[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Proszę odciąć mniej więcej półtora jarda. Filip rozciągnął ban-daż i Drummond pochylił się, żeby go przeciąć, ale zaledwie dotknął nożem nagumo-wanego płótna, pękło ono jak bibułka. Nie miałem pojęcia, że to takie ostre! powiedział ze zdumieniem. Powinien być nawet trochę ostrzejszy, tak żeby tkanki nie stawiały najmniejsze-go oporu.Oczywiście, to zbrodnia, że kroję nim bandaż.Teraz będzie już do niczego.Ale mniejsza o to, proszę tu ściągnąć bandaż, o tak, i nawijać równo, od prawej do lewej,w górę. Filip ostrożnie wykonywał jej polecenia.Kiedy opatrunek był już gotów, Lucy wstała i odsunęła lekko mężczyzn, którzy chcie-li pospieszyć jej z pomocą. Nic mi przecież nie jest.Nie boli nawet bardzo.Za parę minut będę wiedziała,czy zrobić okład.Myślę, że może to się dobrze skończy już jutro.Przepraszam za kło-pot, który sprawiłam.Ale tu naprawdę nie chodzi o mnie, tylko o moich pacjentów.Najmniejszy ból mięśnia, najmniejsza niepewność ruchu może spowodować nawetśmierć człowieka albo fiasko operacji.Nie wolno mi postępować inaczej.Wśród zapewnień, że wszyscy będą jak najbardziej uradowani, mogąc jej pomóc, ze-szła z kortu.Ruszyli ku domowi.Przodem Lucy i Sara trzymająca ją pod ramię, za nimiFilip z rakietami, a na końcu Alex i Drummond, który wziął walizeczkę. Spróbuję usiąść do maszyny i coś napisać. powiedział Alex. Dobrze mi zro-bił ten spacer z tobą.%7łałuję, Ianie, że tak rzadko się widujemy. I ja.Ale myślę, że teraz może jakoś nawiążemy znów do starych czasów.Za parędni przyjedzie Ben i musimy się umówić na jakąś wspólną wycieczkę.Marzę o tym,żeby wybrać się na ryby do Szkocji.Ciągle nie mam na to czasu, ale teraz wierzę, żeten czas się w końcu znajdzie.Moglibyśmy pojechać we trzech i zamieszkać w którymśz tych ponurych zamków zamienionych na hotele.Co myślisz o tym?50 Jak najchętniej powiedział Alex. A co myślisz o tym, żebyśmy jutro rano wy-brali się na ryby i postarali się złowić coś jeszcze obrzydliwszego niż to, co złowił twójprzyjaciel, profesor Hastings? Znakomicie! Może to będzie małe przekroczenie dyscypliny pracy, którą sobienarzuciłem: od ósmej rano do południa, a potem od dziewiątej wieczór do północy.No, ale bywa i tak, że człowiek łamie prawa, którym chce podlegać.Dobrze! Umówimysię po kolacji, o której wyruszamy i jaki bierzemy sprzęt.Pokażę ci moje przybory. Roześmiał się. Trzymam je w laboratorium, w zamkniętej na klucz szafie, na któ-rej wymalowałem trupią czaszkę i napisałem: Uwaga! Otwarcie grozi śmiercią! TylkoSparrow wie, że mam tam wędki.Zbliżyli się do domu, weszli do sieni i jeden za drugim zaczęli wstępować po scho-dach prowadzących na piętro. Zaraz do ciebie wpadnę, kochanie! powiedziała Sara zatrzymując się przeddrzwiami Lucy. Pomogę ci się rozebrać. Czy mam zawiadomić pana Sparrowa o pani wypadku? zapytał Filip. Jestw tej chwili w laboratorium lub u siebie w gabinecie. Nie.Za nic.Byłby zmartwiony tym, że mu się przerywa pracę.Nic mi nie możepomóc w tej chwili.Sama mu powiem, kiedy wróci do pokoju przed kolacją.Lewą ręką nacisnęła klamkę. Dziękuję wszystkim.Saro, jeżeli będziesz taka dobra, to zaczekam na ciebie. Już idę. Sara wzięła z rąk Drummonda walizeczkę i wstąpiła na próg. Mogęprzecież przejść do siebie przez twój pokój.Muszę tylko potem zejść i wydać dyspozycjesłużbie, to znaczy Norze, bo dziś sobota, a Kate poszła w świat zaraz po lunchu.Weszła przepuściwszy Lucy i zamknęła drzwi za sobą.Alex uśmiechnął się doDrummonda i pokiwał przyjaznie ręką Davisowi. Idę do siebie! powiedział. Po kolacji wpadnę do twojego gabinetu!Wszedł do pokoju.Stanął i sięgnął do kieszeni papierosa.W paczce były już tylkodwa.Przypomniał sobie, że ma jeszcze jedną paczkę w walizce, i wyjął ją.Ale to nie wy-starczy na dziś wieczór i na jutro, jeżeli miał w tym czasie pracować.Palił dużo przypracy i gasił papierosy w połowie, zapalając często jeden od drugiego.Usiadł przed ma-szyną.Zegar o słonecznym wahadle wygłosił za jego plecami trzy jednakowe złote słowai ucichł, Alex spojrzał na papier: Rozdział pierwszy.Zaczął rozmyślać.A gdyby.Wzdrygnął się, ale temat powracał nieprzeparcie:Cichy, stary dwór angielski, położony nad morzem i otoczony z trzech stron gęstymparkiem.We dworze kilka osób, dwaj uczeni, ich żony, kobiety sławne w swoich za-wodach lekarka i aktorka; mający dość dwuznaczne zamiary gość z Ameryki, pozatym przyjaciel z czasów wojny, będący autorem powieści kryminalnych.Młody sekre-51tarz.Powikłania miłosne wewnątrz tego szczupłego grona.I nagle ginie człowiek.O północy pada strzał.A może nie strzał?.Wszyscy budzą się.podchodzą do drzwi.Kogo brak?Wiedział już, kogo brak.Napisał sobie na kartce leżącej obok maszyny inicjały tejosoby.Potem zaczął się zastanawiać nad tym, kto ją zabił.Przez chwilę siedział w mil-czeniu, obliczając motywy i ich nasilenie.Niektóre z nich były oczywiste, inne ukryte,ale nagle olśniła go pewna myśl: tak, to był prawdziwy motyw do powieści kryminalnej,motyw prosty i jasny, a jednocześnie ukryty, oczywisty i niewidzialny, potworny w swo-jej prawdzie.Tak.Tylko ta jedna osoba mogła zabić!Jeszcze raz pochylił się nad kartką i nakreślił na niej nowe dwie literki.Odkrył jużswojego mordercę.Oczywiście trzeba będzie zmienić charakterystykę osób, może ichzawody, wiek, położenie posiadłości i kilka pomniejszych szczegółów.Ale cały problembył bardzo pięknie postawiony.Pochylił się nad stołem, wziął nową kartkę i zaczął z grubsza dzielić książkę na czę-ści.Fałszywe tropy, alibi, motywy zabójstwa, tak, każdy z tych ludzi musi mieć tu coś dopowiedzenia.A morderca będzie tylko jeden.może być tylko jeden: ten właśnie. Mam cię! zatarł ręce.Wiedział już, że książka zostanie wkrótce napisana.V. Oto jestem!Kiedy zegar wydzwonił kwadrans przed ósmą, Alex wstał od maszyny i zaczął sięprzebierać do kolacji.Był bardzo zadowolony.W ciągu dwóch godzin książka zaryso-wała się z grubsza.Wszystkie wątki widział już przed sobą.Jeszcze tylko kilka uzupeł-nień planu i będzie mógł rozpocząć pisanie.Zawiązując krawat przed lustrem, roze-śmiał się do siebie i zrobił chłopięcą, błazeńską minę.To bardzo zabawne, że zamienitę grupkę ludzi w grono podejrzanych, spośród których wyłoniony zostanie mordercai zamordowany.To nawet dobrze, że Parker zadzwonił do niego I że ujawnił mu delikat-ną atmosferę niebezpieczeństwa wiszącego nad Sunshine Manor.To wspomagało wy-obrazni.Mogło zresztą stanowić uboczny wątek, oczywiście w zmienionych sytuacjach.Umył ręce i pogwizdując cichuteńko zszedł do salonu, gdzie zastał tylko jedną osobę.Filip Davis uniósł się na jego widok z fotela, w którym przeglądał jakąś nie znanąAlexowi gazetę.Przed nim na stoliku, stała szachownica, a na niej figury porozstawiane,jak gdyby partner opuścił go przed chwilą pośrodku gry. Czy pracował pan trochę? zapytał Filip.W ciemnym ubraniu i białej koszuliwydawał się jeszcze przystojniejszy niż po południu.52 Tak powiedział Alex i wyciągnąwszy pudełko chciał go poczęstować papiero-sem. O nie, nie przed kolacją! Miody człowiek zrobił lekki ruch ręką, jakby chciał od-grodzić się od wyraznej pokusy. To podobno fatalnie wpływa na apetyt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]