[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Obudowa stosu jest zbyt zimna zaczął GI, a wtedy Horpach odwróciłsię do niego twarzą i po raz trzeci, tak samo nie podnosząc głosu, powiedział: Potrzebuję CAAEJ mocy.Inżynier bez słowa wyciągnął rękę ku głównemu wyłącznikowi.W głębi stat-ku rozległo się krótkie beknięcie syren alarmowych i niby odległy werbel zawtó-rowały mu kroki biegnących na stanowiska bojowe.Horpach znowu patrzał naekran.Nikt nic nie mówił, ale teraz wszyscy pojęli, że niemożliwe stało się: astro-gator gotował się do walki z własnym Cyklopem.Wskazniki, błyskając, ustawiały się jak żołnierze w szeregu.Indykator mo-cy dyspozycyjnej ukazywał w okienkach liczby pięcio- potem sześciocyfrowe.Gdzieś iskrzył jakiś przewód czuć było zapach ozonu.W tylnej części sterow-ni technicy porozumiewali się umownymi znakami, pokazując sobie na palcach,który system kontroli uruchomić.Kolejna sonda ukazała przed zestrzeleniem podługowaty łeb Cyklopa , prze-czołgującego się przez grzędy skalne; ekran znowu opustoszał, rażąc srebrną bie-lą.Lada chwila maszyna miała się pojawić już na wizji bezpośredniej; bosmanradarystów czekał już przy aparacie, który wysuwał zewnętrzną dziobową tele-kamerę ponad wierzchołek statku, dzięki czemu pole widzenia można było po-większyć.Technik łączności wystrzelił następną sondę. Cyklop nie kierowałsię jakby prosto na Niezwyciężonego , który trwał, głucho zamknięty, w peł-nej gotowości bojowej, pod puklerzem siłowego pola.Z jego dziobu w równychodstępach czasu tryskały telesondy.Rohan wiedział, że Niezwyciężony możepowstrzymać ładunek antymaterii, ale energię udarową trzeba było pochłonąć,z uszczerbkiem dla rezerw energetycznych.Najrozsądniejszy wydawał mu sięw tej sytuacji odwrót, to znaczy start na orbitę stacjonarną.Oczekiwał z chwili nachwilę takiego rozkazu, ale Horpach milczał, jakby licząc w niepojęty sposób naocknięcie się elektronowego mózgu maszyny.W samej rzeczy, obserwując spodciężkich powiek ruchy tego ciemnego kształtu, który bezszelestnie sunął wśródwydm, spytał: Wzywacie go? Tak jest.Nie ma łączności. Dajcie mu duże stop.Technicy krzątali się przy pulpitach.Dwa, trzy, cztery razy zbiegały strużkiświateł pod ich rękami. Nie odpowiada, astrogatorze.Dlaczego on nie startuje? nie mógł zrozumieć Rohan.Czy nie chce sięprzyznać do porażki? Horpach! Co za nonsens! Poruszył się.Teraz terazwyda rozkaz.94Lecz astrogator cofnął się tylko o krok. Kronotos?Cybernetyk zbliżył się. Jestem. Co mogli mu zrobić?Rohana od razu uderzyła ta forma: oni powiedział Horpach, jak gdyby na-prawdę miał do czynienia z myślącym przeciwnikiem. Obwody autonomiczne są na kriotronach powiedział Kronotos i czu-ło się, że to, co powie, będzie tylko przypuszczeniem. Temperatura wzrosła,straciły nadprzewodliwość. Pan wie, doktorze, czy pan zgaduje? spytał astrogator.Była to dziwna rozmowa, bo wszyscy patrzyli przed siebie, w ekran, na którymwidziany już bez pośrednictwa sondy Cyklop sunął ruchem płynnym, a jednaknie całkiem pewnym, bo zbaczał chwilami z kursu, jakby niezdecydowany, dokądwłaściwie zmierza.Kilka razy pod rząd strzelił do niepotrzebnej już telesondy,zanim ją trafił.Widzieli, jak spada niby jaskrawa flara. Jedyne, co mogę sobie wyobrazić, to rezonans powiedział po krótkim wa-haniu cybernetyk.Jeżeli ich pole pokryło się z tendencją samowzbudną mózgu. A pole siłowe? Pole siłowe nie ekranizuje magnetycznego. Szkoda zauważył sucho astrogator.Napięcie powoli słabło, gdyż Cyklop teraz już wyraznie nie kierował sięw stronę macierzystego statku.Odległość między nimi, przed minutą najmniejsza,zaczęła rosnąć.Wyrwana spod ludzkiej kontroli maszyna wyszła na przestwórpółnocnej pustyni. GI zastępuje mnie powiedział Horpach a panów proszę na dół.DAUGA NOCRohana zbudziło zimno.Półprzytomny, kurczył się pod swoim kocem, wci-skając twarz w pościel.Próbował okryć twarz rękami, ale mróz ogarniał go corazwiększy.Wiedział, że musi się ocknąć, ale odwlekał jeszcze tę chwilę, nie zdającsobie sprawy, dlaczego.Nagle usiadł na koi w zupełnym mroku.Dostał lodo-watym podmuchem prosto w twarz.Zerwał się po omacku i cicho klnąc, szukałklimatyzatora.Było mu tak duszno, kiedy się kładł, że przesunął gałkę na pełnechłodzenie.Powietrze małej kajuty ocieplało się powoli, ale on, na pół siedząc pod kocem,nie mógł już zasnąć.Spojrzał na świecącą tarczę ręcznego zegarka była trzeciaczasu pokładowego.Znowu tylko trzy godziny snu pomyślał gniewnie.Wciążjeszcze było mu zimno.Narada trwała długo, rozeszli się koło północy.Tyle gadania na nic pomyślał.Teraz, w tej ciemności, nie wiedzieć co dałby, aby na powrót znalezć się w Ba-zie, aby nie wiedzieć nic o tej przeklętej Regis III, jej martwym i po martwemuprzemyślnym koszmarze.Większość strategików radziła wejść na orbitę, tylkogłówny inżynier i główny fizyk od początku przychylali się do stanowiska Horpa-cha, że należy zostać, jak długo się da.Szansa odnalezienia czterech zaginionychRegnara wynosiła może jeden na sto tysięcy, może jeszcze mniej.Jeśli nie zginęlijuż przedtem, tylko znaczne oddalenie od miejsca walki mogło uratować ich przedjej atomowym piekłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]