[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ketarn też czuł, że pomiędzy nimi po raz pierwszy cośstało i przez to było jeszcze w dwójnasób boleśniej.Wilczarz, ostatecznie wyczerpawszy swojeniezbyt bogate zasoby pięknej mowy, stał za plecami Ane i ponuro popatrywał na nieszczęsnegonarzeczonego.Gacek przebudził się i wysunął łebek spod złożonych skrzydeł.Jego oczyprzypominające czarne koraliki wędrowały od jednej osoby do drugiej - próbował zrozumieć, czynie jest potrzebna jego interwencja.Ketarnowi pomału wracało czucie w ręce, która ucierpiała w krótkim starciu.Powrócił równieżból.Rozum, który nakazywał młodzieńcowi zachowanie ostrożności, zaczął poszukiwać powodów,aby już więcej nie rzucać się na Wilczarza.Powód godny, który nie miałby nic wspólnego zestrachem.Wen nie miał zamiaru czekać, aż Ketarn znajdzie taki powód.- Nie wszystko jest takie proste, jak ci się wydaje - burknął i wy szedł na podwórzec, zostawiającnarzeczonych samych.Gacek opuścił swoje stanowisko na gwozdziu i wyfrunął w ślad za nim.Bezbłędnie trafił w szczelinę zamykających się już drzwi.Będąc już na podwórcu, Wilczarz podstawił ramię skrzydlatemu przyjacielowi i pogładził go,jednocześnie uważnie słuchając, co się dzieje w spichrzu.Obawiał się, że kogucia duma mimowszystko wezmie górę i Ketarn uczyni coś, co potem będzie bardzo trudno naprawić.Jednakże zadrzwiami najpierw było całkiem cicho, a potem rozległ się głos Ane.Niezbyt głośny, lecz stanowczyi przekonujący.Gdyby Wilczarz chciał, mógłby rozróżnić poszczególne słowa.Ale nie chciał sięwtrącać.*Panience knezince przyśnił się sen.Sen mara.Ciężki jak kamień.Prawdę mówiąc, ostatnimiczasy wesołe sny nawiedzały ją niezbyt często.Ale o tym można porozmyślać na jawie.A we śniewszystko przyjmujesz tak, jak gdyby właśnie się działo.Knezinka Hellona stała na wąskiej kamienistej ścieżce.Na poboczu drogi nie rósł ani jedenkrzaczek, ani jedna trawka.I z prawej, i z lewej strony piętrzyły się niedostępne szare skały.Nadposzarpanymi szczytami powoli przepływało kosmate szare niebo.A zza skał.zbliżało się, podkradało, pełzło coś.nienazwane, pozbawione twarzy, coś, czegojeszcze nie było widać zza zakrętu.Knezinka wiedziała, że jeżeli choć kątem oka dostrzeże to coś,natychmiast umrze.Obok niej był Wilczarz.Widziała jego plecy w kolczudze, której oksydowane ogniwka wystawałyspod skórzanej kurtki.Powoli odstępował, zażarcie walcząc z kimś o wiele potężniejszym odsiebie.Jej Nieznana Trwoga była dla niego po prostu wrogiem z krwi i kości, którego możnazarąbać mieczem.Potem knezinka zauważyła, że też ma na sobie kolczugę i hełm, w jej ręce połyskuje miecz.Zktórym nie umiała się obchodzić.- Uciekaj, pani! - nie odwracając się, zawołał ochryple Wilczarz.I knezinka poczuła, że teraz ma siły, może się uratować.Po prostu uciec.Coś jej podpowiadało,że jest tutaj postronnym widzem.I dlatego może w każdej chwili odejść.- A co będzie z tobą?! - krzyknęła.Wilczarz nie odpowiedział Wymachiwał mieczem z całą swą nieziemską siłą - widziała gowielokrotnie na dziedzińcu zamku w Haliradzie, jak ćwiczył.- O mnie się nie musisz martwić - rzucił jej wreszcie przez ramię.Odwrócić się i spokojnie odejść.Knezinka nie mogła ani przyjść z pomocą Wilczarzowi, anizostawić go tu samego.Mogła tylko umrzeć razem z nim.A do tego akurat jej ochroniarz niechciałby dopuścić za żadne skarby świata.Właśnie miała powiedzieć, że za nic go nie zostawi, ale nie zdążyła.Wilczarz zaczął padać.Zobaczyła jego wykrzywioną, zalaną krwią twarz.A zza skały - dziewczynie włosy stanęły nagłowie - zbliżały się ku niemu jakieś kosmate macki.Zcisnęła w wilgotnej dłoni rękojeść miecza, wydała z siebie straszliwy okrzyk, niezgrabnierzuciła się na pomoc.I wszystko się zmieniło.We śnie zawsze tak jest.Jeśli natrafia się na coś nie do wytrzymania, coś, czego nie możnaprzemóc ni pokonać, człowiek przenosi się do innego snu, który nie jest już tak straszny.Ta sama ścieżka, ale w innym miejscu.Knezinka wiedziała, że to się dzieje już potem".Uciekała co sił w nogach, klucząc pomiędzy szarymi głazami, bardzo się bała obejrzeć za siebie.Potem zobaczyła most.Długi, złożony z mnóstwa desek połączonych sznurkami.Był przerzuconynad przepaścią, na której dnie snuły się mgły.Z tego dna dochodził ponury, głuchy pomruk.Knezinka rzuciła się do ucieczki przez most i poczuła, że deski pod jej stopami się uginają
[ Pobierz całość w formacie PDF ]