[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.MówiÅ‚ coraz ciszej, wolniej i w koÅ„cu zamilkÅ‚.Pochwili zauważyÅ‚em, że Å›pi, siedzÄ…c w kucki pod cedrem w bezpo-Å›redniej bliskoÅ›ci ogniska.Ubrany byÅ‚ ciepÅ‚o i chwilowo to niczymnie groziÅ‚o.Na nogach miaÅ‚ wojÅ‚okowe walonki, a odzież wierzchniaskÅ‚adaÅ‚a siÄ™ z kożuszka siÄ™gajÄ…cego kolan, z wierzchu krytego suk-nem, i futrzanej czapki uszatki zawiÄ…zanej pod brodÄ… i otulajÄ…cejpoliczki.Postawiony koÅ‚nierz kożucha i podwiÄ…zany z zewnÄ…trzszalikiem czyniÅ‚ widocznymi tylko oczy i czubek nosa.Na rÄ™kachmiaÅ‚ futrzane rÄ™kawice.Gdy rÄ™ce byÅ‚y wolne, zawsze trzymaÅ‚ jeschowane w rÄ™kawach kożucha.Nie wiedziaÅ‚em, jak mam postÄ…pić,budzić chÅ‚opca czy pozwolić mu na chwilÄ™ smacznego, wzmacnia-jÄ…cego snu.OdszedÅ‚em z 10 metrów od ogniska i krzyknÄ…Å‚em w stronÄ™Loni, Å‚owiÄ…cego dalej, okoÅ‚o 200 metrów od brzegu.- Dimka usnuÅ‚! SzÅ‚o dieÅ‚at'?- Pust' spit' - odkrzyknÄ…Å‚.- Jak masz ochotÄ™ to Å›pij razem z nim.OczywiÅ›cie, nie zasnÄ…Å‚em.PodtrzymywaÅ‚em ognisko i czuwaÅ‚emnad chÅ‚opcem.ByÅ‚o już dobrze po poÅ‚udniu, gdy Lonia, koÅ„czÄ…c połów, Å›ciÄ…gnÄ…Å‚do ogniska wraz ze sporÄ… porcjÄ… ryb.NawoÅ‚ywaÅ‚ też do powrotuJacka, ale bez rezultatu.ZajÄ™ty wÄ™dkowaniem z wielkim powodze-niem, prosiÅ‚ o kilka chwil zwÅ‚oki.Jego sylwetka ledwie byÅ‚a widocznaz odlegÅ‚oÅ›ci okoÅ‚o 300 metrów, na skutek wstajÄ…cej znad lasu igÄ™stniejÄ…cej coraz bardziej mgÅ‚y.To woda pod lodem oddawaÅ‚aresztki ciepÅ‚a.ZaczÄ™liÅ›my siÄ™ zbierać do powrotu.Po sprawdzeniu, czy wszystkozostaÅ‚o zabrane i jest na swoim miejscu, zasypaliÅ›my gÅ‚Ä™boko Å›nie-giem dogasajÄ…ce ognisko i udaliÅ›my siÄ™ w drogÄ™ powrotnÄ….Po pół godzinie marszu, przy zapadajÄ…cych ciemnoÅ›ciach, od czoÅ‚anaszego pochodu, posÅ‚yszeliÅ›my dÅ‚ugie, przerywane, powtarzajÄ…ce siÄ™cyklicznie sygnaÅ‚y klaksonu samochodowego.To Misza! Zaniepo-kojony naszym opózniajÄ…cym siÄ™ powrotem dawaÅ‚ sygnaÅ‚y, wskazu-jÄ…c miejsce postoju.ByliÅ›my umówieni na 14, jest już 1430.Przed nami ledwo wi-doczny - przez mgÅ‚Ä™ i coraz wiÄ™ksze ciemnoÅ›ci - brzeg.WydÅ‚użyliÅ›mykrok.W koÅ„cu brzeg i las!JechaliÅ›my do domu w milczeniu.CaÅ‚odzienny pobyt na mrozie idÅ‚ugi marsz dawaÅ‚ znać o sobie w ciepÅ‚ym wnÄ™trzu samochodu.Walka z sennoÅ›ciÄ… wydaje siÄ™ niemożliwa.DojechaliÅ›my do domu, aw nim dopiero siÄ™ zaczęło.Czekali na nas SÅ‚awik, Luba i Lena.Poczynili już ostateczne iszczegółowe przygotowania.Informacje lecÄ… ciurkiem, jak z roguobfitoÅ›ci.Można to porównać do rozgardiaszu redakcyjnegowielkiej gazety, usiÅ‚ujÄ…cej, jako