[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wyjaśnijmy to, Poirot.Co pan naprawdę myśli?— Nieważne, co ja myślę.Muszę wiedzieć.A jak dotąd psy dopiero dotarły do kryjówek ptactwa.Spence mruknął:— Gdybyśmy tylko mieli coś konkretnego, czego można by się uchwycić.Mamy jedynie podejrzane okoliczności.W ten sposób wszystko to teorie, i to dosyć naciągnięte.Wszystko kupy się nie trzyma, wie pan, tak jak panu mówiłem.Czy w życiu ktoś w ogóle morduje z powodów, jakie bierzemy pod uwagę?— To zależy — odpowiedział Poirot.— Wiele tu zależy od rodzinnej sytuacji, której nie znamy.Ale przywiązanie do dobrej opinii jest bardzo silną namiętnością.To nie artyści ani inna bohema.W Broadhinny mieszkają bardzo przyzwoici ludzie.Tak mi powiedziała kierowniczka poczty.A przyzwoici ludzie lubią strzec swojej opinii.Ktoś może mieć za sobą długie lata szczęśliwego małżeństwa, najmniejszych podejrzeń, że się kiedyś było znaną postacią z najbardziej sensacyjnej sprawy o morderstwo, najmniejszych podejrzeń, że czyjeś dziecko jest dzieckiem osławionego mordercy.Ktoś mógłby powiedzieć: „Raczej umrę, niż mój mąż się o tym dowie!”.Albo: „Raczej umrę, niż córka odkryje, kim jest!”.A potem przychodzi mu do głowy, że może lepiej będzie, jeżeli to pani McGinty umrze…Spence powiedział spokojnie:— Więc myśli pan, że to państwo Wetherby?— Nie.Oni może najlepiej pasują, ale to i wszystko.Prawdę mówiąc, jeśli idzie o charakter, pani Upward jest bardziej prawdopodobną morderczynią niż pani Wetherby.Ma zdecydowanie i siłę woli i ślepo kocha syna.Myślę, że mogłaby posunąć się daleko, nie chcąc dopuścić, aby się dowiedział, co się wydarzyło, zanim wyszła za jego ojca i ustatkowała się w szczęśliwym i cieszącym się szacunkiem małżeństwie.— Tak by go to wyprowadziło z równowagi?— Osobiście nie sądzę.Młody Robin ma nowoczesne poglądy, jest sceptykiem, absolutnym egoistą, a w każdym razie nie jest tak oddany matce, powiedziałbym, jak ona jemu.To nie jest James Bentley.— Gdybyśmy założyli, że pani Upward jest Evą Kane, jej syn by nie zabił pani McGinty, żeby się to nic wydało?— Powiedziałbym, że nigdy w życiu.Prawdopodobnie zbiłby na tym interes.Wykorzystałby ten fakt, żeby zdobyć popularność dla swoich sztuk! Nie widzę Robina Upwarda popełniającego morderstwo dla przyzwoitości czy z przywiązania, czy zresztą z jakiegokolwiek innego powodu poza konkretną własną korzyścią!Spence westchnął.— Pole badań jest szerokie — powiedział.— Może nam się uda znaleźć coś w przeszłości tych ludzi.Ale to zajmie dużo czasu.Sprawy skomplikowała wojna.Archiwa poniszczone… niewyczerpane możliwości dla osób, które chcą zatrzeć swoje ślady, posługując się cudzymi dowodami osobistymi i tak dalej, szczególnie po „wypadkach”, kiedy ciała były nie do rozpoznania! Gdybyśmy mogli się skupić na jednym, ale pan ma tylu kandydatów, monsieur Poirot!— Może niedługo uda nam się ich zredukować.Poirot opuścił biuro nadinspektora z mniejszą pogodą ducha, niż okazywał to na zewnątrz.Prześladowała go, tak jak Spence’a, presja czasu.Gdyby tylko miał czas…A w głębi nurtowała go jeszcze jedna kłopotliwa wątpliwość: czy gmach, który budują z nadinspektorem Spence’em, ma solidne podstawy? Przypuśćmy, że ostatecznie James Bentley jest winien?…Nie poddawał się tej wątpliwości, ale go niepokoiła.Raz po raz wracał myślą do widzenia, jakie miał z Jamesem Bentleyem.Myślał o nim teraz, czekając na peronie w Kilchester na swój pociąg.Był to dzień targowy i na peronie czekała masa ludzi.Tłumy innych wchodziły dopiero na peron.Poirot wychylił się, żeby spojrzeć.Tak, pociąg wreszcie nadjeżdżał.Zanim Poirot zdążył się wyprostować, poczuł silne umyślne pchnięcie w kark.Było tak gwałtowne i nieoczekiwane, że zupełnie go zaskoczyło.Jeszcze sekunda, a wpadłby na tory pod wjeżdżający pociąg, ale w ostatniej chwili człowiek stojący za nim złapał go i odciągnął.— Co też panu przychodzi do głowy? — oburzył się.Był to potężny sierżant armii.— Zwariował pan? Człowieku, wpadłby pan pod pociąg!— Dziękuje panu, dziękuję po tysiąckroć.Tłum kłębił się już wokół nich, ludzie wsiadali i wysiadali.— Już dobrze? Pomogę panu wsiąść.Poirot wstrząśnięty opadł na ławkę.Na nic wyjaśniać: „Ktoś mnie popchnął”, ale ktoś go popchnął.Aż do dzisiejszego wieczora poruszał się świadomy niebezpieczeństwa, ostrożnie.Ale po rozmowie ze Spence’em, po jego żartobliwym pytaniu, czy nikt nie próbował zamachu na jego życie, bezsensownie uznał, że niebezpieczeństwo minęło, czy też, że nie może się zmaterializować.Jakże się mylił! Z przesłuchań, które przeprowadził w Broadhinny, jedno przyniosło skutek.Ktoś się wystraszył.Ktoś spróbował położyć kres tym niebezpiecznie wskrzeszonym dochodzeniom w zamkniętej już sprawie.Z budki na stacji w Broadhinny Poirot zadzwonił do nadinspektora Spence’a.— To pan, mon ami! Proszę posłuchać.Mam dla pana wiadomość.Wspaniałą wiadomość.Ktoś próbował mnie zabić…Wysłuchał z satysfakcją potoku uwag z drugiej strony.— Nie, nie jestem ranny.Ale o mały włos… Tak, pod pociąg.Nie, nie widziałem kto.Ale niech pan będzie pewny, przyjacielu, dowiem się.Teraz wiemy, że jesteśmy na właściwym tropie.Rozdział dwunastyICzłowiek sprawdzający licznik elektryczny spędził cały dzień z kamerdynerem Guya Carpentera, który go pilnował.— Elektryczność będzie teraz działała na nowych zasadach — wyjaśnił.— Według jednolitej siatki stawek zależnie od liczby lokatorów.— Według tego, co pan mówi, kosztowała drożej niż wszystko inne — sceptycznie zauważył kamerdyner.— To zależy.Każdemu sprawiedliwie, jak mówię.Był pan na zebraniu wczoraj wieczorem?— Nie.— Podobno pana szef, pan Carpenter, bardzo dobrze mówił.Myśli pan, że wejdzie?— Zdaje się, że o mało nie wszedł zeszłym razem.— Tak, jakieś sto dwadzieścia pięć głosów przewagi, coś koło tego.Wozi go pan na te spotkania czy jeździ sam?— Zwykle jedzie sam.Lubi prowadzić.Ma rollsa bentleya.— Radzi sobie dobrze.Pani Carpenter też prowadzi?— Tak.Według mnie o wiele za szybko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]