[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamknąwszy się w gabinecie, zastanowił się, dlaczego właściwie nie dał jej tych pie-niędzy od razu, tylko przerzucił sprawę na jutro? Miał je przecież zawsze miał przysobie dużo gotówki, nie mówiąc o tym, że w każdej chwili mógł podpisać czek.Ponadtodoskonale wiedział, że za wszystko trzeba płacić i wcale nie chciał być karmiony su-chym chlebem.Owszem, wrócił do domu wściekły.Sfinalizował wprawdzie umowę bardzo korzyst-nie, ale umęczył się przy tym straszliwie, a oprócz tego wyszło na jaw, że ktoś go zdra-dził.Nawet wiedział kto, już go wyrzucił, tego gnoja, przedtem jednakże sam go wybrał,zle ocenił faceta, popełnił pomyłkę.Nienawidził własnych pomyłek.W rezultacie jednądrobnostkę musiał przepłacić, a tego też nie trawił, przepłacanie odczuwał jako hańbę.A dodatkowo dręczyła go niepewność w kwestii francuskiego przetargu, czy ten wyrzu-cony gnój nie zdążył czegoś chlapnąć.?Musiał ochłonąć z wrażeń, musiał pomyśleć, spragniony był ciszy i spokoju, ponadtowrócił głodny.Co nie przeszkadzało, że Malwinie pieniądze mógł dać w każdej chwili.Nie dał jednak.Nie chciał dawać.Buntował się przeciwko dawaniu, opór czuł w so-bie jakiś tajemniczy.Lubił mieć pieniądze, a tu następowało coś sprzecznego z naturą,miał je, dał.I tego, co dał, już nie ma.Zjawisko odrażające.Im pózniej zatem da, tym lepiej.Musi przełamać się w sobie.Przeanalizowawszy błyskawicznie swój stan ducha, Karol poczuł się w tym wzglę-dzie uspokojony, nie znosił bowiem czegoś o sobie nie wiedzieć.Mógł teraz spokojnie,dla czystej przyjemności, usiąść przy białym winie i pogmerać po internecie.Malwina w czarczafie wciąż siedziała w fotelu przy stoliku.Justynka, wymieniwszyz Helenką spojrzenia pełne niepewności, ruszyła do siebie na górę.Przed chwilą zdążyłazłożyć samej sobie najuroczystszą przysięgę, że nigdy w życiu, za żadną cenę, nie będzieod nikogo zależna finansowo i nigdy nikogo nie będzie prosiła o pieniądze.Choćbymiała umrzeć z głodu, choćby musiała butelki po śmietnikach zbierać, toalety publiczne57 czyścić do połysku i pod kościołem żebrać.Nigdy, za nic!Z kuchni wychyliła się Helenka. Tę gazetę to co, mam wyrzucić?  spytała półgłosem. Bo jak nie, to by ją panimoże gdzie zabrała, żeby znów nie wlazła w oczy.Malwina drgnęła silnie i dmuchnęła w zasłonę, a Justynka zatrzymała się na scho-dach, bez żadnych racjonalnych powodów ciekawa jej odpowiedzi.Helenka wygładzałaplik pogniecionego papieru. Ja też nie od macochy!  zbuntowała się nagle pani domu i z lekkim stęknięciemwylazła z fotela. Też chcę białego wina, tam jest więcej w lodówce i można dołożyć, bo temu.Toznaczy, mój mąż może chcieć jeszcze.Zabiorę to. Ja podam, niech pani siedzi  powiedziała pobłażliwie Helenka i oddała chlebo-dawczyni kłąb zmaltretowanego papieru.Malwina przycisnęła kłąb do łona i domacała się przy tym czarczafu, o którym zdą-żyła zapomnieć.Niemrawo odmotała go z głowy jedną ręką, rozejrzała się i zawahała.Widać było, że nie ma pojęcia, gdzie ukryć nieszczęsną Gazetę Wyborczą, do której naj-wyrazniej w świecie przywiązała się głęboko z niepojętych przyczyn.Sypialnia odpada-ła, Karol tam bywał, salon jej nie pasował, biblioteka i kuchnia też nie.Rzuciła niespo-kojnym