[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze pani nie dojechała domieszkania Gębickiego, a ja już wiedziałem o jej zamiarach.Przyznam się, że byłem na panią wściekły.Mieliśmy jużzebrane bardzo poważne dowody przeciw panu docentowi ibałem się, że pani coś narozrabia.Zresztą nie pomyliłem się dodał żartobliwie, wywołując rumieniec na twarzy młodejmatematyczki. Poza tym pod domem Gębickiego stał mójczłowiek.Miał panią zatrzymać, ale zmyliła go pani, cofając sięze schodów.Pobiegła pani do budki telefonicznej i to go zbiło ztropu Kiedy ponownie weszła pani na klatkę schodową, niezdążył zareagować w porę.Stanął po drugiej stronie ulicy iobserwował dom, czekając na mój przyjazd.Szamotanina zGębickim przy oknie nie uszła jego uwagi.Wszczął alarm.Baliśmy się, że istotnie mogło się stać coś poważnego. Tak, to było głupie z mojej strony.Nie wiedziałam, że i pango podejrzewa.Myślałam, że to wyłącznie moje odkrycie. No, no, niech się pani tak nie tłumaczy.Wreszcie to panisprowokowała go do wyznania prawdy.Był zaskoczony.Panigwałtowny i może nieprzemyślany atak wytrącił go zrównowagi.Nie miał czasu na zastanowienie, a nerwyodmawiały mu już posłuszeństwa.Tragiczna postać.Straszna,a zarazem tragiczna. Pan wiedział o tym wypadku na szosie krakowskiej? Owszem, kojarzyłem go z panem Gębickim.Oczywiścieszukaliśmy w jego przeszłości jakiegoś śladu.Rogalski musiał onim coś wiedzieć.Inaczej milcząca zgoda docenta naprzywłaszczenie sobie jego pracy, byłaby niemożliwa.Okazałosię, że Gębickiego kiedyś przesłuchiwano w sprawie tegowypadku."Nie będę pani zawracał głowy opisem żmudnychposzukiwań i czynności zupełnie technicznych.Krótko mówiąc,na miejscu wypadku pozostały ślady, na podstawie którychmilicja mogła określić markę samochodu, kolor i nawet wprzybliżeniu rodzaj uszkodzeń.Wie pani, ślady opon,rozstawienie kół, kawałki szkła z rozbitego reflektora i lewegomigacza, wreszcie mikroskopijne odpryski lakieru na ubraniudenatki.Zielonych volkswagenów w województwie krakowskimjest bardzo dużo.Zresztą wypadek miał miejsce na szosiezakopiańskiej, wprawdzie niedaleko od Krakowa, ale samochódmógł pochodzie, praktycznie rzecz biorąc, z każdegowojewództwa.Zlady na szosie wskazywały na to, że samochódpo wypadku zawrócił w stronę Krakowa.To wszystko.Ale pojakimś czasie trafiliśmy na Gębickiego.Pani sobie wyobrazi, coto za robota sprawdzać wszystkie volkswageny, nawet tylko wjednym województwie? Okazało się, że Gębicki 13 czerwca zda-wał kolokwium habilitacyjne.O czwartej po południu odbył sięuroczysty obiad u Wierzynka, na który świeżo upieczonydocent zaprosił swoich kolegów.Obiad mocno zakrapiany.Koło godziny ósmej wszyscy się rozeszli.Profesor Rogalskizłożył zeznanie, że zawiózł Gębickiego do siebie do domu,wypili jeszcze po koniaku, a ponieważ Gębicki był zupełniepijany i zrobiło się już bardzo pózno.został u profesora na noc.Pani Lidka przebywała wtedy w Bułgarii, ale gosposiaprofesora potwierdziła te zeznania.Sprawa wyglądała jednakdosyć niejasno.Samochód Gębickiego miał świeżopolakierowany prawy błotnik.I na to znalazło sięwytłumaczenie.Dwudziestego czerwca, a więc tydzień powypadku, Gębicki wstawił wóz do warsztatu Pelskiego.Zgiętybłotnik, ostre rysy i rozbity reflektor.Znalazło się co najmniejdziesięciu świadków, którzy potwierdzili, że było to 20 czerwca.Z braku dowodów sprawę umorzono. Czy to możliwe, żeby Gębicki dopiero w tydzień powypadku oddał wóz do lakierowania? Ależ nie.Z szosy zakopiańskiej wrócił prosto do profesora.Ten uruchomił natychmiast Pelskiego.Wóz doprowadzono doporządku jeszcze tej samej nocy i o świcie odstawiono.Ponieważ w ciągu tygodnia nic się nie stało, a Pelski już miał cynk od swoich kolegów, że milicja szuka zielonegovolkswagena, docent dwudziestego miał kraksę i z wielkimszumem wzięto wóz do warsztatu, żeby zatuszować do resztyewentualne ślady. Mieli szczęście, że im się to udało. Trochę tak, ale z drugiej strony dla docenta, no i dla innychosób również, stałoby się lepiej, gdyby go wtedy złapano.Nieoskarżano by go dzisiaj o morderstwo.Rogalski byłby nadaldyrektorem instytutu, a pani siostra. No tak.Dlaczego.dlaczego on to zrobił? Gębicki przez siedem lat żył w nieustającym strachu.Niepotrafił się przeciwstawić Rogalskiemu, który w pierwszejchwili udawał jego przyjaciela, stopniowo uzależniając go odsiebie.Po dwóch latach, kiedy Gębicki złożył plan swojej pracy,Rogalski bardzo długo przetrzymywał materiały Gębickiego.Kilkakrotnie z nim rozmawiał na ten temat, wmawiając mu, żepraca jest niedojrzała, nonsensowna, zawiera wiele błędnych,wręcz kompromitujących stwierdzeń, mylna w samymzałożeniu itd. Chcę pana ratować mówił. Pan nie zdaje sobiesprawy, w co się pan pakuje.W pierwszej chwili Gębicki byłgotów bronić się, ale stopniowo jego opór słabnął.Może już niewierzył w życzliwość profesora, ale zaczął się go bać.W tymokresie odwiedził docenta kilkakrotnie Pelski, mówiąc, żenachodzi go milicja.Profesor zajął się sprawą.ZapewniłGębickiego o swojej przyjazni, nawet napomknął coś oznajomościach w prokuraturze i milicji.Równocześnie zwierzyłsię, że od wielu lat pracuje nad podobnym problememnaukowym i właśnie dlatego wie, jak dalece Gębicki się myli wswoich dociekaniach.Jak go zdołał osaczyć, nie potrafię panidokładnie powiedzieć.W każdym razie docent postanowił mil-czeć i zapłacić wyznaczoną cenę.Spółka zaczęła prosperować,Gębicki znienawidził swojego wybawcę , ale mu służył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]