[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z korytarza Dellray krzyknął do Sachs:– Idzie pani?Stała, ściskając ręce jak uczennica, która przyszła na przyjęcie i teraz tego żałuje.– Za minutę.Dellray zniknął na schodach.– To gnojki – mruknął Banks, rzucając notatnik na stół.– Czy możecie w to uwierzyć?Sachs przestępowała z nogi na nogę.– Idź już, Amelio – powiedział Rhyme.– Samochód czeka.– Lincoln.– Podeszła do łóżka.– Wszystko w porządku – rzekł.– Zrobiłaś to, co musiałaś.– Przeprowadzanie badania na miejscu przestępstwa to nie moja sprawa – wyrzuciła z siebie.– Nigdy nie chciałam tego robić.– I więcej tego nie będziesz robiła.Koniec problemów.Podeszła do drzwi, ale zatrzymała się i odwróciła.– O niczym innym nie myślisz, tylko o dowodach, śladach! – wybuchła.Sellitto i Banks obruszyli się, ale nie zwróciła na nich uwagi.– Thom, czy mógłbyś pokazać Amelii drogę do wyjścia?Sachs jednak nie przerwała:– Dla ciebie jest to tylko gra, prawda? A Monelle.– Kto?Jej oczy rozbłysły.– No tak! Nawet nie pamiętasz, jak się nazywała.Monelle Gerger.Dziewczyna w tunelu.ona jest dla ciebie tylko elementem układanki.Szczury biegały po niej, a ty powiedziałeś: „Taka jest ich natura”.Nigdy już nie będzie taka jak przed porwaniem, lecz ciebie interesują jedynie cenne dowody.– Dla człowieka każde ugryzienie przez gryzonia jest niebezpieczne – odparł monotonnym głosem.– Od razu trzeba podać szczepionkę.Jakie znaczenie miało dla ciebie kilka kolejnych ugryzień?– Dlaczego nie zapytałeś jej o zdanie? – Uśmiech Sachs był teraz inny.Uśmiechała się złośliwie, jak pielęgniarka, która nienawidzi ludzi sparaliżowanych.Chodzi wokół chorego z takim właśnie uśmiechem.Cóż, nie lubił uprzejmej Sachs, wolał, gdy była kłótliwa.– Rhyme, odpowiedz mi na jedno pytanie.Dlaczego mnie zaangażowałeś do śledztwa?– Thom, nasz gość przeciągnął wizytę.Czy mógłbyś.– Lincoln – zaczął opiekun.– Thom – warknął Rhyme.– Wydaje mi się, że o coś cię prosiłem.– Ponieważ nie znam się na tym – parsknęła Sachs.– Właśnie dlatego! Nie chciałeś zaangażować technika, bo wtedy nie mógłbyś zrealizować swoich pomysłów.A ja.mnie mogłeś wysłać to tu, to tam.Wiedziałeś, że zrobię wszystko, czego żądasz, i nie będę protestować i narzekać.– O, bunt w zespole – powiedział Rhyme, spoglądając na sufit.– Nie jestem członkiem zespołu.Nie chciałam tego już na pierwszym miejscu przestępstwa.– Ja też nie.Ale zmusiła nas do tego konieczność.Znaleźliśmy się razem na jednym.łóżku.No dobrze, jedno z nas.– Wiedział, że jego uśmiech jest bardziej lodowaty, niż mogła znieść.– Jesteś jak rozkapryszone dziecko, Rhyme.– Wystarczy już tego – warknął Sellitto.– Bardzo mi przykro, że nie możesz sam badać miejsc przestępstw.Ryzykujesz życie ludzi, by zaspokoić swoje ambicje.Mam to gdzieś.– Chwyciła czapkę policyjną i wybiegła z pokoju.Spodziewał się, że usłyszy głośne trzaśniecie drzwiami lub nawet brzęk tłuczonego szkła.Drzwi zamknęła jednak delikatnie.Zrobiło się cicho.Jerry Banks porządkował swoje notatki z większą uwagą, niż na to zasługiwały.– Lincoln, przepraszam.To ja.– powiedział Sellitto.– Nic się nie stało – przerwał mu Rhyme.Ziewnął szeroko, mając fałszywą nadzieję, że uspokoi to jego skołatane serce.– Drobnostka.Zapadła kłopotliwa cisza.Policjanci stali obok opróżnionego stołu.– Najlepiej, jak zacznę pakować rzeczy – po chwili odezwał się Cooper.Uniósł czarny mikroskop i zaczął go rozkręcać.Robił to z czułością, jak muzyk rozkładający swój ukochany saksofon.– No cóż, Thom – rzucił Rhyme – jest po zachodzie słońca.Wiesz, co to znaczy? Bary czekają.Pokój operacyjny robił ogromne wrażenie.Nie można go było porównać z sypialnią Rhyme’a.Zajmował pół piętra w budynku FBI.Znajdowało się w nim kilkudziesięciu agentów, komputery i pulpity sterowania, jak w filmach na podstawie powieści Toma Clancy’ego.Agenci wyglądali jak prawnicy lub bankowcy.Białe koszule, krawaty.Eleganciki – to słowo przychodziło jej do głowy.Amelia Sachs stała pośrodku pokoju.Rzucała się w oczy – ubrana w granatowy mundur poplamiony krwią szczurów i zanieczyszczony odchodami zwierząt, które zabito wieki temu.Nie trzęsła się już ze złości po kłótni z Rhyme’em.Myślała o setkach spraw, o których chciałaby powiedzieć, ale starała się skoncentrować na tym, co się wokół niej dzieje.Wysoki agent w nieskazitelnym popielatym garniturze rozmawiał z Dellrayem – dwóch potężnych mężczyzn stało ze spuszczonymi głowami, miny mieli marsowe.Sądziła, że ten drugi to Thomas Perkins: szef wydziału specjalnego w manhattańskim oddziale FBI.Nie była tego pewna, bo policjanci z patroli mają tyle do czynienia z agentami FBI co pracownicy pralni lub sprzedawcy polis ubezpieczeniowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]