[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Tak mi się coś widzi.Ale to nie ostatnio, tylko parę tygodni temu.- Kto dopana z tym przyszedł? - Panie, nie wiem.%7łeby mnie pan zabił, nie pamiętam.Zdaje się, że facet, ale jakby się okazało, że kobieta, też bym się nie zdziwił.Ale chyba facet.- A jak ten facet wyglądał? - A bo ja wiem? Ja w ogóle niepamiętam, czy to był na pewno facet, a pan mnie pyta, jak wyglądał! Nie wiem.Pewno jakoś zwyczajnie, bo jakby był niezwykły, tobym go zapamiętał.Kluczepamiętam, a jego nie.Nie, czarna masa! To było wszystko, co udało siękapitanowi uzyskać.W mieszkaniu Maciusia nie znaleziono przydatnych odciskówpalców ani żadnych pożytecznych śladów.Podejrzenia zgrupowały się wokółMarcina, również bywającego na Wydziale Architektury, ale Marcin, po pierwsze, wczasie popełnienia kradzieży twardo siedział w kreślarni i sam Maciuśzaświadczył, że go widział, a po drugie, według zeznań licznych świadków,systematycznie i z wielką starannością unikał jakichkolwiek kontaktów zMaciusiem.Ostatecznie mógł mu ukraść klucze, ale musiałby mieć wspólnika dlaprzeprowadzenia całej operacji.Na wszelki wypadek został doprowadzony doślusarza, który obejrzał go szczegółowo i dokładnie.- W życiu tego pana na oczynie widziałem - oświadczył stanowczo.Zbadano zatem starannie moje alibi.Okazało się, że w Supersamie zapamiętała mnie kasjerka, miałam bowiem na sobiestrój, który nadzwyczajnie przypadł jej do gustu.Kostium w jaskrawą kratę iczarny kapelusz z wielkim rondem.Równie dokładnie zapamiętał mnie odnalezionyhydraulik, który pożyczał sól i który moim wyglądem był tak wstrząśnięty, żeopisał go nawet swoim kolegom.Dotychczasowy nienaganny tryb życia tak Marcinajak i mój uniemożliwił postawienie nas w stan oskarżenia.Dolary Maciusiaprzepadły bez śladu, pozostawiając na ambicji kapitana Różewicza trwałą iniezagojoną ranę.W całej imprezie brałam nikły udział, ograniczając się dokoniecznych rozmów z kapitanem i porucznikiem, bo ciągle byłam zajęta.Zkolejnym fizykiem jądrowym umówiłam się pod Grand Hotelem, znalazłam miejsce naHożej i zaparkowałam obok wiśniowego taunusa, w którym siedział kierowca.Czekałam parę minut, aż nagle przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić wkalendarzyku godzinę spotkania.Okazało się, że słusznie sprawdziłam, pomyliłamsię, przyjechałam za wcześnie i miałam jeszcze prawie trzy kwadranse czasu.Zirytowało mnie to trochę, zastanowiłam się, co z tym czasem zrobić, ipostanowiłam jechać do księgarni na Marchlewskiego, gdzie był duży wybórpotrzebnych mi map.Taunus akurat wyjeżdżał, musiałam go więc przeczekać.Ruszyłam za nim, obok kierowcy siedział pasażer, nawet nie zauważyłam, kiedywsiadł.Oglądał się do tyłu, aż spojrzałam we wsteczne lusterko, co też takiegoniezwykłego znajduje się za nami, wątpiłam bowiem, czy ogląda się na mnie.Nicniezwykłego nie było.Taunus pojechał ku Marszałkowskiej, ja za nim.Ostrojechał i nie udawało mi się go wyprzedzić.Skręcił w prawo, ja również.Nielubię, jak mi się tak coś plącze przed nosem, miałam więc nadzieję, że pozbędęsię go przy Królewskiej, gdzie zamierzałam skręcić w lewo.Tymczasem on równieżskręcił w lewo przede mną.Następnie skręcił w