X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wali się most, którym kroczycie, panowie anioły  usłyszeli niski, świsz-czący szept  Czego tu szukacie, skrzydlaci? Lekarstwa na strach?54 Gabriel z trudem przełknął ślinę. Twierdzisz, że rozmawiasz z Panem  zaczął, z nadzieją, że głos za bardzomu nie drży  Zatem potrzebujemy porady.Zaginęła cenna rzecz.Urwał, bo przerwał mu upiorny chichot wydobywający się z gardła serafina. Owieczki moje! Co za przykrość! Ale idzcie płakać gdzie indziej.To jestkomnata Tronu.Rońcie łzy swoje nad rzekami Babilonu, w ciemności Szeolu,nizajcie je niby diamenty, sypcie przed wieprze i pozostałe tałatajstwo.Rady po-trzebujecie? Oto ona.Pokory, słowicy, bo ciężkie czasy przychodzą zawsze bezzaproszenia. Dobra  mruknął Gabriel  Zabieramy się stąd.On bredzi od rzeczy, jakzwykle, Rafałku. Niebywałe!  zaszemrał serafin, z wizgiem rozpościerając górne skrzydła.Pęd gorącego powietrza uderzył aniołów w twarze, szarpnął włosami  Samisobie dacie radę! Dzielni słowicy! Podziwiam.Wszak jesteście potężni.Kim cięPan uczynił, Dżibril? Cherubem? Pamiętam! Ale czy ciosałeś podwaliny światław nieskończonym mroku? Nie przypominam sobie tam ciebie, archaniele.A ty,Mikail? Ciebie uczyniono serafem! Zatem jesteś tożsamy ze mną.Wykonuj więcto, co przystoi serafom.Zpiewaj wraz ze mną! Wychwalaj Tron Pański! Wychodzimy!  krzyknął Razjel, ale Serafiel już powstał z miejsca.Za-trzepotał trzema parami skrzydeł, wzbudzając wicher gorący jak piach na pustyni. ZWITY, ZWITY, ZWITY  zaryczał huragan, a ogłuszeni, słaniającysię na nogach archaniołowie, na oślep szukali wyjścia z komnaty, pośród huczą-cego wiru płomieni. KR�LU STRASZLIWY MORZA, KT�RY DZIER%7łYSZ KLUCZE KA-TARAKT NIEBIESKICH, KT�RY PDZISZ NA RYDWANIE WOKOAOZWIAT�W. Gdzie te cholerne drzwi! PANIE NIESKOCCZONOZCI ETERYCZNYCH, GDZIE WZNOSI SITRON TWEJ POTGI, Z KT�REGO WYSOKOZCI TWE OCZY STRASZNEWIDZ WSZYSTKO. Rafał, gdzie jesteś? Odezwij się! SERAFINIE MICHAELU, CZEMU NIE ZPIEWASZ ZE MN? CZY%7ł-BYZ NIE POTRAFIA? Sukinsyn nas upiecze! CO ZATEM POTRAFICIE, SKRZYDLACI? Gabriel, bezradnie macającyścianę, potknął się, upadł i boleśnie uderzył w kolano o coś twardego na podłodze.Próg, na Jasność, to próg! Porwał się, namacał klamkę. Znalazłem drzwi!  zawołał ochryple  Tutaj! Naparł na wrota, otwo-rzył.%7łar wylał się na korytarz, a do wnętrza wpłynęło nieco cudownie chłodnegopowietrza.55  Tędy!  krzyczał Gabriel i kolejno, krztuszący się, z trudem chwytają-cy oddech archaniołowie wydostawali się z sali tronowej.%7łegnał ich szyderczyśmiech serafina.Ostatni wytoczył się Michał i Gabriel z ulgą zatrzasnął drzwi. Zwir chciał nas podusić!  wychrypiał Książę Zastępów, ocierając załza-wione oczy  Dlaczego nic nie zrobiliście? Miałem rozwalić komnatę Tronu Pańskiego?  Razjel dyszał, opartyo ścianę. Racja  mruknął Gabriel, ocierając czoło  Ryzyko było za duże.Wie-dział, że nie możemy się obronić.Chciał nas zmusić do ucieczki, upokorzyć. No i udało mu się.Michał potrząsnął szafranowymi lokami. Ześwirował do reszty.Zrobił się niebezpieczny. Przepraszam, że was do tego namówiłem  szepnął Rafał  Miałem na-dzieję, że nam pomoże. Pomógł przewietrzyć płuca. Co go napadło?  