[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stefano niósł ją, do frontowych drzwi.Dobiegł ich jeszczegłos Shinichiego:- Przynieście mi ich kości!Jedna z larw, którą Elena strzepnęła z siebie po drodze, zrzuciła skórę i Elenadostrzegła, że coś wypełza z kokonu.To prawdziwy malak, uświadomiła sobie.Tyleże mniejszy niż ten, który połknął ramię Matta i zostawił na nim długie, głębokiezadrapania, gdy Matt próbował wyciągnąć rękę.Zauważyła, że jeden z nich przywarł do pleców Stefano.Oślepiona gniewem,chwyciła go i oderwała jednym szarpnięciem, a Stefano zachłysnął się bólem.Zobaczyła, że larwa wyposażona jest w coś, co wygląda jak komplet małych zębów.Rzuciła nią o ścianę, gdy dotarli do drzwi wejściowych.Tu prawie zderzyli się z Mattem, Meredith i panią Flowers.Stefano otworzył drzwina oścież, a gdy wszyscy znalezli się na zewnątrz, Meredith zatrzasnęła je za nimi zhukiem.Kilku malakom, larwom i ciągle jeszcze, wilgotnym motylom, udało sięwydostać za nimi.- Gdzie jest bezpiecznie? - wyrzuciła z siebie Meredith.- Naprawdę bezpiecznie? Nakilka dni?Ani ona, ani Matt nie wypuszczali z objęć pani Flowers, a poruszali się tak szybko,że Elena domyśliła się, że starsza pani musi być lekka jak piórko.- Mój Boże! Boże drogi! - powtarzała w kółko.- Może u mnie w domu? - zasugerował Matt.- Budynek jest zniszczony, ale jeszczestał, gdy go ostatni raz widziałem, a moja mama wyjechała z doktor Alpert.- Dobra, mieszkanie Matta, użyjemy uniwersalnych kluczy.Ale skorzystajmy zeskładzika.Nie chcę już więcej otwierać tych drzwi, choćby nie wiem, co - odparłaElena.Gdy Stefano chciał ją znów podnieść, pokręciła głową.- Nic mi nie jest.Biegnij, ile sił, i rozgnieć każdego malaka, którego zobaczysz.Dotarli do składziku, ale przez całą drogę towarzyszył im charakterystyczny odgłosbuczenia, który mogły wytwarzać tylko malaki.- I co teraz? wysapał Matt, pomagając pani Flowers usiąść na łóżku.Stefano się zawahał.- Czy naprawdę sądzisz, że w twoim domu jest bezpiecznie?- A czy gdziekolwiek jest? Dom stoi pusty, przynajmniej powinien.Tymczasem Meredith odciągnęła Elenę i panią F1owers na bok.Ku przerażeniuEleny trzymała w ręce jedną z mniejszych larw, wywracając ją do góry nogami.- O Boże - jęknęła w proteście Elena.- Wyglądają jak zęby dziecka, prawda? spytała Meredith.Nagle pani Flowers się ożywiła.- Faktycznie! Chodzi ci o kości, które znalezliśmy w zaroślach?- Tak.Były ludzkie, ale chyba nieobjedzone przez ludzi.Ludzkie dzieci.- A Shinichi krzyknął do malaka, żeby mu przyniósł nasze kości.- dodała Elenaprzez ściśnięte gardło.Potem znów spojrzała na larwę.- Meredith, pozbądz się tegonatychmiast! Zaraz wykluje się z tego mały skrzydlaty malak.Meredith rozejrzała się bezmyślnie po pokoju.- Dobra, rzuć larwę na ziemię, spróbuję ją rozgnieść - zadecydowała Elena, z trudempowstrzymując mdłości.Meredith upuściła tłustą, półprzezroczystą, czarną larwę na ziemię, a taeksplodowała, gdy tylko zetknęła się z podłożem.Elena nadepnęła na nią, ale niezdołała zmiażdżyć malaka, który spróbował ukryć się pod łóżkiem.Włóczniaprzecięła robaka idealnie na pół.- Chłopaki - powiedziała ostro Elena naprawdę musimy się stąd zmyć.Na zewnątrzroi się od latających malaków!Matt odwrócił się do niej.-Takich jak tamten?- Mniejszych, ale dokładnie takich, jakie cię zaatakowały, tak sadzę.- Dobra, coś wymyśliliśmy - powiedział Stefano w sposób, który natychmiastwywołał w Elenie niepokój.