pierwsza, nadać bieg frapujÄ…cymwiadomoÅ›ciom.Sytuacja miaÅ‚a siÄ™ tak: jutro z Niewanu - posioÅ‚ka przylegajÄ…cegodo miasta, gdzie znajduje siÄ™ polowe lotnisko helikopterów, poÅ‚ożonebezpoÅ›rednio na brzegu Angary - mamy odlecieć w tajgÄ™, doCzosnykowki, odlegÅ‚ej o 350 km.Odlot zaplanowano na godzinÄ™dziewiÄ…tÄ… rano.Rejs miaÅ‚ być techniczny.Helikopter poleci do bazyz częściami zamiennymi, czterdziestoma workami ziemniaków (po 30kg) dla brygady, a jako dodatek polecÄ…: SÅ‚awik, Wasia, GawriÅ‚ i Jacekze mnÄ….Zgodnie z zasadÄ…, że w tajdze każdy sam siebie zaopatruje iochrania, zgodnej z innÄ… zasadÄ…: lepiej nosić, niż prosić, SÅ‚awikdokonaÅ‚ przeglÄ…du naszego ekwipunku.ZaczÄ…Å‚ od kontroli ubrania ibutów.Z Jackiem poszÅ‚o gÅ‚adko.Jego typowÄ… dla leÅ›ników sukiennÄ…kurtkÄ™ z kapturem i wieloma przepastnymi kieszeniami w różnychmiejscach, czapkÄ™ baranicÄ™, nieprzemakalne buty typu wojskowego(sznurowane, o cholewce podniesionej do pół kolana), dwie parydresów i dwie pary grubej bielizny SÅ‚awik zaakceptowaÅ‚ bez za-strzeżeÅ„.Z moim ubiorem byÅ‚o jednak gorzej.W koÅ„cu do wÅ‚asnej garderoby skÅ‚adajÄ…cej siÄ™ z pikowanej sze-wiotowej kurtki, trzech par dresów, dwóch par ciepÅ‚ej bieliznydobraÅ‚em futrzanÄ… czapkÄ™ z psów i wojÅ‚okowe buty-walonki.Mimo to SÅ‚awik byÅ‚ niezadowolony, dopóki nie doÅ‚ożyÅ‚ do tegowszystkiego olbrzymiej roboczej kufajki z takimi samymi spodniami.Do obuwia przywiÄ…zywaÅ‚ najmniejszÄ… wagÄ™, bo w CzosnykowcemieliÅ›my dostać prawdziwe syberyjskie buty myÅ›liwskie iczigi wraz zrakietami Å›niegowymi.ZaÅ‚atwiwszy przeglÄ…d odzieży, SÅ‚awik poleciÅ‚ opróżnić plecaki ipod jego okiem rozpoczÄ™liÅ›my upakowkÄ™ najniezbÄ™dniejszych rzeczy.Na poczÄ…tek do plecaków poszÅ‚a odzież z dodatkami: rÄ™kawice,skarpety, onuce, swetry; nastÄ™pnie żywność, a przede wszystkimnasze, wysokoprzetworzone koncentraty (suszone warzywa, roz-puszczalna kawa i herbata, cukier, mleko w proszku, zupy, chrupkichleb i mÄ…ka grochowa z boczkiem).Konserwy miÄ™sne musieliÅ›myzostawić.Zwyczaj i honor myÅ›liwski zabrania brać miÄ™so w tajgÄ™.Zato nasze zapasy uzupeÅ‚niÅ‚y Lena i Luba trzylitrowym sÅ‚ojem konfiturmalinowych i nieco mniejszym sÅ‚oikiem miodu.Potem przyszÅ‚a kolej na leki.Oprócz tradycyjnych, zabraliÅ›mytakże niekonwencjonalne: dwie butelki spirytusu, dwie żytniej i kilkabutelek z domowej gorzelni.Sznurujemy plecaki.Noże i latarki bÄ™dÄ… pod rÄ™kÄ… na każde zawo-Å‚anie, w kieszeniach.BroÅ„, łóżka i poÅ›ciel otrzymamy w Czosny-kowce.Za radÄ… SÅ‚awika zostawiamy też paszporty i obcÄ… walutÄ™.Jakojedyny dokument osobisty zabieramy zaproszenie i ruble.Chowamyje do woreczków umieszczonych na piersi.