Razjel wzruszył ramionami  Dotychczas zachowywałsię spokojnie. Nie wiem  Gabriel w zamyśleniu pocierał brodę  No nic.Chodzmy,trzeba się zająć poszukiwaniem Księgi.Nie wolno nam tracić czasu.WezwieszZofiela, Razjelu?Pan Tajemnic skinął głową. W porządku.Michał, ułóż listę najbardziej zaufanych skrzydlatych w armii.Tych, co do których lojalności masz najmniejsze podejrzenia, natychmiast wyślijw długie i bardzo dalekie misje.Oczywiście należycie odpowiedzialne, żeby niemogli się przyczepić.To na wszelki wypadek, panowie.Aha, warto zwiększyć ak-tywność służb bezpieczeństwa.Teraz nie możemy sobie pozwolić na żadne spiskiani wybuchy niezadowolenia.Zajmij się tym, Razjelu.Na dziedzińcu znów dosiedli koni, znowu mijali rajskie krajobrazy SiódmegoNieba, ale Gabriel nie mógł się otrząsnąć po niemiłym incydencie z Serafielem.Wydawało mu się, że szaleniec wiedział więcej niż podejrzewali, a jego świszczą-cy głos wieszczył im nadejście klęski o wiele poważniejszej niż utrata magicznejksięgi.* * *Ogromny meteor, wrzeszczący jakieś zaklęcia bez słów, przemknął tuż obokDaimona.Przez chwilę Anioł Zagłady widział wytrzeszczone, płonące oko wiel-kości sporego placu w Królestwie.Nieco dalej pędziło całe stado, koziołkując,wizgając i obijając się o siebie.Wśród ciemności tryskały gejzery kolorowych56 ogni, wypluwające snopy iskier.Sypały się jak gwiazdy wysypywane wiadramiz okna w sąsiednim wszechświecie.Piołun, bez śladu zmęczenia, galopował przez mrok.Eksplozja jakiegoś słońcana moment rozmazała na wszystkim smugi biało błękitnego blasku, obrysowującsylwetkę konia i jezdzca konturem wyładowań, niby wycinankę z blachy.Wybuchoślepił Daimona, przez dobrą chwilę przed oczami skakały mu tylko wielobarwnebryzgi światła. Patrz, granica  usłyszał głos konia.Przymrużył załzawione oczy.Rzeczywiście, przed nimi, tam gdzie ciemnośćjeszcze niedawno zdawała się najgęstsza, pojawiła się cienka, fosforyczna liniaw barwie srebra i seledynu.Ogromniała w miarę jak się do niej zbliżali, aby prze-mienić się w ścianę wibrującej jasności.Wyglądała jak tafla oceanu ustawiona nasztorc. Wchodzimy?  spytał Piołun. Tak. Lubię to!  zawołał koń, przechodząc w cwał.Zwist wiatru w uszach Freyaprzerodził się w ryk, gwiazdy zwinęły w złote serpentyny, a pęd wcisnął oddechz powrotem do płuc.Lubię to znacznie mniej niż on, zdążył pomyśleć anioł nim rumak uderzyłw taflę.Daimon był pewien, że zaciska zęby, chociaż pośród huku i trzasków wy-ładowań słyszał własny krzyk.Zalała go fala upiornego, świetlistego seledynu.Drgania energii przenikały go, czuł pulsowanie mocy, jakby wpadł wprost do ser-ca gigantycznej istoty.Przez głowę przebiegały mu tysiące myśli, ale na żadnejnie potrafił się skupić i odnosił wrażenie że żadna nie należy do niego.Bezwied-nie zamknął powieki, bo wiry srebrzystej zieleni, powstające z niczego i pędząceze świstem przez seledynową jasność wyraznie zamierzały pochłonąć go wrazz rumakiem.Kiedy nabrał pewności, że tym razem przejście się nie uda, poczułwstrząs towarzyszący zetknięciu się końskich kopyt z twardym podłożem.Otworzył oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl