[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Star-szy pan, obserwując pilnie swego gościa, przezierał na wskroś, co się w tamtym dzieje.Aa-godny uśmiech, kryjąc się pod jego przyciętymi wąsami, zdawał się czuwać zawzięcie nadkolejnością emocji malarza.Pan Granowski, trzymając w kieszeni nabity browning z odsu-niętym bezpiecznikiem, rzekł wyraznie i dobitnie:23 Człowiek mądry powinien myśleć o sobie i przedsiębrać wszystko dla siebie.Niepraw-daż, panie? Ehe. Przecie, jeżeli robić coś ważkiego, zasadniczego, dobrego, to przede wszystkim na ko-rzyść tego celu, który, co do wartości, znamy najlepiej mogę powiedzieć, znamy jedynie który nas zawieść nie może, jak, niestety! zawodzi wszystko na tym padole, to jest dla siebiesamych.Nieprawdaż?Znica patrzał mu w oczy, usiłując zgadnąć myśl kryjącą się w powyższych słowach. Cóż pan, pańska żona, pański syn na tym zyska, jeśli ja w genialnym, przypuśćmy, ja-snowidzeniu odgadnę testament Nienaskiego w zupełności i wypełnię wszystkie co do jotyjego paragrafy? Cudze licząc pieniądze pan się przecie nie zbogacisz! Ja znam treść testamentu. mruknął Znica wyniośle, chrapliwym głosem, z wewnętrznąwściekłością. Nie o mnie tu chodzi.Nie liczę cudzych pieniędzy i nie myślę się zbogacać.Nie pragnę wcale pieniędzy Nienaskiego, a więc mogę powiedzieć, że je posiadam.Czy nie?Pan się pomyliłeś. Będę panu wdzięczny, jeżeli mi kiedyś wyłożyć raczysz swe wiadomości o zapisie.rzekł pan Granowski z pewną rozterką. Teraz chciałbym zapytać, czy nie mógłbym poznaćpańskiej żony i synka?(Pan Granowski domyślał się, że opowiastki o żonie i synu są wymysłem i ordynarną blagąartystycznego bandyty). Poznać moją żonę? rzekł Znica, wyrwany przez to pytanie z nurtu swych myśli.Owszem, proszę. Więc to w tutejszym szpitalu, w Salviatino? Tak, tutaj w pobliżu. A czy pani nie zrobiłaby przykrości nasza wizyta? Broń Boże! Czy moglibyśmy pójść tam teraz? Proszę pana.Możemy pójść. Jestem gotów.Znica powstał ze swego krzesła.Rozmyślał.Po jego twarzy miotała się rozpaczliwa myśl,że oto nic nie załatwił, nie wydusił z tego dziedzica ani grosza i bez grosza ma iść teraz doSalviatino.Błyski piorunującej wściekłości migotały w jego oczach.Pan Granowski dosko-nale widział to wszystko.Ileż to razy był w życiu swoim takim petentem! Ileż to razy stałprzed kimś, mocując się z wichrami wewnętrznych pasji! Mając w sobie tę świadomość i terefleksje, uprzejmie gwarzył o Florencji.Nacisnął guzik dzwonka i kazał Catonowi, który sięwe drzwiach jak cień ukazał, podać kapelusz i laskę.Za chwilę szedł ze Znicą przez ogród czarodziejsko piękny w kierunku bramy.Tuż za nią,na stromym zboczu urwiska, rósł dojrzały o tej porze, w drugiej połowie maja, wysoki, złotyjęczmień.Pan Granowski wskazywał uprzejmie to pólko towarzyszowi, zwracając jego uwa-gę na dojrzałość kłosów i podkreślając, że to przecie połowa maja.Upał był nadzwyczajny,tamujący oddech, toteż obadwaj panowie kryli się w cieniu murów i drzew.Lecz cień murówbył skąpy, krótki i przylegający wąskimi liniami do budynków.Poza obrębem drzew czło-wiek uczuwał w całym organizmie istne porażenie, w piersiach duszność i ból w głowie.Napustej, białej przestrzeni gościńca wlókł się jedynie stary człowiek, prowadząc ręką rower, naktórym była przytwierdzona paka gazet.Człowieczyna ten był niskiego wzrostu, w koszulikolorowej, rozpiętej na piersiach.Co pewien czas z jego skrzywionych ust wybiegał okrzykdziwaczny: Co-gio-fie-ma-tri-vanti!Kiedy ów krzykacz się zbliżył, pan Granowski wyciągnął rękę po dziennik.WówczasBerto, roznosiciel gazet, zdjął słomiany kapelusz z wyrazem najniższej pokory i podał Gior-24nale niemal na klęczkach.Oczy jego wpatrywały się w twarz pana Granowskiego jak w obrazcudowny, a sczerniałe wargi szeptały jakieś uniżone wyrazy.Kapitalista skinął głową i podałsolda ojcu Isoliny.Ten zgiął się jeszcze niżej i ośmielił wyrzec: Eccelenza! A co? Jestem ojcem c a m e r i e r y Isoliny.Czy aby wasza ekscelencja jest zadowolony? Prze-praszam za śmiałość. A to Berto. łaskawie raczył odpowiedzieć ekscelencja. Tak jest, panie. Owszem.Dobry zrobiłem wybór idąc za radą pani Oscalai.Zdaje się, że Isolina jest do-brą dziewczyną i pilną służącą.Czy tak będzie nadal jak dotąd zobaczymy. Będę czuwał, wasza ekscelencjo, będę zalecał! Zobaczymy! Do widzenia, ojcze Berto! Proszę przyjść kiedy w odwiedziny do córki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]