- Ja was znam, bÄ…dzcie spokojni.Wilki o paszport nie poproszÄ…, aostatni milicjant, Misza, zostanie w Ust-Ilimsku.Tu wÅ‚adza radzieckasiÄ™ chwieje, a tam jej nie ma - uspokaja, żartujÄ…c, SÅ‚awik.ZrobiÅ‚o siÄ™ pózno.Umawiamy siÄ™ jutro na lotnisku.Po wyjÅ›ciunaszych przewodników i opiekunów mimo zmÄ™czenia sen nie przy-chodziÅ‚.ByliÅ›my zbyt podekscytowani, co nie przeszkodziÅ‚o nam wzjedzeniu dobrej kolacji.Po kolacji uÅ›ciÅ›lamy plan dziaÅ‚ania.Wspólnie dochodzimy downiosku, że nie mogÄ™ polować w parze z Jackiem, a tym bardziej wetrójkÄ™.Cóż, mój stan zdrowia, kondycja fizyczna i wiek ograniczajÄ…moje możliwoÅ›ci.Wiem, że nie mogÄ™ porywać siÄ™ z motykÄ… nasÅ‚oÅ„ce.UstaliliÅ›my wiÄ™c, że Jacek bÄ™dzie polowaÅ‚ ze SÅ‚awikiem, co wniczym nie bÄ™dzie ograniczaÅ‚o jego planów myÅ›liwskich.SÄ… prawierówieÅ›nikami, jednakowymi pasjonatami Å‚owiectwa, niech siÄ™ na-cieszÄ… do syta.Ja bÄ™dÄ™ polowaÅ‚ sam.A jak ktoÅ› z brygady bÄ™dzie miaÅ‚wolny czas i zechce mnie poprowadzić i towarzyszyć, to bÄ™dÄ™wdziÄ™czny.Na tym stanęło.Grubo po północy sen upomniaÅ‚ siÄ™ o swoje prawa.RozeszliÅ›mysiÄ™ do łóżek.Rano zbudziÅ‚ nas, jak zawsze punktualny, Misza.WypiliÅ›myszybkÄ… herbatÄ™.ZarzuciliÅ›my luzno, na jedno ramiÄ™ plecaki i dosamochodu.Mróz byÅ‚ tÄ™gi (okoÅ‚o 25-30°C), prószyÅ‚ drobny Å›nieżek.Na lotni-sku byliÅ›my po pół godzinie.MaÅ‚y drewniany budyneczek administracyjny lotniska staÅ‚ za-mkniÄ™ty na cztery spusty.Nadbrzeżny pas rzeczny, szerokoÅ›ci okoÅ‚o100 m i dÅ‚ugoÅ›ci 600 m, odgrodzony od pozostaÅ‚ego terenu drew-nianymi koÅ‚kami i trzema liniami gÅ‚adkiego drutu.DomyÅ›lam siÄ™, żeto pas startowy.Na koÅ„cu stojÄ… dwa samoloty AN-2.Przy nich krecisiÄ™ zaÅ‚oga.Po kilku chwilach do samolotów podjechaÅ‚a kryta ciężarówka.Nanieprzetartej drodze leży już gÅ‚Ä™boki Å›nieg, okoÅ‚o półmetrowÄ… war-stwÄ….Ludzie z ciężarówki przeÅ‚adowujÄ… z samolotów jakieÅ› skrzynki ipaczki.ZaÅ‚adowane pocztÄ… z Bracka samoloty odlatujÄ… do Boguczan.Samoloty pocztowe nad tajgÄ… latajÄ… zawsze parami.Taki jest przepis.OkoÅ‚o pół do dziesiÄ…tej przyjeżdża pod budyneczek aerodromaosobowy moskwicz.Wysiada lekko kulejÄ…cy mężczyzna.- A oto i on sam - mówi Misza - jedyny personel tego lotniska.Przedstawia siÄ™, lecz nazwiska nie zapamiÄ™tujÄ™.Informuje, żewszystko w porzÄ…dku.Lot odbÄ™dzie siÄ™ normalnie, tylko z okoÅ‚otrzygodzinnym opóznieniem.ZaszÅ‚a konieczność wymiany częścirotora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]