[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrośli w ziemię również czterej policjanci, gdyż w otwartych drzwiach ujrzeli kilkanaście luf skierowanych na siebie.Przed schroniskiem stała gromada ludzi ze strzelbami wycelowanymi w policjantów stojących przy saniach.- No i co? - zapytał przemytnik.- Jak się to wam podoba? Muszę zresztą powiedzieć, że karabiny moich ludzi nie są mi nawet tak bardzo potrzebne.Przypatrzcie się temu psu.Na jedno moje słowo rozerwie was wszystkich pięciu na kawałki.My tu w górach wiemy, jak poczynać sobie z takimi, jak pan.- Na Boga! Jesteśmy zgubieni - jęknął corregidor.- Tak, to prawda.Wasi ludzie nie mają jeszcze pojęcia o tym, co się dzieje.Chodzi o wasze życie.Czy będziecie posłuszni?- Co mam uczynić? - spytał urzędnik.- Rozkażcie swoim ludziom złożyć broń i oddać nam konie.- To niemożliwe! - krzyknął przerażony corregidor.- Moi ludzie słyszą każde słowo, które tu mówimy.Liczę do trzech.Jeżeli do tego czasu nie stanie pan w oknie i nie wyda rozkazu, którego żądam, tuzin kul przebije wasze głowy.Jest nas trzydziestu, więc nikt z was nie ucieknie.A więc: raz.dwa.Zanim zdążył powiedzieć trzy, przedstawiciel władzy skoczył ku oknu, otworzył je i krzyknął:- Złożyć broń!Policjanci stali nieruchomo, nie rozumiejąc przyczyny dziwnego rozkazu.- Na miłość boską, złóżcie broń! - powtórzył.- Złóżcie ją na sanie.- Dlaczego? - padło pytanie.- Ponieważ jesteśmy otoczeni bandą przemytników, którzy wystrzelają nas, jeżeli ich nie usłuchamy.W tej samej chwili dwudziestu przemytników wymierzyło dwadzieścia luf w policjantów.- Poddajcie się, poddajcie! - krzyknął urzędnik.- Czy puścicie nas wolno? - zapytał jeden z policjantów.- Tak.Policjanci złożyli broń, oddali konie i zaczęli się wymykać.Gdy urzędnik chciał pójść również w ich ślady, przemytnik zatrzymał go:- Stój, drabie! Mam do ciebie mały interes.- O co chodzi?- Wkrótce się o tym dowiesz - po czym zwrócił się do Sternaua i zapytał:- Mam wrażenie, że senior nie bardzo jest z tego pana corregidora zadowolony?- Wrażenie słuszne - odrzekł Sternau.- Czy tylko dlatego, że chciał pana teraz aresztować, czy też z innych jeszcze powodów?- Z innych powodów.Przyjechał raz do mnie, żeby mnie zawieźć do pewnej damy.Był to podstęp, gdyż zawiózł mnie do więzienia w Barcelonie, gdzie trzymano mnie niewinnego przez kilka miesięcy.- Musi więc za to zapłacić.Dajcie mu pięćdziesiąt tęgich, siarczystych batów!Za chwilę krzyk urzędnika oznajmił, że polecenie wykonywano solidnie.Sternau chciał podziękować przemytnikom, ale niechętnie słuchali słów wdzięczności, a pieniędzy w ogóle nie przyjęli.I tak obłowili się suto: zdobyli broń i konie.V.LATARNIK GABRILLONWody zatoki St.Malo wżynają się głęboko w ląd Normandii.Nad zatoką leży na wzgórzu miasteczko Avranches.Na wzgórzu tym zbudowano w roku 1848 jedną z tych drewnianych latarni morskich, które ostrzegają okręty przed niebezpiecznymi brzegami Normandii.Latarnik nazywał się Gabrillon.Był to odludek i dziwak.Nie miał ani żony, ani dzieci, mieszkała z nim tylko zgrzybiała, głucha baba, która opuszczała latarnię jedynie wtedy, gdy trzeba było przynieść panu pieniądze lub porobić zakupy.Dawniej bywało, że obcy odwiedzali latarnię, z której roztaczał się wspaniały widok na ocean.Z biegiem lat jednak Gabrillon stał się tak szorstki, że podróżnym odeszła ochota zwiedzać latarnię.Nikt w okolicy nie mógł pojąć przyczyny, dla której Gabrillon tak zhardział.Dopiero później kilku starych rybaków, którzy nocami wyprawiali się na połów, rozniosło wiadomość, iż w nocy na krużganku latarni zjawia się wysoka, chuda postać, szepcząca po hiszpańsku czy w jakimś podobnym języku krótkie żałosne zdania.Na podstawie tych wieści narodziło się wśród przesądnych mieszkańców wyspy przekonanie, że Gabrillon zawarł pakt z diabłem, który go często w nocy odwiedza, i od tego czasu zaczęto jeszcze bardziej unikać latarnika.Tylko mer miasteczka nie podzielał tego zdania, bo Gabrillon był u niego i oświadczył mrukliwie, iż trzyma u siebie w latarni starego latarnika chorego umysłowo.Mera bawiło ogromnie, że całe miasteczko uważa biedngo obłąkańca za syna piekieł.Było piękne popołudnie zimowe.Poprzedniego dnia szalał sztorm; morze niezupełnie się jeszcze uspokoiło, ale powietrze było czyste i świeże
[ Pobierz całość w formacie PDF ]