[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znajdował się w Ethsharze Azrada i nie zamierzał podróżować dalej.Porzucił już nadzieję na założenie sklepu z winem - konkurencja była zbyt duża i zbyt dobrze ustawiona.Samotny w obcym mieście, miał tylko kilka osobi­stych drobiazgów, trochę odzieży, pełną sakiewkę, magiczny miecz i nic więcej.Oczywiście najpierw musiał znaleźć pożywienie i schronie­nie na noc.W mieście z pewnością są gospody, musi ich tylko poszukać.Kiedy będzie już miał pokój i posiłki, wtedy spokoj­nie się zastanowi, co dalej.Miał przed sobą całe życie, być mo­że nawet bardzo długie życie, i mógł z nim zrobić co zechce.Był wolny, niczym nie związany, bez żadnych obowiązków i planów.Spodziewał się, że znajdzie gospodę w pobliżu portu, jednak żadnej nie zauważył.Zatem następnym logicznym miejscem będą okolice bram miasta.Pozostało tylko rozstrzygnąć, gdzie leży najbliższa z nich.Dotarł do wąskiego końca placu, skąd wybiegały dwie ulice: jedna na wschód przez ujście kanału, druga skręcająca na połu­dniowy zachód.Wybrał tę drugą i pomaszerował przed siebie.Tłum nieco się przerzedził, choć chyba poruszał się szybciej i wciąż był złożony tylko z pieszych.Jakieś pięćset stóp od skrzyżowania ulica dobiegała do innej.Miał wybór miedzy północnym zachodem a południowym wschodem.Przez chwilę stał zamyślony na rogu, po czym za­trzymał przechodnia w jasnożółtej tunice.- Którędy do bramy miasta? - zapytał.Mężczyzna spojrzał na niego.- Zachodniej?- Jeśli ta jest najbliższa.Mężczyzna wyciągnął rękę na południowy wschód i powie­dział:- Pójdziesz tędy, aż do ulicy Mostowej, skręcisz w prawo, potem prosto, aż dojdziesz do Zachodniej, pójdziesz nią do Cie­sielskiej, a ona dobiega do placu przy bramie zachodniej.Zanim Valder zdążył podziękować, albo prosić o więcej szczegółów, mężczyzna odwrócił się i zniknął w tłumie.Valder zaczął się zastanawiać czy może zadał niewłaściwe pytanie.Z pewnością są jakieś gospody bliżej.Dostał jednak wskazówki, więc podążył zgodnie z nimi.Ulica prowadząca na południowy wschód jedną przecznicę dalej dobie­gała do szerokiej alei.Choć nie zauważył żadnego mostu ani ta­bliczki z nazwą, Valder założył, że to właściwa, i skręcił w prawo.Mostowa, jeśli to była ta, zdawała się ciągnąć w nieskończo­ność, i była równie zatłoczona jak inne.Przeszedł już mniej więcej pół mili, przeciskając się między ludźmi, i dotarł do skrzyżowania, gdzie aleja nie biegła dalej prosto, lecz skręcała ukośnie.Valder zawahał się, uznał jednak, że to pewnie skrzy­żowanie z Zachodnią, i skręcił w prawo.Rzut oka na słońce przekonał go, że zmierza teraz na zachód.W miarę, jak szedł, zmieniała -się okolica.Dostawcy okrętowi i powroźnicy zniknęli, kiedy zostawił za sobą kanał.Zastąpili ich kołodzieje i kowale, a zamtuzy i składy ustąpiły miejsca rezyden­cjom.Przy tej ulicy handlowali tkacze, kupcy bławatni, druciarze, kowale i garbarze.Valder nigdy jeszcze nie widział tylu zebra­nych razem warsztatów.Dowolna ulica miasta miała ich więcej niż wędrowne targi, które obsługiwały wojskowe obozy.Budynki tutaj wydawały się nowsze niż przy kanale, wzno­szono je w nowoczesnym stylu, górne pietra urządzano w drew­nie, zamiast - zgodnie ze starym zwyczajem - od fundamentów po kalenice budować z solidnego kamienia.Oczywiście to lo­giczne: miasto powstało w okolicy portu i stopniowo rozrastało się w głąb lądu.Ulica Zachodnia dobiegała do innej, przecinającej ją ukośnie.Valder bez wahania skręcił w lewo, na południowy zachód.Nie­zależnie od abstrakcyjnych rozważań słyszał i wyczuwał targ, a z rogu Zachodniej dostrzegł szczyt kamiennej wieży i uznał, że to pewnie brama.Rzeczywiście, za następnym zakrętem prosty kawałek ulicy prowadził aż do placu targowego, bardzo zatłoczonego, leżące­go w cieniu dwóch wysokich wież.Chciał ruszyć szybciej, gdyż długi spacer wyczerpał jego cierpliwość, to jednak okazało się niemożliwe.Miał wrażenie, że znaczna część tłumu na ulicy w ogóle się nie porusza; wielu ludzi po prostu stało w miejscu.Wcisnął się w strumień sunący wolno w stronę placu.Cały czas zdumiewały go te tłumy.Nie podejrzewał nawet, że na świecie żyje tylu ludzi, ilu widział w Ethsharze Azrada.Czyjaś ręka zagrodziła mu drogę i usłyszał, jak ktoś zażądał wsparcia dla kalekiego weterana.Valder z niechęcią odsunął dłoń i pomaszerował dalej.Żebra­cy! Jakoś nie spodziewał się żebraków w tym ogromnym boga­tym mieście, choć oczywiście rozsądek podpowiadał, że muszą się tu znaleźć.W naturalny sposób trafiali tam, gdzie były pie­niądze, a w Ethsharze Azrada z pewnością były [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl