[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ZadrżaÅ‚ i zastrzygÅ‚ uszami.- Niebawem odnajdziemy drogÄ™ powrotnÄ… - zapewÂniÅ‚ go Rand, starajÄ…c siÄ™, by w jego gÅ‚osie sÅ‚ychać byÅ‚o przekonanie.Loial odpowiedziaÅ‚ mu tak, jakby go w ogóle nie sÅ‚uchaÅ‚.- Wszystko jest.powiÄ…zane, Rand.Czy coÅ› żyje, czy nie żyje, myÅ›li, czy nie myÅ›li, wszystko, co istnieje, pasuje do siebie.Drzewo nie myÅ›li, ale jest częściÄ… caÅ‚oÅ›ci, a ta caÅ‚ość.czuje.Nie potrafiÄ™ wyjaÅ›nić tego lepiej, podobnie jak tego, co znaczy być szczęśliwym, ale.Rand, ta ziemia siÄ™ cieszy, że wykonana zostaÅ‚a z niej broÅ„.Cieszy!- ÅšwiatÅ‚oÅ›ci, oÅ›wieć nas - zamruczaÅ‚ zdenerwowaÂny Hurin - i oby osÅ‚aniaÅ‚a nas dÅ‚oÅ„ Stwórcy.Mimo że nasza droga wiedzie w ostatnie objÄ™cia matki, ÅšwiatÅ‚oÅ›ci, oÅ›wieć nam tÄ™ drogÄ™.Stale powtarzaÅ‚ ten katechizm, jakby zawieraÅ‚ w sobie zaklÄ™cie mogÄ…ce go ochronić.Rand oparÅ‚ siÄ™ odruchowi, by rozejrzeć siÄ™ dookoÅ‚a.ZdeÂcydowanie nie patrzyÅ‚ w górÄ™.W tym momencie wystarÂczyÅ‚aby jeszcze jedna z tych dymnych kresek na niebie, żeby ich zaÅ‚amać.- Nie ma tu nic, co by nam mogÅ‚o wyrzÄ…dzić krzywdÄ™ - powiedziaÅ‚ stanowczym tonem.- A zresztÄ… zachowaÂmy czujność i dopilnujemy, by nic zÅ‚ego siÄ™ nam nie staÅ‚o.MiaÅ‚ ochotÄ™ Å›miać siÄ™ z samego siebie, z udawanej pewÂnoÅ›ci.Nie byÅ‚ pewien niczego.Gdy jednak obserwowaÅ‚ poÂzostaÅ‚ych - Loiala z jego opadÅ‚ymi wÅ‚ochatymi uszami i Hurina, usiÅ‚ujÄ…cego na nic nie patrzeć - wiedziaÅ‚, że ktoÅ› z nich musi udawać pewność siebie, bo inaczej strach i nieÂpewność spowodujÄ…, iż siÄ™ zupeÅ‚nie zaÅ‚amiÄ…."KoÅ‚o obraca siÄ™ jak chce".WyparÅ‚ z siebie tÄ™ myÅ›l."To nie ma nic wspólnego z KoÅ‚em.Nic wspólnego z ta'Âveren, Aes Sedai albo Smokiem.Jest jak jest, to wszystko".- Loial, możesz już ruszać?Ogir potaknÄ…Å‚, ze smutkiem gÅ‚adzÄ…c drÄ…g.Rand zwróciÅ‚ siÄ™ do Hurina.- Nadal czujesz trop?- CzujÄ™, lordzie Rand.CzujÄ™ go.- No to idźmy jego Å›ladem.Jak już znajdziemy Faina i SprzymierzeÅ„ców CiemnoÅ›ci, bo czemu by nie, to wrócimy do domu jako bohaterowie, ze sztyletem dla Mata i Rogiem Valere.Prowadź nas, Hurin."Bohaterowie? Dobrze bÄ™dzie, jak uda mi siÄ™ wyprowaÂdzić nas stÄ…d żywych".- To miejsce mi siÄ™ nie podoba - obwieÅ›ciÅ‚ marÂtwym gÅ‚osem Ogir.TrzymaÅ‚ drÄ…g w taki sposób, jakby siÄ™ spodziewaÅ‚, że niebawem bÄ™dzie go musiaÅ‚ użyć.- A poza tym wcale nie mamy ochoty zatrzymywać siÄ™ tutaj, prawda? - powiedziaÅ‚ Rand.Hurin wybuchnÄ…Å‚ gromkim Å›miechem, jakby on powieÂdziaÅ‚ jakiÅ› dowcip, natomiast Loial skarciÅ‚ go wzrokiem.- RzeczywiÅ›cie nie mamy, Rand.W miarÄ™ jednak jak posuwali siÄ™ na poÅ‚udnie, widziaÅ‚, że to wygÅ‚oszone przez niego zdawkowym tonem oÅ›wiadÂczenie, że wrócÄ… do domu, podniosÅ‚o ich trochÄ™ na duchu.Hurin siedziaÅ‚ nieco bardziej wyprostowany w siodle, a uszy Loiala nie byÅ‚y już takie przywiÄ™dÅ‚e.Nie byÅ‚o to ani miejsce, ani czas, żeby im mówić, że on dzieli z nimi ich strach, wiÄ™c zachowaÅ‚ go dla siebie i borykaÅ‚ siÄ™ z nim w milczeniu.Hurin przez caÅ‚y poranek zachowaÅ‚ dobry humor, mruÂczÄ…c: "Poza tym wcale nie mamy zamiaru siÄ™ zatrzymywać", po czym chichotaÅ‚, aż w koÅ„cu Rand miaÅ‚ ochotÄ™ mu poÂwiedzieć, żeby siÄ™ przymknÄ…Å‚.OkoÅ‚o poÅ‚udnia wÄ™szyciel rzeczywiÅ›cie umilkÅ‚, potrzÄ…saÅ‚ tylko gÅ‚owÄ… i marszczyÅ‚ czoÂÅ‚o, a Rand zapragnÄ…Å‚, by on wciąż powtarzaÅ‚ jego sÅ‚owa i wybuchaÅ‚ Å›miechem.- Czy masz jakieÅ› kÅ‚opoty z odnalezieniem tropu, HuÂrin? - spytaÅ‚.WÄ™szyciel wzruszyÅ‚ ramionami z wyraźnym zakÅ‚opotaÂniem.- Tak, lordzie Rand, i jednoczeÅ›nie nie, można powieÂdzieć.- Musi być albo tak, albo tak.Czy zgubiÅ‚eÅ› trop? To nie twoja wina, jeÅ›li tak siÄ™ staÅ‚o.PowiedziaÅ‚eÅ› na poczÄ…tku, że jest sÅ‚aby.JeÅ›li nie uda nam siÄ™ znaleźć SprzymierzeÅ„ców CiemnoÅ›ci, wówczas poszukamy innego Kamienia i wróciÂmy za jego pomocÄ…."ÅšwiatÅ‚oÅ›ci, wszystko tylko nie to".Rand nie zmieniÅ‚ wyrazu twarzy.- Skoro SprzymierzeÅ„cy CiemnoÅ›ci mogli tu przyjść i odejść, to nam też siÄ™ to uda.- Och, ja go nie zgubiÅ‚em, lordzie Rand.Nadal czujÄ™ ich smród.To nie to.To po prostu.To.- Hurin skrzyÂwiÅ‚ siÄ™ i wybuchnÄ…Å‚: - To jest tak, jakbym go sobie przyÂpominaÅ‚, a nie czuÅ‚.Ale tak nie jest.CaÅ‚y czas krzyżujÄ… siÄ™ z nimi dziesiÄ…tki innych tropów, dziesiÄ…tki dziesiÄ…tek, i wszelÂkie odmiany woni przemocy, jedne caÅ‚kiem Å›wieże, tylko wyblakÅ‚e jak wszystko tutaj.Tego ranka, zaraz po tym, jak wyjechaliÅ›my z kotliny, przysiÄ…gÅ‚bym, że zaledwie przed kilkoma minutami tuż pod moimi stopami zamordowano setki ludzi, ale tam nie byÅ‚o żadnych ciaÅ‚, nawet Å›ladu na trawie, z wyjÄ…tkiem odcisków kopyt naszych koni.Gdyby coÅ› takiego siÄ™ zdarzyÅ‚o naprawdÄ™, ziemia byÅ‚aby zryta i przesiÄ…kniÄ™ta krwiÄ…, a tam nie byÅ‚o ani jednego Å›ladu.Wszystko tu jest takie, mój dobry panie.Ja jednak idÄ™ za tropem.NaprawdÄ™ idÄ™.To miejsce po prostu wyczerpuje mnie nerwowo.Oto powód.Na pewno o to chodzi.Rand zerknÄ…Å‚ na Loiala - Ogir dysponowaÅ‚ niekiedy najdziwniejszÄ… wiedzÄ… - teraz jednak wyglÄ…daÅ‚ na równie zadziwionego jak Hurin.Rand postaraÅ‚ siÄ™, by jego gÅ‚os zabrzmiaÅ‚ o wiele pewniej, niż siÄ™ w istocie czuÅ‚.- Wiem, że robisz, co możesz, Hurin.Wszyscy jesteÂÅ›my nerwowo wyczerpani.Po prostu staraj siÄ™ najlepiej jak potrafisz, a na pewno ich znajdziemy.- Jak powiadasz, lordzie Rand.- Hurin uderzyÅ‚ boki konia piÄ™tami.- Jak powiadasz.Jednakże o zmierzchu nadal nie zobaczyli ani Å›ladu SprzymierzeÅ„ców CiemnoÅ›ci, a Hurin stwierdziÅ‚, że trop jest coraz sÅ‚abszy.WÄ™szyciel stale mruczaÅ‚ do siebie o "przyÂpominaniu".Åšladu nie byÅ‚o ani jednego.DosÅ‚ownie ani jednego.Rand nie byÅ‚ tak dobrym tropicielem Å›ladów jak Uno, jednakże od każdego chÅ‚opca w Dwu Rzekach oczekiwaÅ‚o siÄ™, że bÄ™dzie potrafiÅ‚ odnajdywać Å›lady zagubionej owcy albo króÂlika na kolacjÄ™.Niczego nie wypatrzyÅ‚.ZupeÅ‚nie tak, jakby żadna żywa istota nie wtargnęła do tej krainy do czasu ich przybycia.Gdyby rzeczywiÅ›cie wyprzedzali ich SprzymieÂrzeÅ„cy CiemnoÅ›ci, musieliby już coÅ› znaleźć.Jednakże HuÂrin podążaÅ‚ uparcie tropem, który jak twierdziÅ‚, wciąż wyÂczuwaÅ‚.Gdy sÅ‚oÅ„ce dotarÅ‚o do linii horyzontu, rozbili obóz wÅ›ród kÄ™py drzew nie tkniÄ™tych spaleniznÄ…, posilili siÄ™ zapasami ze swoich sakw.Suchary i suszone miÄ™so popili wodÄ… o mdÅ‚ym smaku.Trudno siÄ™ nasycić takim posiÅ‚kiem, który nieÅ‚atwo siÄ™ przeżuwa i raczej jest niezbyt smaczny.Rand uznaÅ‚, że to im pewnie wystarczy do koÅ„ca tygodnia.A poÂtem.Hurin jadÅ‚ powoli, natomiast Loial przeÅ‚knÄ…Å‚ swojÄ… porcjÄ™ z grymasem na twarzy, po czym rozsiadÅ‚ siÄ™ wygodÂniej ze swojÄ… fajkÄ… i drÄ…giem w zasiÄ™gu rÄ™ki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]