okiem ku górze.Coś kazało Justynce ruszyć dalej i zniknąć we własnym pokoju.Za sobą usłyszałana schodach kroki i ciotki, potem szczęknięcie klamki jednego z pokoi gościnnych.Następnie Malwina wróciła na dół.Dopiero póznym wieczorem, w chwili układania się do snu, Justynce przyszło namyśl, że swoją ciekawość mogłaby z łatwością zaspokoić.Tajemniczą gazetę ciotka bezwątpienia zostawiła w którymś pokoju gościnnym, nic nie stoi na przeszkodzie obej-rzeć czasopismo i coś z niego wydedukować.Gdyby to był prywatny list, nawet by jejnie zaświtało jakieś dobieranie się do niego czy podglądanie, publiczna prasa jednakżenie mogła zawierać w sobie intymnych sekretów!Gazeta Wyborcza była już silnie pognieciona i nawet naddarta, w pełni jednak czy-telna.Leżała na wierzchu, nigdzie nie ukryta.Z wielkim zainteresowaniem Justynkaobejrzała ją, przeczytała wszystkie nagłówki i tytuły, dowiedziała się różnych rzeczy, nicjej z niczego nie wynikło, bo przecież ciotka nie mogła tulić do łona komunikatu o cał-kowitej klęsce robót drogowych w okolicy Wrocławia, gdzie pozostawiony odłogiemwykop przeistoczył się po ostatnich deszczach w rwącą rzekę i zniweczył wszelką ko-munikację pomiędzy Mszycami Kościelnymi a Prądkiem Dolnym, ani też wieści o bi-twie kibiców piłkarskich ze zwolennikami windsurfmgu na peryferiach Mrągowa.Małoprawdopodobne też było, że nie może się oderwać od kompromitacji kolejnych dwóchurzędników państwowych wysokiej rangi.Osobiście Justynka powątpiewała, czy nawet58 solowy taniec prezydenta w krakowskim stroju na placu Konstytucji mógłby Malwinędo tego stopnia zainteresować, choćby nawet ten prezydent wlókł za sobą sznury pereł,przed chwilą zrabowane w jubilerskim sklepie.Chociaż nie, taniec i sznury możliwe, żeowszem.Dotarła wreszcie do ogłoszeń, zapewniających gazecie największą popularność.I w ogłoszeniach znalazła coś!Niebieskim długopisem zaznaczone były trzy, wśród nich zaś jedno otoczone kół-kiem potrójnym, z podkreśleniem numerów telefonów tak silnym, że przedarł się pa-pier.Justynkę tknęło, spojrzała na datę, gazeta pochodziła sprzed czterech dni.No tak,to było do Malwiny podobne, zamiast zapisać sobie gdzieś potrzebne numery, a bodajwyciąć fragment tekstu z nimi, użerała się z kłębowiskiem papieru, latając z makulaturąpo całym domu.Po diabła pchała się do gabinetu wuja.? A, pewnie chciała dzwonićtak, żeby Helenka nie słyszała.Dlaczego nie z sypialni? Z sypialni też by nie słyszała.A, prawda, tylko w gabinecie znajduje się odrębny telefon, nie połączony z innymi apa-ratami w domu, rozmów z niego nie można podsłuchać, ale to kto miałby podsłuchi-wać? Helenka.? Idiotyzm.Teraz dopiero Justynka zwróciła uwagę na treść zaznaczonych ogłoszeń.Wszystkie,w rozmaitej formie, polecały usługi agencji ochroniarskich.To wybrane, zakreślone po-trójnie, zapewniało także świadczenia dodatkowe, można było zrozumieć, że detekty-wistyczne.Co, u diabła, ciotce strzeliło do głowy.?Głęboko zamyślona Justynka odłożyła sponiewieraną prasę na miejsce, wróciła doswojego pokoju i poszła spać.* * *Zniadanko w postaci sznycelków z piersi indyka sprawiło, że Karol Wolski poczułdrgnięcie czegoś w rodzaju wyrzutów sumienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl