł się plecami o poręcz krzesła i zaczął opowiadać.Mówił spokojnie i me-todycznie, jakby dzieje jego życia nie miały w sobie nic niezwykłego.Ręczę za ścisłośćprzytoczonego opowiadania, bo miałem dostęp do notesu Lestrade'a, gdzie zapisywał on do-kładnie każde słowo więznia. Moja zaciekła nienawiść do tych ludzi oczywiście nie ma dla panów żadnego znaczenia zaczął Hope. Ale wystarczy, że winni są śmierci dwojga ludzi ojca i córki i to przypie-czętowało ich los.Zbyt wiele lat upłynęło od tej zbrodni i nie mogłem już zdobyć dowodów,by ich oskarżyć przed sądem.Wiedziałem jednak, że są winni, i postanowiłem, iż ja będę ichsędzią i katem.Panowie postąpilibyście tak samo, gdybyście byli na moim miejscu i jeżelimacie odrobinę męskości w sobie.Dziewczynę, o której mówiłem, miałem poślubić dwadzieścia lat temu.Zmuszono ją dowyjścia za Drebbera i to wpędziło ją do grobu.Zdjąłem obrączkę z jej palca i poprzysiągłemsobie, że jego ostatnie spojrzenie w życiu musi paść na nią, a ostatnia myśl dotyczyć zbrod-ni, za którą ponosi karę.Nosiłem obrączkę przy sobie i ścigałem Drebbera i jego wspólnikaprzez dwa kontynenty, aż wreszcie ich dopadłem.Myśleli, że uda im się wywieść mnie wpole, ale się pomylili.Jeśli nawet jutro umrę, co jest zupełnie możliwe, to umrę z świadomo-ścią, że osiągnąłem swój cel, a zadanie wykonałem dobrze.Obaj zginęli, i to z mojej ręki.Jajuż się niczego nie spodziewam i niczego nie pragnę.Oni byli bogaci, ja biedny.Niełatwo więc mi było gonić za nimi.W Londynie miałemjuż pustkę w kieszeni i musiałem się jąć pracy.Jeżdżę i powożę tak dobrze, jak chodzę, zgło-siłem się więc do przedsiębiorstwa dorożkarskiego i dość łatwo dostałem zajęcie.Co tydzieńmusiałem wpłacać przedsiębiorcy określoną sumę; co ponadto zostawało dla mnie.Rzadkowprawdzie zostawało coś więcej, ale jakoś sobie radziłem.Najtrudniej było mi poznać mia-sto, bo ze wszystkich labiryntów, jakie ludzie kiedykolwiek wymyślili, Londyn jest chybanajbardziej zawiły.Miałem jednak przy sobie plan i kiedy raz już poznałem pryncypalne ho-tele i główne stacje, niezle dawałem sobie radę.Upłynęło trochę czasu, nim wykryłem, gdzie mieszkają tropieni przeze mnie ludzie.Szu-kałem, pytałem, aż wreszcie ich znalazłem.Ulokowali się w pensjonacie w Camberwell, podrugiej stronie rzeki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]