[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.wybucha.- Myśli Vallery'ego zdawały się błądzić gdzieś daleko.- Gdy zaczynają płonąć, to mogą płonąć bardzo długo.Zbiornikowce mają twarde, bardzo twarde życie.Żyją, gdy inne statki na ich miejscu dawno poszłyby na dno.- Lecz ten ma w burcie wyrwę prawie tak wielką jak dom - protestował Nicholls.- To nic nie znaczy - odparł Vallery.Wydawało się, że czeka na coś, że szuka wzrokiem.- Te statki mają olbrzymi zapas pływalności.Ze dwadzieścia siedem oddzielnych zbiorników, nie licząc kofferdamów1, komór pomp, maszynowni.Nigdy nie słyszałeś o wynalazku Nelsona? Do zbiorników ropy puszcza się sprężone powietrze i zapewnia im pływalność! Nigdy nie słyszałeś o kapitanie Dudleyu Masonie ze statku „Ohio"? Nigdyś nie słyszał o.- urwał w pół słowa, a gdy zaczął znowu, jakby otrząsnął z siebie zamyślenie.- Tak przypuszczałem! - wykrzyknął podnieconym głosem.- Tak przypuszczałem! „Vytura" płynie, nadal jest pod kontrolą.Robi chyba z piętnaście węzłów! Na mostek, szybko!Jakaś siła poderwała kapitana Vallery'ego w górę.Dotknął pokładu dopiero na mostku, gdy Petersen postawił go przed zdumionym komandorem.Kapitan łagodnym uśmiechem odpowiedział na zdziwienie Turnera, który wysoko uniósł krzaczaste brwi.W świetle łuny pożaru jego chuda piracka twarz wydawała się jeszcze chudsza, jakby niedbale wyrzeźbiona.Ten człowiek urodził się chyba o czterysta lat za późno - niekonsekwentnie myślał Vallery.- Ale jak to dobrze, że jest teraz obok!- Wszystko w porządeczku, komandorze - roześmiał się urywanie.- Brooks pomyślał, że brak mi Piętaszka.Oto palacz Petersen.Zbyt się przejął i trochę za dokładnie wykonał rozkaz.ale jakby spadł mi z nieba.Zresztą dość o mnie.Kciukiem wskazał zbiornikowiec, który teraz świecił jeszcze jaśniej.Z trudem można było nań patrzeć, prawie jak na słońce w południe.- Co z nim poczniemy?- Niemcy mają wspaniałą latarnię morską.Jeśli szuka nas jakiś okręt czy samolot, jesteśmy widoczni jak na dłoni - warczał Turner.- Na dodatek możemy nadać do Trondheim naszą pozycję.- Właśnie - przytaknął Vallery.- A przy tym tworzymy wspaniały cel dla łodzi podwodnych.Choćby dla tej, co trafiła „Vyturę".To niebezpieczna towarzyszka, komandorze.Zrobiła to wspaniale, prawie w zupełnych ciemnościach.- Możliwe, że ktoś nie zamknął iluminatora.Nie mamy tylu okrętów, aby pilnować bez przerwy.Zresztą to dla Niemca nie takie ważne.„Viking" akurat chwycił go na azdyk i siedzi mu na karku.Posłałem go tam natychmiast.- Tak należało - ciepło rzekł Vallery.Spojrzał na płonący statek i znów na Turnera.Twarz miał napiętą.- Musimy go zniszczyć.Czy to na pewno „Vytura"?- Tak.Ta sama, co dostała jedną dziś rano.- Jak nazwisko kapitana?- Nie mam zielonego pojęcia - przyznał się Turner.- Pierwszy oficer, nawigator! Nie wiecie, gdzie spis konwoju?- Nie, panie komandorze - wbrew zwyczajowi Kapok-Kid mówił niepewnie.- Miał go admirał.Teraz chyba zagubiony.- Na jakiej podstawie tak mówisz? - ostro spytał Vallery.- Spicer, jego ordynans, mało nie udusił się dziś po południu.Admirał narobił takiego dymu, paląc w łazience ognisko - żałośnie zeznawał Kapok-Kid.