[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matthews podszedł powoli do niego.Zatrzymał się i spojrzał w dół.Pochylił się, wpatrzony w fontannę krwi tryskającą z szyi.- Megan nie żyje, Joshua.Z gardła chłopaka wydobyło się żałosne bulgotanie.Zaczął pluć krwią i wyszeptał coś.Podniósł się na czworakach i usiłował się odczołgać.Matthews wrócił do bramy, zamknął ją i zagwizdał.Nadbiegły psy.Najpierw dwa, potem pozostałe.Wygłodniałe zwierzęta skoczyły.Matthews się cofnął.Zbiły się w stado i powaliły Joshuę, zanim odczołgał się na dziesięć stóp.Gdy psy otoczyły i zaczęły rozszarpywać chłopaka, Matthews pochylił się do przodu, z zachwytem przyglądając się walce młodzieńca.Nieźle walczył - cisnął jednym z psów o pień sosny.Zwierzę boleśnie zawyło.Ale zaraz znów rzuciło się na ofiarę.Joshua nie był jednak godnym przeciwnikiem dla tych bestii.Gdy wielki samiec zacisnął wreszcie olbrzymie szczęki na jego karku i zaczął nim potrząsać, Joshua zadrżał raz i nagle opadł bezwładnie jak szmata.Zwierzęta zaciągnęły go do wybiegu.Widać było tylko warczące, zakrwawione pyski, które rozszarpują ciało.Matthews otworzył bramę, wprowadził furgonetkę z powrotem między zabudowania i zostawił ją na podjeździe.Pobiegł do garażu po drugi samochód, wyprowadził go i zamknął za sobą bramę.Popędził na autostradę.Włączył radio i opuścił szyby, wpuszczając do środka ciepłe kwietniowe powietrze.Ale Aaron Matthews nie słyszał nic poza głosem w głowie, może własnym, może nie, cytującym Objawienie św.Jana.Ja jestem alfa i omega, pierwszy i ostatni, początek i koniec.Byłem umarły, lecz oto żyję na wieki wieków i mam klucze śmierci i piekła.Byłem umarły, lecz oto żyję.Myślał o tych, którzy pozostali w Fairfax, a ku którym zmierzał teraz anioł śmierci, których twarze miał musnąć wspaniałymi skrzydłami, tak miękkimi i chłodnymi.- Może zdechnąć i pani też.- Proszę.Drzwi się zatrzasnęły.Tate i Bett stali na progu dużego domu w zamożnej części Fairfax, w pobliżu Clifton.Dzielnicy bogatych polityków i biznesmenów oraz - najwyraźniej - ich niewychowanych dzieci.- Może Konnie wystraszyłby tę małą sukę - zaproponowała Bett.Tate nacisnął ponownie dzwonek.- Amy, proszę.- Odpieprzcie się! - odpowiedział stłumiony głos ze środka.- Mógłby ją wrzucić na noc do więzienia - upierała się Bett.Tate zrozumiał, że w tej debacie będzie miał za przeciwnika nie młodą dziewczynę, ale jej histerię.Najtrudniejszy rodzaj dyskusji.- Amy, proszę - powtórzył.Po chwili drzwi frontowe otworzyły się ponownie, ale między Amy i nimi pozostała zewnętrzna siatka.Tate wyobraził sobie, że Amy traktuje tak samo napalonych chłopaków po randkach - trzyma ich na dystans.Jednakże pamiętał kartkę znalezioną w pokoju Megan i uznał, że rzadko odgrywa rolę strony, która się broni.- Czy moglibyśmy wejść? - spytał szczerze.- Na pięć minut.To bardzo ważne.- Cholera.Amy Walker, niższa nawet od Bett, okręciła kosmyk długich włosów na palcu grubym od pierścionków.Jej czerwona sukienka była bardzo krótka i tak opięta, że dziewczyna przypominała butelkę keczupu.Miała równomiernie opaloną skórę, ale jej pulchną twarz pokrywał przesadny makijaż, jak to u nastolatek.Paznokcie malowała na ostry czerwony kolor.Jakim cudem te dziewczyny mogły się przyjaźnić? - zastanawiał się Tate.Amy była przeciwieństwem Megan.- Rozmawialiśmy z Bobbym.Powiedział, że dzwoniłaś do niego.- Ta suka przysłała mi list.Bett zjeżyła się na to określenie.Chciała zaprotestować, ale Tate powstrzymał ją ruchem ręki.- Co napisała?- Nic.Mnóstwo cholernych bzdur.Chciała mnie zranić.- Dlaczego napisała list, jak myślisz? Dlaczego nie zadzwoniła?Amy nie odpowiadała.Zaciskała i rozluźniała dłonie.- Dlaczego napisała coś, co nie jest prawdą? - spróbował Tate.- Bo kłamstwo sprawia jej przyjemność.- Martwimy się o nią.Jak myślisz, gdzie ona może być?- Nie wiem, nie obchodzi mnie to.- W poniedziałek piła z dziewczyną o imieniu Emily.Wtedy, gdy miała kłopoty.Sądzimy, że mogły razem wyjechać.Znasz tę Emily?- Emily? Nie.Nie miała żadnej koleżanki o imieniu Emily, w każdym razie ja nie słyszałam.- Ona mieszka w przyczepie w Oakton.Amy potrząsnęła głową.- Nie mówiła o jakichś miejscach, dokąd chciałaby pojechać? - spytała Bett.- Nie wiem.Czasem o Kalifornii.San Francisco.- Ostatnio?- Nie - przyznała dziewczyna.- A może o kimś, z kim chciała wyjechać?- Słuchajcie - Amy rozzłościła się nagle.- Ręce mi się trzęsą.Jutro mam klasówkę.Jak, do cholery, mam się uczyć? Nie mogę zawalić historii.Ona wiedziała, że muszę dostać dobry.Dlatego to zrobiła!Amy otworzyła torebkę, wyjęła kosmetyki, podeszła do lustra i zaczęła poprawiać makijaż.- Może martwiła się czymś?- Byłam jej przyjaciółką! Dlaczego mi to zrobiła? Nigdy nie myśli o innych, tylko o sobie.- Proszę, Amy - łasił się Tate.- Martwiła się czymś?- Bobbym.- Spojrzała na nich podejrzliwie.- To był jej chłopak.- Wiemy.- Zerwanie z nim było dla niej trudne.- Coś jeszcze? Proszę.- No - mruknęła dziewczyna.- Ciężko przeżyła Annie.- Kogo?- Tę dziewczynę, która popełniła samobójstwo.Annie Devoe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]