[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem przy świetle księżyca podpalą na mnie ubranie, a gdy już znudzi się im słuchanie moich wrzasków, zepchną mnie do wody.Niemal czułem zapach palonego ciała, słyszałem syk płomieni gaszonych przez słoną wodę rozstępującą się pode mną i zaraz zamykającą mnie w zimnym, duszącym uścisku, czułem sól drażniącą mi nozdrza.Co ze mnie zostanie, gdy już ryby skończą ucztę?Mimo ciasnoty jakoś udało mi się otrzeć pot z czoła.Takie makabryczne wyobrażenia nie mają sensu, powiedziałem sobie.Muszę ufać własnej intuicji, a ona podpowiada mi, że Kleon nie jest człowiekiem, który mógłby kogokolwiek zamordować, w każdym razie nie z zimną krwią.Nawet aktor Roscjusz nie umiałby udawać takiej niewinności.Dziwny z niego pirat, nie ma co!Potem znów poczułem nagły strach, jeszcze gorszy niż poprzednio.Belbo wyjawił mi, że Kwintus Fabiusz życzy sobie śmierci wszystkich piratów.„Mamy uważać, żeby chłopakowi nic się nie stało”.ale czy naprawdę? Trudno oczekiwać, żeby niewolnik znał wszystkie tajne rozkazy, jakie jego pan wydał Markowi.Spuriusz nie jest jego synem, Fabiusz wyrażał się o nim ze wzgardą.A może w rzeczywistości pragnie śmierci swego pasierba? Wysłał okup za niego, to prawda, ale nie mógł postąpić inaczej, choćby dla uspokojenia Walerii i ratowania honoru.Gdyby jednak okazało się, że chłopak zginął z rąk piratów.albo gdyby dało się to upozorować?Całkiem możliwe zresztą, że nie kto inny, tylko Kwintus Fabiusz zaaranżował porwanie swego pasierba.Byłby to sprytny sposób pozbycia się go bez ściągania na siebie podejrzeń.Pomysł był sam w sobie potworny, ale znałem już ludzi dość przebiegłych, by w ich głowach powstała taka intryga.Gdyby jednak tak było, dlaczego mnie wynajął? Być może w celu zademonstrowania swej troski i sumienności przez wprowadzenie osoby z zewnątrz.Może chciał udowodnić Walerii i całemu Rzymowi, że poważnie traktuje ratowanie porwanego pasierba.W takim razie jego plan pozbycia się Spuriusza musiałby zawierać pewien dodatkowy element: niefortunne zejście ze świata niejakiego Poszukiwacza, który tragicznie spartaczył proste, zdawałoby się, zadanie przekazania okupu.Czy ta podróż kiedykolwiek się skończy? Droga stawała się coraz bardziej wyboista, wóz podskakiwał i chybotał się na wszystkie strony.Moje wyszukane scenariusze zdrady i zbrodni nagle przyćmiły bardziej prawdopodobne niebezpieczeństwo, że zostanę przygnieciony przez którąś z ciężkich skrzyń.I, na Herkulesa, jakże tu było gorąco! Zanim wreszcie stanęliśmy, moja tunika była tak mokra, jakbym dopiero co wskoczył do morza.Ktoś ściągnął ze mnie płachtę i natychmiast poczułem chłód słonego wiatru.Spodziewałem się, że wrócimy do stajni, gdzie widziałem Spuriusza.Tymczasem byliśmy na piaszczystej plaży u stóp niewielkich wzgórz gdzieś za miastem.W ląd wrzynała się tu niewielka zatoczka, oznaczona na obu brzegach sporymi głazami.Na płyciźnie kołysała się mała łódź wiosłowa, a dalej, na głębszej wodzie stał na kotwicy większy statek.Zeskoczyłem z wozu zadowolony, że znów mogę oddychać świeżym powietrzem.Kleon i jego trzech kompanów pospiesznie zaczęli przenosić skrzynki z wozu na łódź.– Ale ciężkie, cholera! – burknął jeden z nich.– Nie damy rady zabrać ich wszystkich naraz.– Gdzie jest chłopiec? – spytałem, łapiąc Kleona za ramię.– Tu jestem.Obróciłem się na pięcie i zobaczyłem Spuriusza wychodzącego zza osłony głazów na końcu zatoczki.Z powodu upału zdjął tunikę i miał na sobie tylko przepaskę biodrową.Musiało to być jego codzienne ubranie, jeśli w ogóle się ubierał; jego szczupły, ale muskularny tors i długie nogi były mocno i równo opalone.Spojrzałem na Kleona.Miał minę, jakby właśnie zadra weszła mu w palec.Wpatrywał się w chłopca, przełykając z trudem ślinę.– No, najwyższy czas! – Spuriusz założył ręce na piersi i wbił we mnie gniewne spojrzenie.Nadąsany wyglądał jeszcze ładniej.– Może włożysz tunikę – zaproponowałem.– Powinniśmy ruszać w drogę.Kleonie, pokaż nam kierunek na Ostię, to sobie pójdziemy.Chyba że zostawisz nam wóz?Kleon nie odezwał się, jakby osłupiały.Spuriusz wszedł pomiędzy nas i odciągnął mnie na stronę.– Czy ktoś was śledził? – spytał szeptem.– Nie sądzę.– Jesteś pewien?– Nie mogę mieć absolutnej pewności.Zerknąłem na Kleona; nie było po nim widać, że nas słyszy.Łódka płynęła już do statku z pierwszą partią złota, głęboko zanurzona pod jego ciężarem.– Czy pater wysłał z tobą zbrojnych, czy nie? Odpowiadaj! – Spuriusz mówił do mnie jak do niewolnika.– Młody człowieku – odparłem surowym tonem – w tej chwili pracuję dla twojej matki i ojca.– Ojczyma! – Chłopak zmarszczył nos i wypluł z siebie to słowo jak obelgę.– Moim zadaniem jest dopilnować, abyś dotarł cały do domu.Dopóki nie znajdziemy się bezpiecznie w Ostii, trzymaj język za zębami.Na takie dictum Spuriusz zaniemówił, po czym rzucił mi nienawistne spojrzenie.– Tak czy owak, ci ludzie z pewnością nie pozwolą mi odejść, dopóki całe złoto nie znajdzie się na statku – rzekł podniesionym głosem.– Zgadza się, Kleonie?– Co takiego? Ach.tak, oczywiście – powiedział Kleon.Bryza rozwiewała jego długie włosy.Oczy wezbrały mu łzami, jak gdyby drażniła je morska sól.Spuriusz złapał mnie za ramię i odprowadził jeszcze kawałek dalej.– Teraz słuchaj – warknął.– Czy ten stary sknera przysłał z tobą swoich ludzi, czy nie? A może jesteś tu sam?– Już cię prosiłem, żebyś był cicho.– A ja ci rozkazuję odpowiadać! Chyba że chcesz, abym złożył rodzicom bardzo niepochlebny raport na twój temat.Dlaczego tak mu zależało na tej informacji? I to akurat teraz? Zdaje się, że moje podejrzenia co do tego porwania okazują się słuszne, pomyślałem.Gdybym nie miał ze sobą oddziału zbrojnych, Spuriusz mógłby pozostać ze swoimi tak zwanymi porywaczami, choćby po to, aby trzymać się blisko złota, czy raczej przypadającej na niego części.Może udałoby mu się naciągnąć ojczyma na kolejny okup
[ Pobierz całość w formacie PDF ]