[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba że bogowie rzeczywiście okażą się tak wspaniałomyślni, jak obiecywałstarzec.Słowa nic nie kosztowały.Potrzebowała dowodów.Brota siedziała razem z resztą rodziny na pokrywie luku, gdy w całej krasie ukazałosię Ki San, skąpane w blasku słońca.Widziała kawał Zwiata, ale miasto zrobiło na niejwrażenie.Na licznych wzgórzach wyrastał las miedzianych iglic, kopuł i dachów.Nanajwyższym szczycie lśnił bielą i złotem pałac.Tłoczne nabrzeże ginęło za zakrętem Rzeki.Maszty, olinowania i żagle ciągnęły się w nieskończoność, wytyczając łuk linii brzegowej.Między statkami krążyły lichtugi i barki.Po wodzie niósł się stały łoskot pracujących windkotwicznych i kół wozów.Obserwując zgiełkliwy port, Brota zaczęła się martwić, czy zdołają gdzieśprzycumować.W tym momencie od nabrzeża odbił mały prom i Tomiyano z dziecinnąłatwością wpasował się w wolne miejsce.Uśmiechnął się triumfalnie.%7łeglarze nagrodzili gobrawami i skoczyli zwijać żagle i rzucać cumy.Brota dzwignęła się ciężko i podeszła do Nnanjiego.- I co, adepcie? Chcesz zostać na pokładzie?Chłopak popatrzył na miasto i przełknął ślinę.- Tak.Poślesz po uzdrowiciela, pani?- Tak.- Pani? - bąknął Czwarty z zakłopotaniem, odrywając się od widoku.- Chcę sprzedaćKrówkę.Niewolnica, która histeryzuje na widok krwi, nie jest odpowiednią towarzyszką dlaszermierza.- To prawda.Dobra robota, Thano!- Eee, zastanawiałem się, czy ty byś jej nie sprzedała, pani? -wyjąkał Nnanji.-Dostaniesz większą cenę niż ja.- Pewnie tak.Gdy mężczyzna pozbywa się takiej niewolnicy, w klientach budzą sięwątpliwości.Oczywiście, wezmę prowizję.Jedna szósta?Nnanjiemu zrzedła mina.- Thana mówiła, że wezmiesz jedną piątą.- W porządku.Jak dla ciebie, jedna piąta.Chłopak się rozpromienił.- Jesteś bardzo łaskawa, pani.- Cała przyjemność po mojej stronie, adepcie.Gdy urzędnik portowy opuścił statek, wysłano Matarro po uzdrowiciela.Do Siódmego przybył Szósty z trzema juniorami do niesienia toreb.Zielona szatatłuściocha o niskim głosie i wytwornych manierach była świeżo wyprasowana, czarne włosygładko przylegały do czaszki.Uzdrowiciel zmarszczył brwi na widok pacjenta.Uczniowieotoczyli legowisko, szeptali coś do siebie i trącali się łokciami.Laicy stłoczyli się w drugimkońcu kajuty.Szósty wyprostował się i spojrzał na zatroskaną grupkę.- Komu mam złożyć raport?- Mnie - powiedział Nnanji, robiąc krok do przodu.Brota wystąpiła razem z nim.- Rana jest przeklęta - oznajmił uzdrowiciel.Oczywiście.- Gdyby chodziło o cywila, radziłbym wezwać chirurga, żeby uciął kończynę.- Nie - powiedział Nnanji krótko.Szósty skinął głową.- Tak myślałem.W takim razie z żalem oświadczam, że nie mogę wziąć tegoprzypadku.Brota już zamierzała się wtrącić, ale Czwarty ją uprzedził.Znał właściwą odpowiedz.- Szanujemy twoją wiedzę i honor.Skoro już tu jesteś, panie, może udzieliłbyś poradyco do.tych siniaków od floretu na moich żebrach.Co byś zalecił?W oku błyszczała mu łza, ale Nnanji najwyrazniej nie zdawał sobie z tego sprawy.Uzdrowiciel z całą powagą zalecił Czwartemu, żeby przebywał w chłodzie, dużo pił,co dwie godziny przykładał gorące kompresy na siniaki i smarował je maścią.Nnanjipodziękował mu uroczyście oraz zapłacił złotem za poradę i balsam, który jeden z juniorówwyjął z torby.- Wrócisz jutro, panie? - zapytała Brota.Szermierz spojrzał na nią zaskoczony, ale Szósty rozpromienił się i obiecał, żeoczywiście wróci, by sprawdzić stan adepta.Piąta nie miała zamiaru zostawać w porcie nanoc, ale nie chciała, żeby ten człowiek rozpowiadał w garnizonie o Siódmym, który przybyłdo Ki San.Odprowadziła uzdrowiciela na pokład.- Jak długo jeszcze, panie? - zapytała.- Jakieś pięć dni.Jest silnym mężczyzną.Możecie wezwać kapłanów.Pięć dni, pomyślała Brota.Uzdrowiciel sam omal nie stał się ofiarą miecza, bo Matarro i Katanji wyznaczylisiebie na straż honorową przy trapie.Widząc ich nieporadne saluty, Brota skryła uśmiech ikrzyknęła na Nnanjiego, żeby przyszedł i dał im lekcję.Czwarty wybiegł wściekły znadbudówki i spełnił prośbę w podobnym nastroju.- O rany! Czy on naprawdę oczekuje, że będziemy tak sterczeć przez cały dzień? -zapytał Matarro, kiedy potwór odszedł.- Nie.- Katanji przybrał wygodniejszą pozycję.- Jest zdenerwowany z powoduShonsu.Nnanji zwykle jest w porządku.Gdy wkrótce Brota schodziła na brzeg, chłopcy obnażyli miecze, tym razem z większąwprawą.Na nabrzeżu wyłożono próbki drzewa sandałowego i parę mosiężnych garnków.Piątausiadła na krzesełku, w palącym słońcu.Mijały ją tłumy pieszych, załadowane fury wzniecałychmury kurzu.Powietrze cuchnęło końskim nawozem.Handlarze wysokich rang przechadzalisię ze swoimi pomocnikami i rzucali szydercze uwagi na temat wystawionego towaru.Domokrążcy pchali taczki, tragarze ciągnęli dwukołowe wózki.Lektyki, muły, piesi ikramarze lawirowali między pojazdami.W ciżbie migały białe, czarne, żółte, brązowe,pomarańczowe szaty i przepaski biodrowe.Ulice patrolowało wielu szermierzy.- Co teraz będzie? - spytał Katanji, zafascynowany.- Nudy - odparł Matarro.- Podejdzie jakiś kupiec, obejrzy, co mamy do sprzedania, ipowie, że to wszystko śmieci, na co Brota się oburzy.Potem zaczną się targować i będąpowtarzać, że kolejne ceny są nie do przyjęcia.Jeśli gość będzie poważny, wejdzie na pokład isam sprawdzi towar.Wtedy dobiją targu i na koniec wymienią uścisk dłoni.Na razie nic się nie działo.Handlarze węszyli jak psy i szli dalej.W pewnymmomencie zjawiła się Thana w towarzystwie wypucowanej, uczesanej i stosownie ubranejKrówki.Sprowadziła ją na brzeg.Pierwsi zasalutowali, gapiąc się na kobiety.- Nigdy tego nie robiłeś - stwierdził Matarro.- Robiłem! - Katanji przewrócił oczami.- Ostatniej nocy znowu! Nnanji chrapał, a japodkradłem się do Krówki i sam ją obsłużyłem.Trzy razy.- Wygląda mi na kłodę! - bąknął młody szermierz z powątpiewaniem.- W życiu! Jak tylko zaczynam, ona szaleje.Uwielbia to! Dyszy i jęczy! Niezła sztuka!Katanji wdał się w pikantne szczegóły.Matarro był pod wrażeniem, ale wciąż niedowierzał koledze.- Przysięgasz na miecz?Pierwszy nie wahał się ani chwili.Potem uwagę chłopców przyciągnęło to, co działosię na brzegu.Krówka wzbudziła większe zainteresowanie niż cała góra drzewa sandałowego.Handlarz szóstej rangi zerwał negocjacje przy sąsiednim statku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]