[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Druga, ta przy pasie, przyciska łokcie do klatki piersiowej, i przecina, i uciska od góry brzuch, zadając mękę wątrobie i nerkom.[W tym celu zrobiono też na powrozie] ogromny węzeł.Od czasu do czasu człowiek trzymający końce sznura wymierza razy, posługując się nimi jak batem i wołając:«Wio! Prowadź! Kłusem, ośle!»Dodaje też kopnięcia trafiające za kolana Męczonego, który chwieje się i nie upada jedynie dlatego, że liny utrzymują go w pozycji pionowej.Jednak to nie zapobiega temu, iż – pociągany na prawo przez zbira zajmującego się rękami, a na lewo przez drugiego, który trzyma linę związaną w pasie – Jezus, idąc, uderza w murki i pnie drzew.Przechodząc przez mostek na Cedronie upada gwałtownie na jego poręcz, z powodu okrutnego ciosu otrzymanego w tej chwili.Stłuczone usta krwawią.Jezus podnosi związane ręce, aby wytrzeć krew kapiącą na brodę.Nie mówi nic.To naprawdę baranek, który nie gryzie tego, kto go dręczy.Jacyś ludzie zeszli w międzyczasie stromą drogą po kamienie i kamyki na brzeg rzeki.Stamtąd zaczyna się grad kamieni na łatwy cel, bo marsz jest wolniejszy po małym i niepewnym mostku.Ludzie tłoczą się, przeszkadzając sobie nawzajem.Kamienie uderzają Jezusa w głowę, w ramiona – i nie tylko Jezusa, lecz i tych, którzy Go eskortują.Reagują oni ciskając kijami.Sami też rzucają kamienie.A wszystko służy temu, by uderzyć Jezusa w głowę i w szyję.Most się kończy i teraz wąska uliczka okrywa cieniem bójkę.Księżyc bowiem, który zaczyna zachodzić, nie dochodzi do wijącej się ścieżki, a wiele pochodni zgasło w zamęcie.Nienawiść jednak zajmuje miejsce światła dla dostrzeżenia biednego Męczennika, a Jego wysoki wzrost ułatwia dręczenie.Jest najwyższy ze wszystkich.Łatwo Go więc uderzyć, pociągnąć za włosy, ażeby zmusić do gwałtownego przechylenia w tył głowy.Wysypują na nią garść śmieci, które z pewnością wchodzą do ust i do oczu, wywołując u Niego mdłości i ból.Zaczynają kroczyć przez przedmieście Ofel, przez to przedmieście, na które rozlał tyle dobrodziejstw i pieszczot.Tłum krzyczy, przyzywając na progi domów śpiących.Niewiasty krzyczą boleśnie i uciekają przerażone, widząc, co się dzieje.Mężczyźni natomiast – chociaż otrzymali od Niego uzdrowienie, wsparcie, przyjazne słowa – albo spuszczają obojętnie głowy, albo udają lekceważenie, albo też przechodzą od zaciekawienia do zawziętości, do szyderstwa, do groźnych gestów.Niektórzy nawet przyłączają się do pochodu, by dręczyć.Szatan zabrał się już do dzieła.Jakiegoś mężczyznę, męża, który chce iść za Jezusem, aby Go znieważać, chwyta za ramię małżonka, krzycząc:«Nikczemniku! Jeśli żyjesz, to dzięki Niemu, człowieku odrażający, pełen zgnilizny.Przypomnij sobie!»Niewiasta zostaje jednak pokonana przez męża, który uderza ją okrutnie i rzuca na ziemię.Biegnie potem, by dogonić Męczennika i cisnąć w Jego głowę kamieniem.Jakaś niewiasta w podeszłym wieku usiłuje zagrodzić drogę synowi, który biegnie z obliczem hieny i z kijem, aby Go uderzyć.Także ona krzyczy:«Nie będziesz zabójcą twego Zbawcy, dopóki ja żyję!»Ale nieszczęsna, uderzona przez syna brutalnym kopnięciem w pachwinę, upada na ziemię, wołając:«Zabójco Boga i matki! Za łono, które rozrywasz po raz drugi, i za Mesjasza, którego uderzasz, bądź przeklęty!»Przemoc wzrasta coraz bardziej w miarę zbliżania się do miasta.Bramy są już otwarte i żołnierze rzymscy, z bronią u nogi, obserwują, skąd dochodzi zgiełk i jak się rozwija, gotowi zadziałać, gdyby autorytet Rzymu był zagrożony.Tuż przed murami znajduje się Jan i Piotr.Sądzę, że doszli tam skrótem, powyżej mostu, szybko wyprzedzając tłum, który idzie powoli, sam sobie przeszkadzając w marszu.Stoją w półcieniu przy wejściu, blisko placyku przed murami.Na głowach mają płaszcze, aby ukryć twarze.Jednak gdy Jezus podchodzi, Jan opuszcza płaszcz i odkrywa oblicze blade i przygnębione, oświetlone [blaskiem] księżyca, który jeszcze świeci, nim zniknie za wzgórzem za murami.Słyszę, że strażnicy, którzy zatrzymali Jezusa, nazywają je Tofet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]