[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawołała głośno:  Zwierzę!Wzywam cię!Wkrótce poczuła, że coś ociera się o jej nogi, w nosie zaświdrował smródgnijących ran. Znajdz Nera  poprosiła niewidzialnego przyjaciela. Bardzo cię o toproszę!Znów poczuła na kolanach dotyk szorstkiej sierści.Nagle tuż obok rozległ sięchrapliwy, dobrze znajomy głos: Nie przejmuj się Nerem! Myśl o sobie! Zawracajcie!Móri także go usłyszał. To Nidhogg  stwierdził zdziwiony. Chyba rzeczywiście cię pilnuje.Sądzę, że powinniśmy go usłuchać. Czy Nero ma się dobrze?  rzuciła pytanie w powietrze. Poradzi sobie.Spieszcie się do domu, jak najprędzej! Chodz!  zawołał Móri.Ujął dziewczynę za rękę i pociągnął za sobą.Nie bez powodu nas ostrzega.Zbiegli z wiatrakowego wzgórza.130 Krótka droga na pole zdała się nagle nie mieć końca.Zwłaszcza że zagradzaliją dwaj mężczyzni. Poznaję jednego  szepnęła Tiril. Ja też! Był na balu! Nazywa się chyba von Kaltenhelm. Sprawia wrażenie człowieka wysokiego rodu.To oficer  doszła do wnio-sku Tiril. Móri, co my zrobimy? Schowajmy się do lasu! Pobiegniemy skrajem tak, by nie tracić z oczu anipola, ani dworu.Biegnij!Zaczęli przedzierać się przez zarośla.Huk wystrzału wstrząsnął powietrzem.Móri jęknął głośno. Móri! Jesteś ranny? Nie.Kula odbiła się od skóry łosia.Niech Bóg błogosławi Augusta i Seli-ne za to, że poszyli nam kurtki, chociaż przy każdym ruchu trzeszczą jak drzwistodoły.Biegli przez gęsto rosnące krzaki, Tiril musiała przyznać, że skórzany pancerzhamuje ruchy.Skrzypiał, przeszkadzał, a jednak nie mogła się powstrzymać odśmiechu na wspomnienie komicznego ubioru.Niedługo jednak się uśmiechała, zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji.Wróg deptał im po piętach. Móri! Mijamy dwór, a musimy się tam schronić! Nie możemy wyjść teraz na otwarty teren  odparł w biegu, czując, jakgałązki sieką go po twarzy. Trzeba ich zgubić.Powinienem był zabrać ze sobąpistolet, który zostawił mi Erling.Padł kolejny strzał, i ten skierowany był do Móriego.Kula prawie go liznęła. Chcą zabić ciebie  wysapała Tiril, wyczołgując się z błotnistego rowu. Tak, ciebie najwidoczniej mają pojmać żywą. Ach, Móri, zgubiłam but w błocie! Au! Tyle tu kamieni, i tak kłuje! Niemogę.biec. Musisz! Dalej, chodz!Zdawał sobie jednak sprawę, że przeciwnicy mają przewagę.Ale nie do końca! Moi przyjaciele!  zawołał. Zróbcie co w waszej mocy!Horst von Kaltenhelm podniecony gonił zbiegów. Mamy ją  sapnął z wysiłkiem. Aap go, Mondstein! Muszę naładować broń  odparł równie uradowany Mondstein. W bie-gu. Wez mój pistolet! Biegniesz szybciej niż ja.131 Jęknął z wysiłku, lecz nie chciał rezygnować.Są już tak blisko! Nareszcieją dopadł.Mistrz będzie zadowolony.Mondstein przyspieszył kroku z pistoletemgotowym do strzału.Kiedyś zazdrościł Heinrichowi Reussowi i Georgowi Wetle-vowi tego, że zyskają pochwały za wykonanie tak prostego zadania, jak pochwy-cenie młodej dziewczyny.A im się to nie udało.Von Kaltenhelm, ich bezpośrednizwierzchnik, wyznaczył jego, Mondsteina, na miejsce Wetleva.Pokaże, co po-trafi!Heinrich Reuss także się wycofał.Teraz do złapania dziewczyny pozostalitylko von Kaltenhelm i on, Mondstein.Czekają ich za to zaszczyty!Tylko że zadanie okazało się nadspodziewanie trudne.Niby prosta sprawa,a dziewczyna wciąż wymykała im się z rąk.Jak to możliwe? I to w zasadzieprzez przypadek.Miał wrażenie, że Tiril idzie przez życie jak lunatyczka, prostow pułapki, jakie na nią zastawiają, i równie prosto z nich wychodzi.Bez szwanku.Mondstein nie mógł pojąć, jak to możliwe, że znów spudłował strzelając dotego czarnego diabła, który nie odstępował dziewczyny.Przecież trafił go, a mimoto ten człowiek nadal biegł, jakby kule się go nie imały.Czary!Znów czary, to straszne, niepojęte!Tym razem czary polegały na kurtce z wielokrotnie złożonej skóry łosia, aletego Mondstein nie wiedział, czuł jedynie, jak zimny dreszcz przebiega mu pokrzyżu.Głupstwa, nie wolno tak ulegać fantazjom.Czyż on, Mondstein, nie był wy-branym? Do tej pory radził sobie ze wszystkim.Uciekinierzy mieli jakieś kłopoty.Dziewczyna się przewróciła, niemal znik-nęła w bagnie.Ale podniosła się, utykała.Widać zgubiła but.Mężczyzna, tencudzoziemiec, podtrzymywał ją, ale teraz biegli znacznie wolniej.A więc szala zwycięstwa przechyliła się na jego stronę.Jak zwykle, zresztączy mogło być inaczej?Podniósł pistolet.Tajemniczy obcy zatrzymał się.Odwrócił się w jego stronę.Jak można byćtak głupim! Jedną ręką objął dziewczynę, drugą wyciągnął w stronę Mondsteina,wykrzykując przy tym kilka niezwykłych słów Vinir mnir, geri? Thad sem Thid geti?.Co po islandzku znaczy:  Moi przyjaciele, zróbcie co w waszej mocy!Mondstein stał wśród zarośli, miał jednak dobry widok na parę taplającą sięw bagnie.Przed nim rosły tylko wiotkie wierzby iwy, nie zasłaniały mu widoku,a łatwo się przez nie prześlizgnąć.Tak mu się wydawało.W momencie gdy odwiódł kurek, usłyszał w powietrzu świst i ujrzał, jak pędwierzby okręca się wokół pistoletu i ściąga go w dół, tak że sam postrzelił się132 w stopę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl