[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciekawy dobór słów, kobieto.Przypuszczam, że wie.Kalam otworzył oczy.Brama była nieprzeniknioną czarną plamą, odległą o dwanaście kroków.Wykrzywił twarz.To takie proste.Rzeczywiście jesteś upartym skurczybykiem, Kalam.Ale z drugiej strony, strach pomaga się skupić nawet największym ofermom.– Idźcie tuż za mną – rzucił, luzując długi nóż w pochwie, po czym przeszedł przez portal.Mokasyny pośliznęły mu się na zapiaszczonym bruku.Była noc, a w wąskiej luce między dwoma wysokimi budynkami z cegły lśniły gwiazdy.Kalam świetnie znał ten kręty zaułek.Nie było tu widać nikogo.Skrytobójca podszedł do ściany po lewej stronie.Pojawiła się Minala, która prowadziła konie, własnego i należącego do Kalama.Zamrugała, odwracając głowę.– Kalam? Gdzie.– Tutaj – odpowiedział skrytobójca.Poderwała się nagle, po czym syknęła poirytowana.– Trzy sekundy w mieście i już się chowasz.– Przyzwyczajenie.– Nie wątpię.Ruszyła naprzód, prowadząc konie.Po chwili pojawili się Keneb i Selv, a za nimi dwaj chłopcy.Kapitan rozejrzał się wokół i wypatrzył Kalama.– Aren?– Tak jest.– Cholernie tu cicho.– Jesteśmy w zaułku, który wije się przez nekropolię.– Jak miło – zauważyła Minala.– Ale to chyba są budynki mieszkalne – dodała, wskazując na stojące przy uliczce domy.– Mieszkalne.ale dla zmarłych.W Arenie biedni zawsze zostają biednymi.– Jak daleko stąd do garnizonu? – zapytał Keneb.– Trzy tysiące kroków – odparł Kalam, zdejmując zakrywającą twarz chustę.– Musimy się umyć – stwierdziła Minala.– Pić mi się chce – odezwał się Vaneb, który wciąż siedział na koniu.– A mnie jeść – dodał Kesen.Kalam skinął z westchnieniem głową.– Mam nadzieję, że spacer ulicą zmarłych nie okaże się omenem – wtrąciła Minala.– Wokół nekropolii są gospody dla żałobników – mruknął skrytobójca.– Nie będziemy musieli iść daleko.Mówiono, że karczma „Pod Szkwałem” widziała lepsze dni, Kalam podejrzewał jednak, że to nieprawda.Podłoga w głównej sali zapadała się niczym ogromna miska, wskutek czego ściany pochylały się do wewnątrz, aż trzeba je było podeprzeć drewnianymi palami.Gnijące resztki jedzenia i zdechłe szczury migrowały z bezwładną cierpliwością na środek pomieszczenia, tworząc cuchnący, butwiejący stos, przypominający ofiarę dla jakiegoś boga rozkładu.Stoły i krzesła ustawiono wokół zapadliska na sprytnie poskracanych nogach.Tylko na jednym z nich zasiadał klient, który nie upił się jeszcze do nieprzytomności.Pokój na zapleczu był równie podły, lecz zapewniał gościom odrobinę prywatności.Tam właśnie Kalam zostawił swych towarzyszy, by mogli spożyć posiłek, podczas gdy w zachwaszczonym ogrodzie przygotowywano wannę.Potem skrytobójca wrócił na główną salę i usiadł naprzeciwko jedynego przytomnego klienta.– To żarcie, prawda? – zapytał posiwiały Napańczyk, gdy tylko skrytobójca spoczął na krześle.– Najlepsze w mieście.– Tak przynajmniej uchwaliła rada karaluchów.Niebieskoskóry mężczyzna uniósł kufel do ust i pił, poruszając grdyką.– Mam wrażenie, że chętnie wypiłbyś jeszcze jeden – zauważył Kalam.– Nie ma sprawy.Skrytobójca obrócił się lekko na krześle, spojrzał w spuszczone oczy staruszki opierającej się o belkę obok beczki z ale i uniósł dwa palce.Kobieta podniosła się z westchnieniem, poprawiła zatknięty za fartuch tasak i udała się na poszukiwanie dwóch kufli.– Jeśli spróbujesz ją obmacywać, złamie ci rękę – ostrzegł go nieznajomy.Kalam rozsiadł się wygodnie i przyjrzał rozmówcy.Mógł on liczyć sobie od trzydziestu do sześćdziesięciu lat, zależnie od tego, jak ciężkie miał życie.Pod gęstą, upstrzoną pasmami siwizny brodą widać było silnie ogorzałą skórę.Spojrzenie ciemnych oczu wędrowało niestrudzenie po pokoju, ani razu nie zatrzymując się na skrytobójcy.Mężczyzna miał na sobie workowate, wytarte łachmany.– Nasuwa mi się pytanie, kim jesteś i jak brzmi twoja historia – odezwał się skrytobójca.Mężczyzna wyprostował się.– Myślisz, że opowiadam ją każdemu?Kalam czekał cierpliwie.– No, każdemu to może nie – ciągnął nieznajomy.– Niektórzy robią się nieuprzejmi i przestają słuchać.Nieprzytomny klient siedzący przy sąsiednim stoliku zwalił się z krzesła.Jego głowa uderzyła z głośnym chrupnięciem o kamienną posadzkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]