[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usłyszałem bicie kościelnych dzwonów.Musiało to być… no cóż, powiedzmy, gdzieś około wpół do siódmej.— To się zgadza, młody człowieku — oznajmił pułkownik z posępnym uśmiechem.— O tej właśnie porze popełniono zbrodnię.Może już pan o tym słyszał? Ale tak czy owak to niezwykle dziwne morderstwo!— Dlaczego?— Ponieważ wiele osób przyznaje się do0jego popełnienia — wyjaśnił pułkownik.Dełangua gwałtownie wciągnął powietrze.— A kto jeszcze się przyznał? — spytał, bezskutecznie usiłując powstrzymać drżenie głosu.— Lady Dwighton.Delangua odchylił głowę do tyłu i roześmiał się z przymusem.— Lady Dwighton łatwo wpada w histerię — oznajmił obojętnie.— Na pańskim miejscu nie przywiązywałbym najmniejszej wagi do tego, co ona mówi.— Ma pan rację — powiedział Melrose.— Ale jest jeszcze jedna dziwna sprawa, dotycząca tego morderstwa.— Jaka?— No cóż… — zaczął pułkownik.— Lady Dwighton przyznała się do zastrzelenia sir Jamesa, a pan do zasztyletowania go.Ale szczęśliwie dla was obojga, on nie został ani zastrzelony, ani zasztyletowany.Morderca roztrzaskał mu czaszkę.— Mój Boże! — zawołał Delangua.— Ale przecież nie mogła zrobić tego kobieta…Urwał, zagryzając wargi.Melrose pokiwał głową, a na jego twarzy pojawił lekki uśmiech.— Często czytałem o takich przypadkach — powiedział.— Nigdy jednak czegoś podobnego nie doświadczyłem.— Czego?— Żeby para młodych idiotów przyznawała się do zbrodni, myśląc, że popełniła ją ta druga osoba — wyjaśnił Melrose.— Musimy więc teraz zacząć wszystko od nowa.— Służący! — zawołał Satterthwaite.— Ta dziewczyna… nie zwróciłem na to wtedy uwagi.— Przerwał, by uporządkować swoje domysły.— Obawiała się, że go podejrzewamy.Musiał więc mieć jakiś motyw, o którym ona wie, ale my nie.Pułkownik Melrose zmarszczył czoło, a potem zadzwonił na służbę.Kiedy zjawił się lokaj, powiedział:— Poproś lady Dwighton, by zechciała ponownie zejść na dół.Czekali na nią w milczeniu.Kiedy zobaczyła Paula Delangua, zachwiała się i wyciągnęła rękę, by odzyskać równowagę.Pułkownik Melrose pospieszył jej z pomocą.— Wszystko w porządku, lady Dwighton.Proszę się nie denerwować.— Nie rozumiem.Co tu robi pan Delangua? Delangua podszedł do niej.— Lauro… Lauro… dlaczego to zrobiłaś?— Co?— Wiem.Zrobiłaś to ze względu na mnie… bo myślałaś, że… Zapewne był to naturalny odruch.Och! Ty aniele!Pułkownik Melrose chrząknął.Nie lubił okazywania uczuć i nie cierpiał tak zwanych scen.— Pozwoli pani, lady Dwighton, że coś powiem.Zarówno pani, jak i pan Delangua macie szczęście.On właśnie przyszedł, by „przyznać się” do popełnienia tego morderstwa… och, wszystko w porządku, on tego nie zrobił! Ale my chcemy poznać prawdę.Dość już tych krętactw.Lokaj twierdzi, że o wpół do siódmej weszła pani do biblioteki, czy tak?Laura spojrzała na Paula Delangua, który kiwnął głową.— Mów prawdę, Lauro — poprosił.— Tego nam teraz potrzeba.— Dobrze — oznajmiła, biorąc głęboki oddech.Opadła na krzesło, które podsunął jej pospiesznie Satterthwaite.— Zeszłam na dół.Otworzyłam drzwi biblioteki i zobaczyłam…Przerwała i nerwowo przełknęła ślinę.Satterthwaite pochylił się i chcąc dodać jej odwagi poklepał ją po ręku.— Dobrze, już dobrze — powiedział.— Więc co pani zobaczyła?— Mojego męża, który leżał bezwładnie na biurku.Widziałam jego głowę… krew… och!Ukryła twarz w dłoniach.— Przepraszam, lady Dwighton — powiedział Melrose.—Pomyślała pani, że zastrzelił go pan Delangua?Kiwnęła potakująco głową.— Wybacz mi, Paul — zaczęła przepraszającym tonem.— Ale mówiłeś… mówiłeś, że…— Że zastrzelę go jak psa — dokończył posępnie Delangua.— Pamiętam.To było tego dnia, w którym odkryłem, że traktuje cię brutalnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]