[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To twój przyjaciel, Weber Gregston, kochaneńka.Skąd on znał mój numer?Chwyciłam słuchawkę, jakby to był niebezpieczny wąż.- Halo?- Halo, Cullen? Słuchaj, przepraszam, że do ciebie dzwonię pod ten numer, ale musimy porozmawiać.Musimy.- Jego głos świadczył o tym, że nie żartuje, był zmęczony i bardzo napięty.- O co chodzi, Weber? Dobrze się czujesz? - Chciałam podziękować mu za wszystkie pocztówki, telegramy i inne rzeczy, ale teraz chodziło o coś poważniejszego.- Nie, nie czuję się dobrze.Musimy się spotkać, najlepiej zaraz.Właśnie przyjechałem do miasta i muszę z tobą porozmawiać.Nie wciskam ci żadnego kitu ani nic takiego, Cullen.Proszę, nie bądź taka ostrożna wobec mnie.Dzieje się coś złego i myślę, że to twoja wina.Przykro mi, ale to prawda.Czy możemy się teraz spotkać? Czy to możliwe?Eliot z głową przyklejoną do mojej słuchawki energicznie przytaknął.Wskazałam palcem na dziecko, a on szepnął, że zostanie przy niej.- Okay, Weber.Gdzie jesteś?- W budce telefonicznej na rogu, przy twoim domu.Zejdź na dół i spotkajmy się.Może za pięć minut?- Dobrze.Trzymaj się, ja zaraz tam będę.Odwiesiłam słuchawkę i spojrzałam na Eliota.- Co o tym myślisz?- Zdaje się, że niedobrze z nim.- Wiem.Jak myślisz, co się mogło stać?- Tym razem to nie miłość.Był zbyt wstrząśnięty.Weber stał przed domem.Wyglądał, jakby powrócił z ciemnej strony Księżyca.- Wielkie nieba, Weber! Co ci się stało?- Właśnie o tym chcę porozmawiać.Gdzie moglibyśmy pójść?- Chodźmy do „Leny”, to za rogiem.Przyłożył obie ręce do twarzy i potarł ją mocno.Włosy miał mokre i przylizane do tyłu.Jego twarz była świeżo ogolona, ale pokrywały ją małe, czerwone punkciki.- Jestem zupełnie zagubiony.Nie spałem dobrze od tygodnia.Restaurację prowadziły dwie miłe kobiety, które podawały fury pysznego jedzenia, a potem zostawiały cię w spokoju.Usiedliśmy przy stoliku w głębi pomieszczenia, chociaż było późne popołudnie i wewnątrz było pusto.- O co chodzi, Weber?Podniósł rękę, żeby mnie powstrzymać.- Poczekaj.Pozwól, że najpierw zadam ci parę pytań.Kto to jest Pepsi i Pan Trący?Moja głowa wystrzeliła do przodu.- Jak się o nich dowiedziałeś? Kto ci powiedział?- Nikt mi niczego nie powiedział.Ja ciągle o nich śnię, Cullen.Każdej nocy śnię o nich! Pepsi, Pan Trący i ty.Ty przede wszystkim.Co się dzieje, Cullen? Kim oni są? Mówię ci, nie śpię już tak, jak kiedyś.A chcesz wiedzieć, kiedy to wszystko się zaczęło? Uświadomiłem to sobie przedwczoraj w nocy.To zaczęło się zaraz po naszym spotkaniu - jak mną rzuciłaś o ziemię.- Powiedz mi, o czym śnisz, Weber.Opowiedz mi dokładnie.Wszystko.- Wiesz, o czym mówię, prawda?Poczułam, jak napięcie ściąga mi mięśnie na karku w węzeł.Pamiętałam, co Eliot mówił o powodach zainteresowania Webera moją osobą.Uważał, że „zaczarowałam go” w dniu naszego spotkania.- Tak, wiem, o czym mówisz.Kontynuuj.Witaj na Rondui.