[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle coś uderzyło Randa w plecy, przygniatając go do pokładu.Miecz wypadł z wy-ciągniętej dłoni.Szeroko otwierając usta, usiłował bezskutecznie złapać oddech i po-chwycić miecz.Jego mięśnie reagowały niesamowicie wolno, wił się tylko jak ślimak.Człowiek, który chciał, aby go oszczędzono, rzucił tylko jedno przerażone spojrzenie namiecz i zniknął w mroku.Rand z najwyższym trudem obejrzał się przez ramię i zrozumiał, że jego szczęścieprysło.Na brzegu burty balansował trollok, wilczy pysk, wpatrywał się w niego, w ła-pie dzierżył ułamany kawałek chwytaka, którym go wcześniej niemalże pozbawił przy-tomności.Rand próbował dosięgnąć miecza, ruszyć się, uciekać, ale jego kończyny, nie-posłuszne rozkazom woli, gięły się i rozchodziły w różnych kierunkach.Targały nimidrgawki.Miał wrażenie, że jego piersi oplatają żelazne wstęgi, przed oczyma tańczyłygwiazdy.Jak oszalały rozglądał się za sposobem ucieczki.Czas zwolnił bieg.Gdy trollokpodniósł ostro zakończony drąg, chcąc go nim przeszyć na wylot, Rand odniósł wraże-nie, że stwór porusza się jak we śnie.Obserwował zamach grubego ramienia, czuł nie-270malże ułamany hak przeszywający jego kręgosłup, czuł już rozdzierający go ból.Pomy-ślał, że zaraz wybuchną mu płuca. Umieram! Zwiatłości, dopomóż mi, zaraz.!Ramię trolloka ruszyło do przodu i Rand zdołał krzyknąć: Nie!Nagle łódz zakołysała się, z plątaniny cieni wysunęła się z łoskotem belka bomu, któ-ry wśród chrzęstu łamanych kości zmiażdżył trollokowi pierś.Stwór wyleciał za burtę.Przez chwilę Rand leżał nieruchomo i wpatrywał się w rozkołysany bom. To już zupełnie wyczerpało mój zapas szczęścia pomyślał. Po tym wszystkimjuż nic mnie takiego nie spotka. Drżąc cały, wstał i podniósł miecz.Tym razem trzymałgo oburącz, tak jak nauczył się od Lana, ale nie było już nikogo, przeciwko komu mógłgo użyć.Przestrzeń dzieląca łódz od brzegu powiększała się szybko, okrzyki trollokówcichły pośród nocy.Wsunął miecz do pochwy, osunął się pod burtę, a wtedy na pokład wkroczył mężczy-zna ubrany w długi płaszcz do kolan i zaczął mu się przyglądać.Długie włosy spadałyna potężne ramiona, a okrągłą twarz okalała broda wygolona nad górną wargą.Okrągłą,wcale jednak nie łagodną.Bom ponownie się zakołysał, a brodacz poświęcił mu odro-binę uwagi, ujmując drzewce w szeroką dłoń. Gelb! zawył. Fortuno! Gdzieś ty jest, Gelb? Mówił tak szybko, że jego sło-wa zlewały się ze sobą.Rand ledwie go rozumiał. Nie schowasz się przede mną namoim własnym statku! Sprowadzić mi tu Florana Gelba!Pojawił się jakiś marynarz z lampą, a za nim dwóch następnych, którzy wepchnęli dokręgu światła człowieka o wąskiej twarzy.Rand rozpoznał w nim tego, który chciał mupodarować łódz.Mężczyzna toczył rozbieganym wzrokiem, starannie omijając zwalistąpostać.To pewnie kapitan, pomyślał Rand.Na czole Gelba nabrzmiewał siniak efektspotkania z butem Randa. Czy ty przypadkiem nie miałeś chronić bomu, Gelb? spytał kapitan z zadziwia-jącym spokojem, ale równie szybko jak przedtem.Gelb wyglądał na szczerze zaskoczonego. Przecież uważałem.Mocno go przywiązałem.Przyznaję, że czasem jestem w tymczy tamtym zbyt powolny, kapitanie Domon ale tego dopatrzyłem. Więc jesteś powolny, tak? Ale nie za wolny do spania.Zpisz, kiedy powinieneś staćna warcie.Przez ciebie mogliśmy zostać wymordowani w pień. Nie, kapitanie, nie.To jego wina. Gelb wskazał Randa. Stałem na straży, takjak być powinno, kiedy on się tu zakradł i uderzył mnie pałką.Dotknął siniaka na czole, skrzywił się i spojrzał na Randa. Walczyłem z nim, ale potem pojawiły się trolloki.On jest z nimi sprzymierzony,kapitanie.To Sprzymierzeniec Ciemności.Sprzymierzony z trollokami.271 Sprzymierzony z moją babcią! ryknął kapitan Domon. Czy już cię nieostrzegałem ostatnim razem, Gelb? Wysiadasz w Białym Moście! A teraz wynoś się, bokażę cię wysadzić już teraz.Gelb umknął z kręgu światła, a Domon zaciskał i otwierał dłonie, patrząc nie widzą-cym wzrokiem. Te trolloki stale mnie ścigają.Dlaczego mnie nie zostawią w spokoju.Dlaczego?Rand spojrzał ponad burtą i zdziwił się, nie zobaczywszy już brzegu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]