[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Henry ruszyÅ‚ do drzwi, lecz usunÄ…Å‚ siÄ™ na bok, by przepuÅ›cić guberÂnatora, O'Briena i Pearce'a.Szeryf podszedÅ‚ do Deakina, potrzÄ…snÄ…Å‚ nim bez pardonu i zaczÄ…Å‚ rozwiÄ…zywać mu rÄ™ce.- DzieÅ„ dobry, witam panów.- Claremont jak zwykle promienioÂwaÅ‚ energiÄ….- WÅ‚aÅ›nie mam zamiar wyrwać ze snu Fort Humboldta i Reese City.Telegrafista zaraz tu bÄ™dzie.- Zatrzymać pociÄ…g, puÅ‚kowniku? - spytaÅ‚ O'Brien.- JeÅ›li pan Å‚askaw.O'Brien wyszedÅ‚ na przedni pomost, zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi i pociÄ…gÂnÄ…Å‚ wiszÄ…cy nad gÅ‚owÄ… sznur.Kilka sekund później Banlon wychyliÅ‚ siÄ™ ze swojej kabiny i spojrzaÅ‚ do tyÅ‚u.WidzÄ…c, że major unosi i opuszcza prawÄ… rÄ™kÄ™, pomachaÅ‚ w odpowiedzi i zniknÄ…Å‚.PociÄ…g zaczÄ…Å‚ zwalniać.O'Brien wróciÅ‚ do przedziaÅ‚u dziennego, zabijajÄ…c rÄ™ce.- Chryste Panie, ależ ziÄ…b na dworze!- Lekki przymrozek tylko dodaje animuszu, mój drogi - dociÄ…Å‚ mu serdecznie Claremont, który nie wystawiÅ‚ jeszcze nosa za drzwi.PopatÂrzyÅ‚, jak Deakin masuje obolaÅ‚e rÄ™ce, i spojrzaÅ‚ na Pearce'a.- Gdzie go pan chce ulokować, szeryfie? Może wezwać Bellewa, żeby trzymaÅ‚ nad nim straż?- Z caÅ‚ym szacunkiem dla sierżanta, puÅ‚kowniku, majÄ…c do czynienia z takim specjalistÄ… od zapaÅ‚ek, nafty i materiałów wybuchowych - a zdziwiÅ‚bym siÄ™, gdybyÅ›my ich nie wieźli, w koÅ„cu to pociÄ…g wojskowy - wolÄ™ sam mieć na niego oko.Claremont skinÄ…Å‚ tylko gÅ‚owÄ…, bo do przedziaÅ‚u zapukali i weszli dwaj żoÅ‚nierze.Telegrafista Ferguson niósÅ‚ skÅ‚adany stolik, zwój kabla i maÅ‚Ä… teczkÄ™ z przyborami do pisania.Za nim mÅ‚ody żoÅ‚nierz o nazwisku Brown taszczyÅ‚ olbrzymi aparat telegraficzny.- Dajcie znać, jak bÄ™dziecie gotowi - rzekÅ‚ puÅ‚kownik.Ferguson byÅ‚ gotów dwie minuty później.SiedziaÅ‚ na oparciu kanapy, majÄ…c przed sobÄ… telegraf, którego kabel wychodziÅ‚ przez minimalnie uchylone okno.Claremont wytarÅ‚ chusteczkÄ… zaparowanÄ… szybÄ™ i wyjÂrzaÅ‚.Kabel biegÅ‚ na szczyt sÅ‚upa telegraficznego, gdzie siedziaÅ‚ przypiÄ™Âty pasem Brown.Å»oÅ‚nierz skoÅ„czyÅ‚ majstrować przy drutach, odwróciÅ‚ siÄ™ i machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ….- W porzÄ…dku, najpierw z fortem - rozkazaÅ‚ puÅ‚kownik.Ferguson trzy razy pod rzÄ…d wystukaÅ‚ sygnaÅ‚ wywoÅ‚awczy.Prawie natychmiast z jego sÅ‚uchawek doleciaÅ‚y sÅ‚abe trzaski alfabetu Morse'a.Telegrafista zdjÄ…Å‚ sÅ‚uchawki.