- Rondua! Właśnie tak.Tak to się nazywa, prawda? Gadaliśmy bez przerwy przez trzy godziny.Bez wahaniaopowiedziałam mu o wszystkim: o aborcji, o początku moich snów, o Pepsi, o poszukiwaniu Kości, o Mieście Zmarłych.Tymczasem zgłodnieliśmy i zamówiliśmy dwa duże lunche.Potem, koło piątej, restauracja zaczęła się zapełniać koktajlowym tłumem.Zadzwoniłam do Eliota i powiedziałam, że potrzebuję jeszcze godziny.Odrzekł, że nie ma problemu, ale chciał wiedzieć, co się dzieje.- Weber też śni o Rondui.Od czasu jak walnęłam go w pierś.- Jasna cholera!- Aha.Chyba miałeś rację, Eliot.Do zobaczenia.Wszystko ci potem opowiem.- Dobrze, już się nie mogę doczekać.Tylko nie uderz nikogo po drodze do domu, co?Weber bywał na Rondui w takich miejscach i spotkał takie istoty, jakich ja nie poznałam: krokodyle awanturujące się przy szachach, Piekielną Chmurę, nocny targ starych lamp w Harry.Był w jaskiniach Lema i w Biurze Ogrodnika na Górze.Jednym z przewodników był żuraw o imieniu A Sport i jakiś Rozrywka.Później Weberowi towarzyszył tylko głos zwany Solaris.Żadne z nas nie umiało odgadnąć, dlaczego przebywał w innych zakątkach kraju, ale zgodziliśmy się, że nie miało sensu doszukiwać się w tym wszystkim jakiejś logiki.Po co więc próbować?Z lekkim wahaniem przedstawiłam mu koncepcję Eliota wyjaśniającą, jak to zaczarowałam go w dniu naszego spo-tkania.Uśmiechnął się i wziął zimną frytkę z mojego talerza.- Czemu nie, Cullen? To równie zwariowane jak wszystko, o czym mówiliśmy.Wziął następną frytkę.Był teraz cichy i częściej się uśmie-chał, zwłaszcza gdy mówiliśmy o naszych różnorakich do-wiadczeniach na Rondui.Zamiast zjeść ziemniaka, wycelował go we mnie i znowu zaczął mówić:- Wiesz, to nie byłoby takie złe, gdyby te cholerne sny nie były tak przerażające i denerwujące.Czy spotkałaś już Jacka- Jakiego Jacka?- Jacka Chili.O matko, nie chciałabyś go poznać, przenig-dy.Popatrz, zjedliśmy lunch i musimy teraz jakoś rozwiązaćtę sprawę.Nie chcę dalej o tym śnić, Cullen, niezależnie od tego, co jest przyczyną.Nie chcę nawet za bardzo wiedzieć, skąd do diabła się biorą te sny.Dotknęłaś mnie, uderzyłaś tym fioletowym światłem i bumm! Żyję na Rondui.Dobrze, mogę się z tym pogodzić, to czary jak diabli, ale akceptuję je.Teraz chcę tylko jednego - wydostać się stamtąd, to wszystko.Ostatniej nocy śnili mi się dwaj faceci odstrzeliwujący sobie głowy.Piękna praca kamery, dobre zbliżenia tych wszystkich porozrzucanych dookoła flaków.A zresztą! Nie mogę już tego wszystkiego znieść.- Odłożył ziemniaka i rozgniótł go swoim widelcem.- Co mam robić, Cullen? Co ty możesz zrobić?- Myślę, że wiem, jak to załatwić.- Wiesz? Mówisz poważnie? Jak?Opowiedziałam mu historię spotkania z maszynami na równinach.Powiedziałam o słowie, którego użyłam, by wydostać nas z tamtej pułapki, i o tym, jak we śnie dowiedziałam się, że mogę go użyć gdzieś jeszcze raz i wykorzystać jego magię.Czy jednak tę magię można było przenieść do restauracji w centrum Nowego Jorku, to inna sprawa.- Możesz spróbować, prawda? Powiedz to słowo i zobaczymy, co się stanie.Chryste, idę na wszystko, Cullen! Na wszystko, byle tylko wyciągnąć to z mojej głowy.Zrób to!Pochyliłam się nad stołem i przykładając dłoń do jego czoła powiedziałam:- Koukounaries.Zamknął oczy i położył swoją dłoń na mojej.- Powiedz to jeszcze raz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]