[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kwestia ta zaprzątnęła bez reszty moją uwagę, pozwalając zapo­mnieć o innych sprawach.W sypialni wisiało duże szklane zwierciadło, znacznie lepiej spełniające swą funkcję niż niewielkie płytki wypolero­wanego metalu, z jakimi zazwyczaj miałem do czynienia.Kiedy staną­łem przed nim, by skontrolować swój wygląd, dostrzegłem fragment tekstu piosenki, który Dorcas napisała mydłem na szklanej tafli:Urth stare trąby, co ślecie brzmienia swe ku niebu,Zielone i dobre, dobre i zielone,Wtórujcie brzmieniem swym wędrowcowi znużonemu,Który podąża tam, gdzie las wieczny płonie.W gabinecie stało kilka krzeseł o wysokich oparciach.Spodziewa­łem się ujrzeć archonta siedzącego na jednym z nich, choć przyszło mi też do głowy, że być może uznał za stosowne przejrzeć dokumenty, do czego zresztą miał pełne prawo.On jednak stał przy oknie, spoglądając na miasto dokładnie tak samo, jak ja spoglądałem na nie przed połu­dniem z wieży Zamku Acies.Jego ręce, które złączył za plecami, poruszały się, jakby były obdarzone własnym życiem.Minęło sporo czasu, zanim odwrócił się i spostrzegł moją obecność.- Przyszedłeś, mistrzu kacie.Nie usłyszałem twoich kroków.- Jestem tylko czeladnikiem, archoncie.Uśmiechnął się i usiadł na parapecie, plecami do przepaści.Miał twarz o grubych rysach, orlim nosie i dużych, podkrążonych oczach, ale odnosiło się wrażenie, że nie jest to twarz mężczyzny, tylko wyjąt­kowo brzydkiej kobiety.- Mimo odpowiedzialności i obowiązków, jakie na ciebie na­łożyłem?- Do godności mistrza mogą mnie wynieść jedynie mistrzowie naszej konfraterni, archoncie.- Jednak sądząc z treści listu, jaki mi doręczyłeś, faktu, że wybrali właśnie ciebie, oraz z jakości twojej pracy, jesteś bez wątpienia najlep­szym z ich czeladników.Co naturalnie nie oznacza, że ktokolwiek zauważyłby różnicę, gdyby było inaczej.Ilu jest tych mistrzów?- Ja na pewno bym zauważył, archoncie.Tylko dwóch, chyba że ktoś dostąpił godności wyniesienia już po tym, jak wyruszyłem w drogę.- Napiszę do nich i poproszę, żeby awansowali cię in absentia.- Dziękuję, archoncie.- Nie ma za co.- Odwrócił się i ponownie spojrzał w okno, jakby chcąc ukryć zakłopotanie.- Myślę, że najdalej za miesiąc poznasz ich decyzję.- Z pewnością nie spełnią twojej prośby, archoncie, ale mistrza Palaemona ucieszy wiadomość, że jesteś ze mnie zadowolony.Odwrócił się twarzą do mnie.- Powinniśmy dać sobie spokój z tymi formalnościami.Nazywam się Abdiesus i nie ma żadnego powodu, żebyś nie mógł zwracać się do mnie w ten sposób, kiedy jesteśmy sami.O ile się nie mylę, ty masz na imię Severian?Skinąłem głową, a on znowu odwrócił się do okna.- Parapet jest bardzo nisko.Właśnie przyglądałem mu się, kiedy przyszedłeś.Gdyby ktoś się potknął i stracił równowagę, łatwo mógłby wypaść przez okno.- Tylko ktoś tak wysoki jak ty, Abdiesusie.- Czy to prawda, że dawno temu wykonywano czasem wyroki zrzucając skazańca z wieży albo z krawędzi urwiska?- Owszem, stosowano obie te metody.- Ale ty chyba nie miałeś okazji zapoznać się z nimi?Ponownie spojrzał na mnie.- O ile wiem, zaniechano ich przed wieloma laty, Abdiesusie.Ja tylko ucinałem głowy, zarówno na pniu, jak i na krześle.- Jednak z pewnością nie miałbyś nic przeciwko temu, by wy­próbować inne sposoby, szczególnie, jeżeli otrzymałbyś takie polecenie?- Jestem tu po to, by wykonywać wyroki archonta.- Niekiedy publiczne egzekucje służą ogólnemu dobru, ale czasem takie wydarzenia mogą się jedynie przyczynić do wzburzenia nastrojów.- To jasne, Abdiesusie.Tak jak czasem w oczach chłopca widać troski mężczyzny, którym kiedyś się stanie, tak ja dostrzegłem na twarzy archonta poczucie winy (choć może nie był tego świadom).- Dziś wieczorem wydaję w pałacu przyjęcie dla kilku gości.Mam nadzieję, że będziesz jednym z nich, Severianie.Ukłoniłem się.- Tradycja nakazuje osobom pełniącym funkcje publiczne unikać kontaktów towarzyskich z ludźmi wykonującymi moją profesję.- A ty uważasz, że to niesprawiedliwe, i trudno ci się dziwić.Powiedzmy, że dzisiaj spróbujemy temu częściowo zadośćuczynić.- Członkowie naszej konfraterni nigdy nie uskarżali się na nie­sprawiedliwość.Wręcz przeciwnie, byliśmy i jesteśmy dumni z naszego odosobnienia.Obawiam się natomiast, że inni mogą nie w pełni po­chwalać twoją decyzję.Przez twarz archonta przemknął ledwo dostrzegalny uśmiech.- Nie obchodzi mnie to.Masz, dzięki temu będziesz mógł wejść do pałacu.Dwoma palcami, tak ostrożnie, jakby bał się, że lada chwila wy­ślizgnie mu się z dłoni, trzymał jeden z tych okrągłych, sztywnych papierków wielkości chrisos, pokrytych złoconymi ornamentami, o których często opowiadała mi Thecla (poruszyła się w moim umyśle, kiedy wziąłem krążek od Abdiesusa), a których nigdy do tej pory nie widziałem.- Dziękuję ci, archoncie.Dziś wieczorem, powiadasz? Postaram się zdobyć jakiś stosowny strój.- Przyjdź w tym, w czym jesteś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl