[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednego mi niebiosa dały tylko syna;W nim moja rozkosz, chwała, pociecha jedyna.Jakież, prócz jego szczęścia, znam szczęście? O Boże!On mi sam łzy wycisnął, sam je otrzeć może.Wzrok mój, który okryją wkrótce wieczne cienie,Oby jeszcze.Lecz widzę twoje rozrzewnienie!.Idz, idz, głos cię narodu zmiękczy do ostatka;Samo niebo dokona, co zaczęła matka.Niech wzrok twój uśmierzy wzburzone umysły,Pomnij, że dwóch państw losy od niego zawisły.(August wychodzi)Nie ufam ni synowi, ni stanom, ni Kmicie,Monty pewniejsze środki przygotuje skrycie108.106war.: Ciągłaż by niespokojność.107Rzym nie przeczy nie opiera się udzieleniu rozwodu.34108Monty pewniejsze środki itd. Aluzja do postanowionego przez Bonę otrucia Barbary zapośrednictwem nadwornego lekarza Ludwika Monti ego.35AKT IIISCENA IBARBARA, IZABELLABARBARACo? on milczał? on swojej nie śmiał przyznać żonyI w zawieszeniu naród zostawił zdumiony?!Widziałaś?.Już więc nawet i wątpić nie mogę.O smutku! o boleści!IZABELLAUśmierz próżną trwogę;Byłam świadkiem, jak srogą wytrzymał katuszę:Milczał, ale twarz jego wydawała duszę.Miałże wybuchnąć? miałże, gromiąc ludu głosy,Narażać na niepewność swej Barbary losy?Czekał on, aż się burzy gwałtowność przesili.Sejm trwa, August nie wrócił, może i w tej chwili.BARBARACzego się, nieszczęśliwa, mam spodziewać jeszcze?Aż nadto się sprawdzają me przeczucia wieszcze.Niestety! już ta długa matki z nim rozmowa,Ten triumf odchodzącej i ostatnie słowa,Ta, gdy mnie pózniej żegnał, oziębłość Augusta,Te wymowne wzdychania, te milczące usta,Rokowały mi drżącej.lecz co widzę? Bona?Zejdzmy.SCENA IIBONA, BARBARA, IZABELLABONA do BarbaryCzegoż ode mnie stronisz, przelękniona?Przystąp, mówić tu z tobą umyślnie przychodzę.Jeśli sama dać powód mogłam twojej trwodzeI na wstępie, przez moją porywczość niewczesną,Zadałam sercu twemu ranę zbyt bolesną,36Już dosyć za to cierpię.Lecz któż nie przebaczyKrólowej w pierwszym gniewie, i matce w rozpaczy?Wspomnij na porę, mojej pamięci tak lubą,Gdy byłaś serca mego rozkoszą i chlubą,Gdy, przyjmując starania przychylnej ci ręki,Pod mojem okiem w cnoty wzrastałaś i wdzięki.Kochałam cię, dziś nawet nie kochać nie mogę.Nie! nie ty moją wzniecasz o Augusta trwogę.Gdyby i ród i wybór jednomyślnych głosówLosów Polski do jego nie przywiązał losów,Gdyby mniej oburzała naród jego wina,Chciałabym ci poruczyć szczęście mego syna,Chciałabym ci być matką.BARBARACo mówisz, Królowo!I z twojegoż to serca to wychodzi słowo?O nieba!109BONAWięcej powiem, daj Królowej wiarę:Dzisiaj gotowam przyjąć za córkę Barbarę,Ale wprzódy doświadczyć chce troskliwość moja,Czy ty prawdziwie kochasz mego Syna.BARBARAKto? ja?BONATak, ty sama.Mogłażbym żądać po kim innym,Tej miłości, tak mało znanej duszom gminnym,Tej miłości najżywszej, szlachetnej, wylanej,Co żyje tylko szczęściem osoby kochanej,Co poświęceń się samych piękną żądzą płonie,Rozkosz czuje w ofiarach, triumf czuje w zgonie?Czy tak Augusta kochasz? Dziś masz porę, dowiedz110!Szalę przeznaczeń twoja przeważy odpowiedz.Słuchaj! Dwór, Izabella, mąż przed twojem okiemSmutny stan rzeczy ciemnym zakrywa obłokiem.Okropność jego całą ja tobie odsłonię:109war.: Z twojegoże to serca wychodzi to słowo?BONAWięcej ci jeszcze powiem, daj królowej wiarę.110porę tzn.sposobność.37Ledwo dziś w obrad sali Król zasiadł na tronie,Już nie pokryte mowy, nie pokorne prośby111,Lecz zuchwałe wyrzuty, nastawania, grozby,Zgiełk, rozruch, zapał, bliskie pałaszy dobycia,Zapowiedziały jemu kres rządów lub życia112.Mało na tem! straszniejsze dla niego nierównieTe, które w głębi serca ponosi, katownie113:Boleść, że ściąga na się oburzenie ludów,Których pozyskać miłość miał za cel swych trudów,Okropność, z jaką wcześnie na myśli mu stawaTronu z narodem, braci z bracią walka krwawa,Bojazń, gdy cię zatrzyma, wydania na miecze,%7łal, hańba i zgryzota, gdy się ciebie zrzecze,Rozbierając tę duszę, odwagę tracącą,Za lada moment w przepaść rozpaczy ją wtrąca,A własna lub jakiego zagorzalcy rękaPrzyśpieszy chwilę, której twe serce się lęka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]