[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W zamian za marionetkowy tron Arpello stanie się lennikiem Strabonusa, ale gdy tensię odwróci plecami, Pellijczyk wznieci rewoltę; baronowie go nie poprą, i da to tylkopretekst Strabonusowi, by jawnie zagarnąć moje królestwo.- Na Croma, Ymira i Seta! Gdybym miał skrzydła, by polecieć do Tarantii!Siedzący przy stole Pelias wystukiwał paznokciami marsza na jaspisowym blacie izdawał się nie słyszeć wywodów Conana, pogrążywszy się we własnych myślach.Ale wtemjaspisowy werbel zamilkł, a czarownik poderwał się, jakby wiedziony jakiś nagłymimpulsem; gestem nakazał Conanowi iść za sobą i wyszli z komnaty; Pelias poprowadził namarmurowe schody i jęli się wspinać, by znalezć się po chwili na blankach najwyższej wcałej cytadeli wieży.Była noc; wiał silny wiatr, targający czarną grzywę Conana.W dole, w oddali,migotały światła Khorshemish, na pozór dalsze niż skrzące się ponad ich głowami gwiazdy.Pelias, jakby nieobecny duchem, sprawiał wrażenie nawiedzonego; ozwał się w końcu,a głos dziwny miał i zmieniony:- Są istoty żyjące nie tylko na ziemi czy w wodzie, ale też w powietrzu, a nawet wniebiesiech, rzadkie i rozproszone na niezmierzonych przestrzeniach, ludziom nie znane.- Ale dla kogoś, kto zna Znaki, Słowa i Wiedzę, leżące u podstaw wszystkiego, nie sąone ani grozne, ani niedostępne.- Patrzaj, a nie lękaj się! Mag wyciągnął ramiona ku niebu i wydał przedziwny, długi okrzyk, zdający sięrozchodzić nieskończenie w przestrzeni, wibrując i słabnąc, ale nie zanikając; głos ówodpływał coraz to dalej i dalej, sięgając aż po wymiary nie znane śmiertelnym.W ciszy, która zapadła, dosłyszał Conan nagłe bicie skrzydeł od strony gwiazd jakbydochodzące i aż się cofnął, gdy z mroku wychynął czarny, nietoperzowi podobny stwór iprzysiadł na blankach tuż przy jego ramieniu.Ochłonąwszy, począł się Cymmeryjczyk istocie owej bacznie przyglądać.I widziałwielkie, łagodne oczy, przypatrujące mu się w świetle gwiazd, widział skrzydła potężne,najmniej stóp czterdzieści rozpiętości mierzące; a spostrzegł jeszcze, że nie był to ani ptak,ani nietoperz.Ciszę przerwał Pelias:- Dosiądz go i leć - przed świtem będziesz w Tarantii!- Na Croma! Czyż wszystko to było jeno marą nocną? Zali przebudzę się pokoszmarnym śnie w mym pałacu w Tarantii? A cóż z tobą - wszak nie pozostawię cię pośródnieprzyjaciół.- Nie troskaj się o mnie - odparł Pelias.- O świcie lud Khorshemish dowie się, iż manowego pana.Przyjmij z pokorą to, co ci ześlą bogowie; spotkam cię niezadługo na równiniepod Shamar.Leć!Ostrożnie dosiadł Conan zrogowaciałego grzbietu i uchwycił się wygiętego karkulatającej istoty, wciąż przekonany, iż śni po prostu, tak niewiarygodnym wszystko to mu sięzdawało.Z gwałtownym łopotem tytanicznych skrzydeł czarna bestia wzbiła się w powietrze;król spojrzał w dół i poczuł, że w głowie mu się kołuje - hen, niżej, migotały maleńkieiskierki - światła królewskiego miasta Khorshemish; oddalały się coraz bardziej, aż znikłyzupełnie, i tylko ugwieżdżone niebo nad głową przypominało Conanowi, iż szybciej niżnajśmiglejszy rumak mknie na południe - ku Tarantii. 4.Miecz, który zabija króla, przecina więzidzierżące imperium(przysłowie aquilońskie)Ulice Tarantii wypełniały falujące tłumy.Ludzie o wykrzywionych wściekłościątwarzach potrząsali buńczucznie pordzewiałymi pikami i berdyszami, las zaciśniętych pięściwznosił się ponad głowami szalejącego motłochu.Brakło jeszcze godziny do świtu, na drugi dzień po bitwie pod Shamar, a wydarzeniarozgrywały się tak szybko, że niejednego mogło to przyprawić o zawrót głowy.Sposobem znanym jeno Tsotha-lanti wieść o porażce i śmierci Conana dotarła doTarantii już w kilka godzin po bitwie i zaowocowała chaosem.Baronowie w popłochuopuścili stolicę, pędząc co koń wyskoczy do swych włości, by strzec dóbr przed zakusamichciwych sąsiadów.Dobrze zorganizowane przez Conana królestwo zdawało się balansowaćna krawędzi rozpadu, a bankierzy i kupcy drżeli na samą myśl o powrocie feudalnychporządków.Lud domagał się obrania króla, który mógłby zarówno bronić państwa przedwrogami zewnętrznymi, jak i okiełznać rodzimą arystokrację.Hrabia Trocero, pozostawionyprzez króla namiestnikiem na stolicy, próbował ciżbę uspokoić, ale opanowani bezrozumnąpaniką mieszczanie pamiętali, jak przed piętnastu laty podczas wojny domowej ten samTrocero zdobył Tarantię i krwawo rozprawił się z jej obrońcami.Na ulicach słychać byłookrzyki głoszące, że hrabia zdradził króla i że miasto splądrować zamiarował.Korzystając zzamieszania, oddziały wojsk zaciężnych poczęły rabować i gwałcić, wyciągając z domówzawodzące mieszczki i przerażonych kupców.Trocero uderzył na rozpasanych żołdaków, zasłał ulice ich ciałami, zmusił pozostałychprzy życiu do powrotu do koszar i aresztował dowódców.Ale niczego to nie zmieniło - nadalsłychać było niezadowolone głosy; ludzie pędzili nie wiadomo dokąd i po co, szerzyły sięplotki; powiadano, że to dla własnych celów Trocero wzniecił rabunki, by je potem stłumić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl