[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To nie nasza wina - poskarżył się Musalim, również opróżniając kieszenie.- Zdobycz powinni zabrać ci, którzy zaatakowali, a nie zostawiać ją nam ku pokusie.Kim są ci, co wycinają cały obóz i nie zabierają nic oprócz wielbłądów?Obserwując zniszczoną oazę Lander ponuro odpowiedział:- Zhentarimczycy.- Czarne Szaty? - upewnił się Bhadla.- Nie, nie mogli tego uczynić, są przecież tylko kupcami.Lander potrafił pojąć błędne rozumowanie Bhadli.D'tarigowie mieszkali na obrzeżach Anauroch, żyli z hodowli kóz i tylko najodważniejsi i najbardziej chciwi wyruszali na Wielką Pustynię.Ci „pustynni wędrowcy" zbierali żywicę z drzew kassji, mirry i kadzidła, po czym sprzedawali je kupcom sponsorowanym przez Twierdzę Zhentil.Zhentarimczycy z kolei odsprzedawali ją na kadzidła świątyniom ze wszystkich królestw.Odkąd D'tarigowie sięgali pamięcią Zhentarimczycy nie byli niczym więcej, niż dobrymi handlarzami.- Zhentarimczycy to więcej niż kupcy - wyjaśnił Lander, odwracając się do Bhadli.- To diabelska sieć złodziejów, łowców niewolników i morderców, pchanych do czynu pragnieniem potęgi, namiętnością i chciwością.Rządzą setkami osad i wsi, kontrolują rządy tuzina miast i mają szpiegów w elitarnych kręgach praktycznie każdego narodu w Faerun.Musalim wzruszył ramionami.- No i?- Zhentarimczycy chcą zmonopolizować handel i kontrolować politykę w całym Faerun - powiedział Lander.- Chcą zniewolić cały kontynent.Bhadla, rzucając ostatni pierścień na przewrócony namiot, powiedział nieufnie:- Nie wierzę w to, bogactwo to jedno, ale kto chciałby kłopotać się tyloma niewolnikami?Sembijczyk potrząsnął głową.- Nie wiem, dlaczego Zhentarimczycy chcą tego, czego chcą Bhadla.Może działają z ramienia Cyrica.- Kim jest ów Cyric? - przerwał Musalim ciągle przeszukując zakamarki swojej szaty.- Niegdyś był człowiekiem, ale teraz jest bogiem - bogiem śmierci, zbrodni i tyranii - odpowiedział Lander.- Na pustyni nazywamy go N'asrem - objaśnił Bhadla.Musalim skwapliwie przytaknął, jak gdyby przywołane imię boga wszystko wyjaśniało.- Beduini uważają że N'asr jest kochankiem słońca - ciągnął Bhadla.- Słońce, At'ar, opuszcza swego prawowitego małżonka każdej nocy, by spać w namiocie N'asra.Lander przejechał ręką po pęcherzach na swojej poparzonej słońcem twarzy.- Nie wątpię - powiedział zerkając na niebo.- Rzeczywiście wydaje się wystarczająco brutalna, by być kochanką Cyrica.- Może N'asr, czy też Cyric, wysłał Zhentarimczyków na pustynię, by zabili męża At'ar - podsunął Musalim.- Zazdrość jest matką wielu zabójstw.Lander zaśmiał się.- Nie sądzę, Musalimie.Wydaje mi się raczej, że w tym przypadku chodzi o złoto.- Złoto? - spytał Bhadla wyraźnie ożywiając się.- Chyba nie ma go na Anauroch.- Nie szukają złota na pustym - wyjaśnił Lander.- Zamierzają je przez nią przewozić.Wskazał na zachód.- Tam, dwieście mil za horyzontem, leży Waterdeep, jedno z licznych bajecznie bogatych miast.Potem wskazał na wschód.- Tam, pięćset mil za krańcem pustyni, znajduje się Twierdza Zhentil, Mulmaster i inne porty Księżycowego Morza.Służą one za przejścia dla starożytnych narodów Ziem Centralnych oraz żądnych niewolników krain południa.Dwaj D'tarigowie skrzywili się z niedowierzaniem, Lander domyślił się, że takim jak oni - pustynnym wędrowcom, trudno było wyobrazić sobie świat takich rozmiarów.- Pomiędzy wszystkimi tymi miastami znajduje się sześćset mil gorących, lotnych piasków, które przebyło niewielu cywilizowanych ludzi.Musalim podniósł garść piachu i powoli przesypał przez palce.- Twierdzisz, że to te piaski?- Tak - potwierdził Lander.- I ten, kto poprowadzi drogę przez pustynię, będzie mógł kontrolować szlaki handlowe biegnące ze wschodu na zachód Faerun.- Tu się mylisz - powiedział Bhadla, w jego oczach błysnęła źle maskowana chciwość.- Ziemie otaczające pustynię należą do D'tarigów, więc to my będziemy kontrolowali ten handel.- Nie, to ty się mylisz, jeżeli sądzisz, że Zhentarimczycy uszanują wasze terytorialne prawa - powiedział Lander.- Kiedy będzie trzeba, znajdą sposób, by ukraść waszą ziemię.- Nie doceniasz nas, panie - rzekł Bhadla.- Zhentarimczycy mogą okpić wielu w twoim kraju, lecz nie omamią D'tarigów - przewodnik odwrócił się do Musalima, jakby powiedział już wszystko, co było do powiedzenia i zapytał:- Czy oddałeś wszystko, co zabrałeś Beduinom?- Tak - odrzekł niechętnie Musalim.Bhadla odwrócił się znowu do Landera, chwycił go za rękę i energicznie pociągnął ku wielbłądom.- Chodź, czas ruszać.Lander przecząco pokręcił głową.- Czekam na Beduinów.- Jeśli dotąd nie przybyli, to już z pewnością tego nie uczynią - powiedział Musalim.- To bojaźliwy lud, a zresztą pewnie niewielu ich przeżyło.- O dwa dni drogi stąd leżą dwie inne oazy - dodał Bhadla.- Może inne plemię obozuje w jednej z nich.Żołądek Landera skurczył się alarmująco.- Gdzie leżą te oazy?Bhadla wskazał w kierunku, w którym oddalili się Zhentarimczycy po zniszczeniu obozu zeszłej nocy.Lander nie mówiąc już ani słowa ruszył w kierunku jeziorka, gdzie stały uwiązane wielbłądy.Od początku intrygował go szybki wymarsz Zhentarimczyków i teraz zdał sobie sprawę, że próbowali dotrzeć do następnego szczepu, zanim którykolwiek uciekinier z tej oazy zdoła go zaalarmować.Gdy Bhadla i Musalim dogonili go Lander obrzucił ich wściekłym spojrzeniem.- Dlaczego nie powiedzieliście mi wcześniej o innych oazach?Bhadla wzruszył ramionami.- Właśnie miałem to zrobić, kiedy powiedziałeś mi, że byliśmy obserwowani.Odpowiedź D'tariga tylko jeszcze bardziej go zirytowała, przyspieszył więc kroku.- Nie napełniajcie więcej, niż trzech bukłaków.- warknął.- Będziemy jechać ostro, by dopędzić Zhentarimczyków przed następną oazą, dodatkowe obciążenie tylko nas spowolni.Musalim zerknął na zamglony południowy horyzont.- Ależ panie, będziemy potrzebować dużo wody.Burza może zmusić nas do zatrzymania się na kilka dni!- Nie będziemy zatrzymywać się z powodu jakiegoś tam niewielkiego deszczu.Bhadla parsknął:- Deszczu? Na Anauroch?- To burza piaskowa! - rzucił Musalim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]