- Admirał mówił, że pali najważniejsze dokumenty, aby nie wpadły w ręce wroga.Były to przeważnie stare gazety, ale równie dobrze mógł tam być spis.Nie ma go nigdzie.- Biedny stary.- Turner w porę przypomniał sobie, że mówi o admirale; ugryzł się w język i zdumiony kręcił głową.- Czy mam zapytać Fletchera na „Cape Hatteras"?- Nie warto - niecierpliwił sie Vallery.- Nie mamy czasu, Bentley, sygnalizuj do kapitana „Vytury": „Proszę opuścić statek.Zaraz go zatopimy!".Nagle Vallery zatoczył się i oparł o ramie Turnera.- Przepraszam.Obawiam się, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa, a raczej już odmówiły.- Kwaśnym uśmiechem odpowiedział na zaniepokojone spojrzenia.- Nie mam co dłużej udawać! Zwłaszcza że nogi podnoszą bunt.Wykończyłem się!- Nic dziwnego, do cholery - klął Turner.- Nie obszedłbym się tak z wściekłym psem, jak pan obchodzi się ze sobą! Panie kapitanie, proszę teraz na admiralskie krzesło.Jeśli pan nie usłucha, zawołam Petersena! - groził, widząc, że Vallery chce protestować.Jednak protest zmienił się w uśmiech i Vallery potulnie pozwolił, aby go umieszczono w fotelu.Czuł się okropnie, całkiem bez sił, całe ciało było jak jedna boląca rana.Przenikał go chłód, a jednocześnie czuł dumę i wdzięczność, że Turner nie zaproponował mu zejścia do kabiny.Kapitan usłyszał, jak za plecami trzasnęły drzwi i rozległy się szepty.Obok stanął Turner i meldował:- Jest profos, panie kapitanie.Czy pan go wzywał?- Tak.- Vallery wykręcił się na fotelu; twarz miał ponurą.- Podejdźcie bliżej, Hastings.Profos stanął przed nim na baczność.Nieprzenikniona maska jego twarzy wydała się w blasku płomieni prawie nieludzka.- Słuchajcie uważnie - Vallery podniósł głos, aby przekrzyczeć szum pożaru; nawet taki wysiłek wyczerpywał go.- Nie mam czasu na rozmowy.Zameldujecie się rano.A teraz niezwłocznie wypuścicie Ralstona z celi.Potem przekażecie swoją funkcję, papiery i klucze podoficerowi sztabowemu Perretowi.Przekroczyliście zakres waszych obowiązków.To przewinienie, które można by wybaczyć.Lecz na dodatek trzymaliście człowieka pod kluczem podczas alarmu bojowego.Aresztant zginąłby jak szczur w pułapce.Od tej chwili nie pełnicie obowiązków profosa na „Ulissesie".To wszystko!Przez parę sekund Hastings trwał wyprężony, wstrząśnięty, nie wierząc w to, co słyszał.Nagle pękła żelazna obręcz dyscypliny.Zrobił krok do przodu, błagalnie uniósł ręce, maska pozornego spokoju zniknęła z twarzy, odsłaniając dzikie przerażenie.- Zwolniony z obowiązków! Zwolniony! Ależ panie kapitanie!.Pan nie może! Pan nie.- urwał, gdyż żelazna dłoń Turnera aż do bólu ścisnęła go za ramię.- Nie odzywaj się tak do dowódcy - jedwabnym głosem szepnął mu do ucha Turner.- Słyszałeś rozkaz? Odmaszerować! Za profosem trzasnęły drzwi.- Na „Vyturze" nie stracili głowy.Założyli do aldisa czerwony filtr.Inaczej byśmy nic nie zobaczyli - powiedział Carrington tonem konwersacji.Napięcie od razu zmalało.Teraz wszyscy patrzyli na czerwone światełko.Migało ze sto stóp od płomieni, lecz i tak trudno było je odczytać.Nagle sygnalizacja ustała.- Bentley, co powiedzieli? - szybko spytał Vallery.Bentley odkaszlnął z zakłopotaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]