- Ktoś z nas i tak musi się udać do MrocznychWymiarów, żeby sprawdzić, co z Bonnie.Ja powinienem to zrobić, bo jestemwampirem.Wy nie wejdziecie.- Jasne, że wejdziemy - nie zgodziła się Meredith - z tymi kluczami wystarczy, żepowiemy: ,,Zabierz nas do domu lady Ulmy w Mrocznych Wymiarach" albo,,Zabierz nas do Bonnie".Dlaczego miałoby nie zadziałać?- Dobrze - wtrąciła Elena.- Meredith, Matt i pani Flowers zostaną tutaj i spróbują siędowiedzieć, co to jest ta ,,Północ".Z tonu Shinichiego wnioskuję, że to nic dobrego.W tym czasie Stefano i ja zejdziemy do Mrocznych Wymiarów i znajdziemy Bonnie.- Nie! - zawołał Stefano.- Nie zabiorę cię znów do tego strasznego miejsca.Elena spojrzała mu prosto w oczy.- Obiecałeś - przypomniała mu, nie zwracając uwagi na pozostałych.- Obiecałeś mi,że nigdy już nie wyruszysz na misję beze mnie.Niezależnie od tego, ile czasu będzieto trwać i jaka będzie przyczyna.Obiecałeś.Stefano spojrzał na nią z desperacją.Elena wiedziała, że chce tylko, aby ona byłabezpieczna, ale który świat był teraz bezpieczniejszy? Oba wypełniały strach iniebezpieczeństwa.-A poza tym - uśmiechnęła się ponuro to ja mam klucz.Rozdział 26Wiesz, jak to się robi? - zwróciła się Elena do Meredith.- Wkładasz klucz do dziurkii mówisz, gdzie chcesz się znalezć.Potem otwierasz drzwi i przechodzisz przez nie.Ityle.- Wy troje idzcie pierwsi - dodał Stefano.- Tylko szybko.- Ja przekręcę klucz - oznajmiła Meredith.- Ty, Matt, zajmij się panią Flowers.Nagle Elena pomyślała o czymś, czym nie chciała się podzielić z nikim, tylko zeStefano.Byli jednak tak blisko, że wiedziała, iż on się domyśli.Miecz! Nie możemy go zostawić na pastwę malaków!Nie zostawimy, rozległ się głos Stefano w jej głowie.Wskazałem mu drogę do domuMatta i powiedziałem mu, że ma tam iść i wziąć ze sobą Szpona, aby chronić ludzi,którzy nadejdą.W tej samej chwili Matt zawołał:- O Boże! Miecz! Ocalił mi życie.Nie mogę go tak po prostu zostawić.- Już o to zadbałem - zapewnił go Stefano, a Elena poklepała przyjaciela po plecach.- Zaraz będzie u ciebie w domu, a jeśli zdecydujecie się udać gdzie indziej, na pewnowas odnajdzie.- Poklepywania zamieniły się w delikatne poszturchiwania.- Bądzciegrzeczni!- Sypialnia Matta Honeycutta w Fell s Church - powiedziała Meredith, wkładającklucz do zamka i otwierając drzwi.Razem z panią Flowers i Mattem przekroczyłapróg.Drzwi się zamknęły.Stefano odwrócił się do Eleny.- Ja idę przodem - stwierdził.- Ale będę cię mocno trzymać.Nie zamierzam ciępuścić.- Nigdy mnie nie puszczaj, nigdy szepnęła żarliwie Elena.Potem o czymś sobieprzypomniała.- Bransoletki niewolników!- Co? Ach, tak, pamiętam, opowiadałaś mi o nich.Jak powinny wyglądać?- Jak dowolne dwie bransoletki, byle do siebie podobne.- Elena zaczęła przetrząsaćskładzik, otwierając i zamykając szuflady starych mebli.- Chodzcie, bransoletki!Chodzcie! W tym domu miało być wszystko!- A co z tymi ozdobami, które nosisz we włosach? - zapytał Stefano i gdy Elenaspojrzała na niego, rzucił jej woreczek miękkich, bawełnianych gumek do włosów.- Jesteś genialny! Nie poranią mi nadgarstków.Są nawet dwie białe, więc będą dosiebie pasować - ucieszyła się Elena.Podeszli do drzwi.Elena stanęła po lewej stronie, aby Stefano mógł pierwszyprzekroczyć próg.Chwycił mocno jej lewą rękę.- Tam, gdzie znajduje się nasza przyjaciółka, Bonnie McCoullough - powiedział,przekręcając klucz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]