- Za moment, puÅ‚kowniku - rzekÅ‚.- SzukajÄ… puÅ‚kownika Fairchilda.Do przedziaÅ‚u weszÅ‚a Marika, której deptaÅ‚ po piÄ™tach wielebny Peabody.Pastor miaÅ‚ tradycyjnie grobowÄ… minÄ™.WyglÄ…daÅ‚o na to, że spÄ™dziÅ‚ bezsennÄ… noc.Marika zerknęła obojÄ™tnie na Deakina i spojrzaÅ‚a pytajÄ…co na stryja.- Mamy Å‚Ä…czność z Fortem Humboldta, moja droga - powiedziaÅ‚ gubernator.- Za chwilÄ™ powinniÅ›my dostać najÅ›wieższe wiadoÂmoÅ›ci.W sÅ‚uchawkach znów rozlegÅ‚ siÄ™ cichy stukot sygnałów Morse'a.Ferguson szybko i starannie zapisaÅ‚, treść depeszy, wyrwaÅ‚ kartkÄ™ z notesu i podaÅ‚ jÄ… Claremontowi.Tymczasem w sali telegraficznej w Forcie Humboldta, do którego pociÄ…g miaÅ‚ jeszcze ponad dzieÅ„ drogi przez góry, znajdowaÅ‚o siÄ™ oÅ›miu ludzi.Pierwsze skrzypce niewÄ…tpliwie graÅ‚ mężczyzna rozparty na krzeÅ›le obrotowym, z nogami na krytym skórÄ… blacie wspaniaÅ‚ego biurka z mahoniu.Niepotrzebne ostrogi przy brudnych butach do jazdy konnej sponiewieraÅ‚y skórÄ™, ale nie przeszkadzaÅ‚o mu to w najmniejÂszym stopniu.Jego powierzchowność ze wszech miar usprawiedliwiaÅ‚a wrażenie, że osobnik ten nie zalicza siÄ™ do estetów.Nawet gdy siedziaÅ‚, widać byÅ‚o, że jest wysoki, gruby i barczysty.Rozchylone poÅ‚y wyÂÅ›wiechtanej kurtki z sarniej skóry ukazywaÅ‚y nisko zwisajÄ…cy pas, obciążony parÄ… coltów typu „Peacemaker".Nad kurtkÄ…, a pod stetÂsonem, przy którym wyglÄ…daÅ‚a ona jak gdyby wciąż jeszcze przeżywaÅ‚a pierwszÄ… mÅ‚odość, wydatne koÅ›ci policzkowe, haczykowaty nos, zimne bladoszare oczy i tygodniowy zarost pokrywajÄ…cy ogorzaÅ‚Ä… twarz poÂzwalaÅ‚y sÄ…dzić, że oto ma siÄ™ przed sobÄ… bezlitosnego bandytÄ™ - i rzeÂczywiÅ›cie, trudno o trafniejsze okreÅ›lenie dla Seppa Calhouna.Z boku biurka siedziaÅ‚ mężczyzna w mundurze kawalerzysty Stanów Zjednoczonych, a nieco dalej, koÅ‚o telegrafu, jeszcze jeden żoÅ‚nierz.Calhoun spojrzaÅ‚ na tego przy biurku.- Jazda, Carter, sprawdź, czy Simpson naprawdÄ™ nadaÅ‚ to, co mu kazaÅ‚em - poleciÅ‚.Carter Å‚ypnÄ…Å‚ na niego spode Å‚ba i podaÅ‚ mu depeszÄ™.- „Trzy dalsze zachorowania - odczytaÅ‚ bandyta.- Nikt wiÄ™cej nie umarÅ‚.Mamy nadziejÄ™, że epidemia przekroczyÅ‚a już punkt krytyczny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]