[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słuchać dudnienie kroków po schodach to pewnieporządkowi a na końcu korytarza Carol wybiega z sypialni, wkoszuli nocnej trzepoczącej za nią jak peleryna, z ustamiwykrzywionymi w jednym przeciągłym krzyku.Z całych sił napieram na moskitierę, lecz trzyma się mocno.Na dole Alex również krzyczy, ale nic nie słyszę z powodu rykuuruchomionego na nowo silnika. Zatrzymajcie ją! wrzeszczy Carol, a William wyrwany zletargu rzuca się do okna.Ból pali mi ramię przy ponownymnaparciu na siatkę, która na chwilę lekko ustępuje, a potemznów stawia opór.Nie mam czasu, nie mam czasu, nie mamczasu.Za chwilę dopadnie mnie William i wszystkostracone.A wtedy Gracie krzyczy: Zaczekaj!Wszyscy zamierają.To pierwszy raz, kiedy Gracewypowiedziała jakieś słowo w ich obecności.William potyka sięo własne nogi i wpatruje się we wnuczkę z otwartymi ustami.Carol zastyga w drzwiach, a za jej plecami Jenny przeciera oczy,jak gdyby myślała, że śni.Nawet obaj porządkowi zatrzymująsię na szczycie schodów.Właśnie tej jednej chwili potrzebowałam.Napieram razjeszcze, siatka odskakuje i wypada na zewnątrz.I zanim sięzastanowię, co robię, zanim pomyślę, czym grozi upadek zpierwszego piętra, wyskakuję przez okno.Powietrze owiewamnie, jakby brało w objęcia, więc przez chwilę moje serceznowu wibruje radością, ogarnięte jedną myślą: lecę.A potem uderzam o ziemię z taką mocą, że nogi uginają sięA potem uderzam o ziemię z taką mocą, że nogi uginają siępod moim ciężarem, a siła odrzutu wysysa całe powietrze zmoich płuc.Lewa kostka wykręca się pod paskudnym kątem idziki ból szarpie całym moim ciałem.Z rozpędu przetaczam sięaż do ogrodzenia.Nade mną znowu słychać krzyki, a zarazpotem otwierają się drzwi frontowe i dwóch mężczyzn wybiegana ganek. Lena! To głos Aleksa.Podnoszę głowę.Pochyla sięnad ogrodzeniem i wyciąga do mnie rękę.Podaję mu jedną dłoń,a on łapie mnie za łokieć, podciąga do góry i niemal przewlekana drugą stronę.Fragment drucianej siatki zahacza o mójpodkoszulek, rozdzierając materiał i rozcinając skórę.Nie mamczasu na strach.Na ganku rozlegają się szumy i trzaski.Jeden zporządkowych krzyczy do krótkofalówki.Drugi ładuje pistolet.Dziwne, pośrodku tego chaosu pojawia mi się w głowie bardzogłupia myśl: nie wiedziałam, że porządkowi mogą nosić brońpalną. Szybciej! popędza mnie Alex.Wczołguję się namotocykl i opasuję go mocno rękami.Pierwsza kula odbija się od ogrodzenia tuż po naszejprawej.Druga trafia w chodnik. Jedz! krzyczę i gdy Alex rusza, trzecia kula przelatujeze świstem koło nas tak blisko, że czuję wibrowanie powietrzana jej torze.Gdy dojeżdżamy do końca drogi, Alex bierze ostry skręt wprawo, na główną ulicę, i motocykl przechyla się tak mocno, żemoje włosy omiatają chodnik.%7łołądek wywraca mi się do górynogami i stwierdzam, że już po nas, ale jakimś cudem wracamydo pionu i mkniemy dalej, pozostawiając za sobą krzyki iwystrzały.Cisza nie trwa jednak długo.Gdy skręcamy w CongressStreet, dobiega mnie coraz głośniejsze wycie syren.Chcękrzyknąć Aleksowi, żeby przyspieszył, ale serce tak mi wali, żenie mogę wydobyć z siebie słowa.Zresztą i tak mój głos zginąłbywe wściekłym wyciu wiatru i wiem, że już szybciej jechać się nieda.Budynki po obu stronach zlewają się w szarą, bezkształtnąmasę jak roztopiony metal.Nigdy to miasto nie wydawało mi siętak obce, okropne i zniekształcone.Przerazliwy jęk syren jestjak cienkie ostrze przeszywające na wskroś moje ciało.Zwiatłarozbłyskują w oknach, gdy ludzie budzą się ze snu.Horyzontzaczyna się czerwienić, a wschodzące słońce ma rdzawy kolorzaschniętej krwi.Strach zadaje mi potworny ból, rozdziera mniena strzępy i czuję się gorzej niż w najstraszniejszym koszmarze.Nagle, jak spod ziemi, na końcu ulicy wyrastają dwaradiowozy.Porządkowi i policja są ich dziesiątki, całe morzegłów, rąk i wykrzywionych wrzaskiem twarzy wylewają się nadrogę.Głosy narastają, zniekształcane przez krótkofalówki imegafony. Stój! Stój! Stój, bo strzelam! Trzymaj się! krzyczy Alex i czuję, jak jego ciało sięnapina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]