prawo, zupełnie, jakby sięwybierał do tej samej księgarni.Jechałam tuż za nim, zniecierpliwiona już niecojego uporczywym towarzystwem, szczególnie że pasażer ustawicznie się oglądał.Przed księgarnią zwolniłam.Taunus mrugał prawym światłem.Zamrugałam również,stwierdziłam całkowity brak jakiegokolwiek miejsca na postój i pomyślałam, żezle zrobiłam.Trzeba było od razu jechać na parking na zapleczu.Przyśpieszyłam,żeby skręcić za Halą Mirowską, objechać cały ten wielki kawał i od Grzybowskiejdostać się na parking i ujrzałam, że taunus również skręca za Halą Mirowską.Pasażer, jakiś kretyn, nie odrywał ode mnie wzroku, dziw, że mu kark niezesztywniał.Taunus zaczął zachowywać się niezdecydowanie, przeszkadzając miprzejechać.W końcu namyślił się i wjechał w prawo, na ślepy placyk, kawałek zaHalą.Odetchnęłam z ulgą, pozbywszy się go wreszcie i pojechałam do księgarni.Nie zapamiętałabym go w ogóle z całą pewnością, gdyby nie to, że w trzy dnipózniej spotkałam go ponownie.Po raz trzeci objeżdżałam dookoła placDąbrowskiego, usiłując gdzieś zaparkować, bo miałam interes w Filmie Polskim.Zdaleka ujrzałam, że zwalniają się dwa miejsca równocześnie, przyśpieszyłam,zaniepokojona, że mi je ktoś zajmie, i do jednego z nich zdążyłam.Na drugiewjechał wiśniowy taunus.Wjechał wcześniej, przede mną i zgasił silnik, zanimsama zatrzymałam się obok.Nie wysiadłam od razu, bo musiałam zmienićrękawiczki, taunus natomiast postąpił osobliwie.Ryknął nagle silnikiem iwyprysnął do tyłu, omal nie ładując się pod furgonetkę Telewizji.Idiotakompletny, po to pchał się na ten ciasny parking, żeby natychmiast odjechać.Wśrodku było dwóch facetów, pasażer, nie wiem, ten sam czy inny, znów mi sięprzyglądał tak, jakby nigdy w życiu nie widział nic ciekawszego.W ciągunastępnego tygodnia natykałam się na tego taunusa bez mała na każdym kroku.Pojąć nie mogłam, co sobie we mnie upatrzył.Czasem pojawiał się tam, gdziestałam, a czasem odjeżdżał z miejsca, w które przybyłam.W końcu się jakośodczepił, może dzięki temu, że przez kilka dni nie wychodziłam z domu.Nakierowcę nie zwróciłam uwagi, odniosłam wrażenie, że chyba jest brunetem.Następnie zaczęła mnie prześladować tajemnicza ręka.Wyszłam z domu, wsiadłam dosamochodu i poczułam, że on stoi jakoś dziwnie.Wysiadłam, obejrzałam go istwierdziłam, że siedzą dwa koła po lewej stronie.Zdziwiło mnie, dlaczego obarazem, jedno mogłam zrozumieć, ale dwa? Na szczęście miałam trochę czasu,znalazłam taksówkę, wzruszyłam kierowcę, jedno koło zmienił mi na zapasowe, poddrugie podłożyliśmy cegły i oba odwiozłam do wulkanizacji.Tamże okazało się, żeopony są przecięte.Zdziwiłam się jeszcze bardziej.Właściciel warsztatupowiedział parę barwnych słów na temat chuliganów i wandali i obiecałzwulkanizować jeszcze tego samego dnia.Koła z warsztatu przywiózł mi znajomy, ado założenia ich posłużył jeden z moich synów.Rzecz miała miejsce w środę.Wsobotę wieczorem wrócił do domu mój młodszy syn z ponurym wyrazem twarzy.- Tyto robisz specjalnie! - rzekł oskarżycielsko już od progu.- Ja nie wiem, co cina tym zależy, żebym ja resztę życia spędził na zakładaniu kół! Zaniepokoiłamsię okropnie i popędziłam na dół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]