[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U boku Shonsu stał młodzieniec bardzo podobny do tajemniczego bohatera potyczki w Ov, tematu wielu rozmów.Szóści jeszcze nie przestali się uśmiechać.Tivanixi szybko myśli, stwierdził z uznaniem Wallie.Herold o wyglądzie ropuchy wziął głęboki oddech i prze­mówił, zagłuszając trąbki:- Lordowie, zgodnie z obyczajami i tradycjami waszego stare­go i szacownego cechu, powitajcie w imieniu Bogini walecznego lorda Shonsu, szermierza siódmej rangi.Szok!Oburzenie!Niedowierzanie!Podejrzliwość!Wallie przez chwilę cieszył się dramatyczną chwilą.Potem wyciągnął miecz i zasalutował wszystkim obecnym.Szmer gło­sów poniósł się nad placem niczym brzęczenie pszczół.Gwar na­rastał z każdą chwilą.Twarze sposępniały.z wyjątkiem jednej.Tivanixi znowu się uśmiechał.Gdy Shonsu zrobił krok do przodu, ponownie zapadła cisza, jakby patrzący nie uwierzyli własnym uszom i chcieli jeszcze raz usłyszeć imię przybysza.Wallie jeszcze raz dobył broni i oddał salut równemu sobie.Kasztelan odpowiedział, lekko i z gracją operując mieczem.Doświadczone oko od razu wychwyciło wiele mówiące drobiazgi.- Jestem Tivanixi, szermierz siódmej rangi, kasztelan zamku Casr.Twoja wizyta to dla mnie zaszczyt.Witam cię w zamku i na zjeździe, panie.Ostatnie słowa sugerowały, że to on jest gospodarzem, więc nie można mu rzucić wyzwania.Kwestia była dyskusyjna, bo przybysz nie prosił o gościnę.Szóści dyskretnie się wycofali.Nie chcieli być przedstawieni.Tłum milczał w gniewnym, wyczekującym nastroju.- Nie przyjechałem na zjazd.Zaskoczenie na twarzach szermierzy i większa czujność w oczach kasztelana.- Bogini wezwała Swoich wojowników w świętej sprawie, panie.Wallie lekko skinął głową.- Oczywiście! Zatrzymałem się tu tylko przejazdem.Mam dwie rzeczy do załatwienia.- Jakie rzeczy są ważniejsze niż zjazd?Słowa Tivanixiego zabrzmiały jak groźba.Szermierze stojący najdalej szeptali między sobą, ale większość słuchała uważnie.- Przysięga.Kasztelan mógł teraz rzucić uwagę, że krótka wizyta w świą­tyni uwolni lorda Shonsu od niewygodnej przysięgi.ale roztrop­ność zwyciężyła.- Jak ci pomóc, panie?- Mam do spełnienia dwa obowiązki: smutny i przyjemny - oznajmił Wallie.Jego głos dotarł do najodleglejszych części dzie­dzińca.- Przykra wiadomość brzmi tak, że w drodze do Casr zo­stali zabici przez piratów dwaj szlachetni i dzielni szermierze.Winnych stosownie ukarałem.Nowinę przyjęto w milczeniu.- A teraz przyjemniejsza sprawa.Tych dwoje szermierzy zamie­rza wystąpić o promocję.Lordzie kasztelanie, mam zaszczyt.Wallie przedstawił Nnanjiego Czwartego, protegowanego i za­przysiężonego brata.Thanę na razie pominął.Tivanixi schował miecz.- Słyszeliśmy o rudowłosym Czwartym, który poprowadził bitwę przeciwko bezbożnym w Ov, adepcie.- Kasztelan nie zdo­łał pohamować ciekawości.Nnanji uśmiechnął się triumfalnie.- W Ov dowodził lord Shonsu, panie - oświadczył gromkim głosem.- Ja pomogłem, ale chwała należy się jemu.Szepty i pomruki pełne zaskoczenia.Tivanixi rozpromienił się.- To dobra nowina, lordzie! Musimy wezwać minstreli, żeby upamiętnili słynną potyczkę.Być może niedokładnie przekazano nam fakty.Wallie pozwolił sobie na cień uśmiechu, dając do zrozumienia, że wie, co doniesiono.- Najpierw uczcijmy zabitych - zaproponował.- Przypusz­czam, że są tutaj szermierze z królestwa Plo i Fex?- W pierwszej kolejności oddajmy cześć innym poległym -rzekł kasztelan z dziwnym wyrazem twarzy.- Wszystkim nowo przybyłym pokazujemy tę oto pamiątkę, powód zwołania zjazdu.Wskazał na rząd flag wiszących nad dziedzińcem, a potem zbadał reakcję lorda Shonsu.Dziwne flagi! Na obu końcach sznura brązowe, bliżej pomarańczowe, czerwone, parę zielonych i samotna niebieska pośrod­ku.Kilty! Niektóre porwane, inne nadpalone.Widoczne na nich plamy mogły być tylko zaschniętą krwią.Wallie pobladł, ku nie­wątpliwej satysfakcji patrzących.- Proszę o wyjaśnienie - wyjąkał.- Przywiózł je do Casr pewien żeglarz, na prośbę niejakiego lorda Rotanxi, który nazywa siebie czarodziejem Sen.- Kaszte­lan mówił grobowym tonem.- Następnego dnia zwołałem zjazd, a Najświętsza go pobłogosławiła.Więc to były pamiątki po nieszczęsnym ataku Shonsu na Vul? Zwrot ubrań i rynsztunku poległych można by uznać za szlachetny gest.Odesłanie samych kiltów wyglądało na zniewa­gę.Tivanixi sprytnie uczynił z niej powód do chwały.W tym momencie Walliego poraziła inna myśl.Czarnoksiężnicy celo­wo sprowokowali zjazd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl