[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów musiała czekać.Z góry widziała ich łysiny.Bereniusowi najwyraźniej zaczynają już rzednieć włosy, pomyślała.Mężczyźni rozmawiali przez dłuższą chwilę, gwałtownie gestykulując i przesuwając się to w przód, to w tył.Nareszcie! Nie udało jej się myślą przesunąć worka, ale może uda się jej sprawić, by mężczyźni ulegli sile jej woli?Stój nieruchomo, Laurentsie Bereniusie!Przesunęła worek na samą krawędź otworu, tak że zaczął się chwiać.Przeważył i runął.Laurents obrócił się.Sol wstała, nie mając odwagi zostać tam dłużej.Wyskoczyła przez okno i pobiegła w kierunku dachu sąsiedniego domu.Wkrótce znalazła się na ulicy.Zanim zniknęła za rogiem, rzuciła okiem na zbiegowisko przed bramą.Worek okazał się ciężki, dużo cięższy, niż przypuszczała.Kiedy doleciał do ziemi, niewiele pozostało z Laurentsa Bereniusa.ROZDZIAŁ XDotarła do domu o zmroku.- Sol! Dobrze, że już jesteś - powiedziała Silje wzburzona.- Są tutaj Charlotta i Dag.Dostaliśmy list od Liv.Pisze, że jej teściowa nie żyje.To był atak serca.Liv prosi, byśmy nie przyjeżdżali na pogrzeb.Ale ja uważam, że powinniśmy jechać.Jak sądzisz?Sol nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy wtrącił się Dag:- To na pewno mąż kazał jej tak napisać.Silje zdumiona odwróciła się w jego stronę.- Dlaczego? Czemu tak mówisz?- Kiedy odbędzie się pogrzeb? - wtrąciła Sol błyskawicznie.- Pojutrze.Liv jest teraz sama, pomyślała Sol.Nikogo nie ma w domu oprócz zmarłych.- Myślę, że Liv nas potrzebuje - powiedziała spokojnie.- Jedźmy; wszyscy, którzy mogą.Tak też postanowiono.Nie zdążyli jednak wyruszyć do Oslo, gdy konny posłaniec przywiózł nową pilną wiadomość.Przybył w chwili, gdy omawiali wraz z Dagiem i Charlottą plan jutrzejszej podróży.Okazało się, że Laurents również nie żyje.Tragiczny wypadek w miejscu pracy; pogrzeb matki zostaje odłożony, tak by oboje mogli zostać pochowani jednocześnie.- O, biedna Liv - użaliła się Silje.- W tak krótkim czasie stracić wspaniałego męża!Dag, Sol i Charlotta wymienili spojrzenia.- To najlepsze, co mogło się zdarzyć - powiedział Dag.I opowiedzieli o nieszczęsnym małżeństwie Liv.Tengel robił się coraz bledszy.- I nie powiedzieliście o tym ani słowa? O, moja mała dziewczynka!- Sami wiemy o tym dopiero od tygodnia - odparł Dag.Silje płakała.- Tyle razy bolałam nad tym, że ona nie przyjeżdża do domu ani też nie chce, byśmy ją odwiedzili.Tak bardzo za nią tęskniłam! A jej po prostu tego zabraniano! Och, Liv, nasze kochane dziecko!- Tak, ponosimy wielką winę za to małżeństwo - stwierdziła Charlotta.- Przekonaliśmy Liv do niego, wmówiliśmy jej, że Laurents jest jedynym odpowiednim kandydatem na męża.- Jadę jutro rano - zdecydowała Silje.- Podtrzymam ją na duchu podczas pogrzebu, a potem przywiozę do domu.- Ja też pojadę - powiedział Tengel.- Tak, jedźcie - powiedziała Sol.- Ale teraz jestem głodna! Pójdę i poproszę o coś do zjedzenia.Jeżeli służba już się położyła, przygotuję sobie coś sama.- O tej porze?- A dlaczego nie? Czy zawsze trzeba jeść o wyznaczonych porach, przestrzegać przyjętych norm?Zniknęła.Zapanowała cisza.- Sol jest wyjątkowa - uśmiechnął się Are.- Zawsze robiła to, co chciała.Przyniosła nam wiele trosk.Dag zapatrzył się przed siebie.- Myślę, że jest wiele rzeczy, za które powinniśmy Sol dziękować - stwierdził lakonicznie.Pozostali milczeli.- Tak - powiedziała Charlotta, zatopiona we wspomnieniach.Gospoda w Dovre.Dwójka martwych napastników.- Ona kocha swą rodzinę ponad wszystko - dodała Silje, przypominając sobie, jak dwuletnia Sol zmusiła niesfornego syna Abelone, by zaciął się nożem, po tym jak zbytnio dokuczał Silje.- Tak.Jest w stanie zrobić dla nas wszystko.Tengel nic nie powiedział.Wyraz jego oczu świadczył, że jest gdzieś bardzo, bardzo daleko.On wiedział więcej niż inni.Pamiętał, jak kościelny po spotkaniu Sol chwiejąc się podążał w stronę kościoła.Kościelny, który groził, że doniesie na Tengela za posługiwanie się czarami.- Sol prosiła, byśmy poczekali kilka dni - mruknął Dag do siebie.Nie mieli odwagi spojrzeć sobie w oczy.Nikt nie spytał o wyjazd do Tonsberg.Każde z nich wiedziało o niektórych sprawkach Sol.Ale całą prawdę znała tylko ona.W kuchni ukroiła sobie solidną pajdę chleba.Jej myśli krążyły wokół tego samego tematu, co i reszty rodziny.A więc wysłała kolejnego człowieka na tamten świat.Wszystko zaczęło się od niesympatycznego towarzysza zabaw w Dolinie Ludzi Lodu.Syna Abelone w ogóle nie brała pod uwagę, traktowała to wyłącznie jako wprawkę.O malcu nie wiedział nikt.Dokuczał bardzo Liv i Dagowi.Wszyscy byli przekonani, że zmarł śmiercią naturalną.Tak, bezustannie musiała czuwać, by nikt nie krzywdził i nie mówił źle o jej najbliższych.Gdy chodziło o zło panujące na świecie, byli jak dzieci, bezbronni i naiwni.To ona musiała ich chronić, pilnować, by mogli żyć w spokoju.Czasami gniewała ją ich bezradność!Potem byli rozbójnicy w zajeździe w Dovre.Ci, którzy chcieli skrzywdzić ciotkę Charlottę, dobrą wróżkę rodziny.Kościelny.Wtedy zabawiła się naprawdę!Pan Johan.Trochę było jej go żal, ale uznała to za sprawę wyższej, najwyższej konieczności.I jeszcze kilku trudniejszych pacjentów Tengela.Ich jednak nie warto liczyć, i tak stali już jedną nogą w grobie.A jak było w Kopenhadze? Nie, tam nad sobą panowała.Potem jeszcze dwóch rozbójników w Skanii.Samoobrona bez żadnej finezji, ale miała zbyt mało czasu.Następnie teściowa Liv.Z tej rozprawy była o wiele bardziej zadowolona.Inteligentnie i metodycznie zaplanowana.A teraz Laurents.Tu również jej się udało.Długa lista.Ostatnio wydłużała się w zawrotnym tempie, ale to nie był koniec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]