[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla nas wła-dza, potęga, bogactwa, dla was nędza i posłuszeństwo.Smutne te dumania przerwał szczęśliwie pasterz trzodę swą do zagrody goniący; ten namukazał drogę.Jeśli cień Archimeda unosił się naówczas nad dawną ojczyzną jego, jakże sięzdziwił, że przyszedł czas, że północny wędrownik z kraju, którego nie znał nazwiska, depcącpo gruzach Syrakuzy błądzić i pytać się będzie, gdzie Syrakuza.Będąc tak blisko Malty, nie można było oprzeć się żądzy widzenia jej.Wypłynęliśmy wsperonadzie; pierwszy raz doznałem, co to jest burza na morzu; po opisanie jej odsyłam doVirgilego: niebezpieczeństwo nasze tym było większe, im mniejszy, słabszy i łatwiejszy sta-tek do zalania; ledwieśmy się schronili do najbliższej zatoki; tam przepędzili noc i dzień je-den.Ruszyliśmy znowu o północy, lecz znów burza przymusiła nas do szukania schronieniaw Capo Pontano [?] miejscu niemieszkalnym i smutnym.Lubo zajaśniała pogoda i czas słu-żył, kapitan przez bojazń korsarzów angielskich nie śmiał się wyruszyć, jak nocą; wiatr po-myślny przed wschodem słońca jeszcze zaniósł nas do Malty.Już od przyjazdu zadziwia wyspa ta potęgą twierdz swoich: potrójne i poczwórne krzyżu-jące się działobitnie w krótkiej chwili zgruchotać, zatopić by mogły okręt, chcący gwałtemwnijść do portu: przecież szczęście i śmiałość Napoleona, słabość wielkiego mistrza Hompe-scha w 1797 łatwym uczyniły zajęcie tej wyspy.Oddałem zaletne listy moje bailly Bellmont, który wieczorem zaprowadził mnie do w.mi-strza, księcia de Rohan.Był to mąż pół wieku liczący, przystępny i miły.Daje mu się tytułeminenza.Przyjmuje wieczorem, pokazując się trzy razy; raz dla kawalerów, drugi raz dlakomandorów, trzeci raz na koniec dla bailly, najwyższych urzędników zakonu; każde pokaza-nie się nie trwa, jak dwie minuty, lecz między jednym i drugim pół godziny upływa.Mało jestna wyspie szlachty, i to ubogiej; lud już znacznie Afrykanów zarywa.Szczupła ta wyspa całajest kredą pokryta; nie wydaje zboża, jak na trzy miesiące żywności, trochę bawełny, poma-87rańcz i owoców, przecież mnóstwo komandorów, bogatych bailly czyni ją bogatą i pieniężną.W kawalerach zbrojnych mnichów uważać można; taż sama co w klasztorach wyniosłość izazdrość: ubóstwo i ambicja sprowadzają kawalerów do Malty, albo żeby być żywionymikosztem zakonu lub by wcześniej torować sobie drogę do wielkiego mistrzostwa.Bogaci ko-mandorowie i bailly nie mający żon i familii, dla górzystości miasta nie mogący trzymaćekwipażów, dochody swoje obracają na stoły.Jakoż w biesiadach nigdzie podobnego zbytkuwidzieć nie można.Mając listy do najpierwszych urzędników zakonu, przez dni dwanaściepobytu mego codziennie od nich zapraszany byłem.Co wyspa sama, bliskie brzegi Afryki,Sycylia, Hiszpania, Francja najlepszego wydają, to wszystko na stołach ich widzieć możnabyło.Zapisać powinienem osoby, od których tyle gościnności i uprzejmej grzeczności do-znałem: generał galer Frelon, bailly d'Orace de l'Ostange, d'Ollómieng, de La Houssage, S.Romano, syn naturalny księcia Modeny, M.de Pierreverd, siostrzeniec sławnego admirała deSuffren; Pierreverd zginął w wyprawie pana de la Perousa.Zastałem tam dawną moją w Wid-niu znajomość, Ferdynanda Waldstein, co się pózniej ożenił z Rzewuską, herszta targowic-kiego córką.Aatwo sobie wystawić można, jaki jest ton kraju, w którym kobiety nie pokazują się w to-warzystwie, gdzie tłumy dwudziestoletnich najwięcej Francuzów zbierają się razem.Raz,gdym jednego z nich wypytywał się o Malcie: J'aurai l'honneur me repondit-il de satisfa-ire votre curiosite en peu des mots.Les hommes sont sots, les femmes laides et malades, lepays Stenie ne produisant rien, beaucoup de jeunes gens qui s'ennuyent.Pałac wielkiego mistrza obszerny bez okazałości, katedra piękna, posadzka jej cała złożonaz flizów mozaiki florenckiej; każda z nich jest grobowym kamieniem jednego z kawalerów,imię i herb jego wyrażająca.Jest to duża otwarta księga śmierci.Miasto portowe, gdzie mieszkał wielki mistrz, zowie się La Valette.Stolica wyspy, Melita,o kilka mil włoskich odległa.Wielki mistrz był tak łaskaw, iż przysłał karetę, by mnie i towa-rzyszów moich tam zawiezć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]