[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczas ich nieobecności uczyliśmy się jeść wodnisty kleik ryżowy, urozmaicony tylko kilkoma kęsami zimnych dań.Mniej pragnąć to mniej żałować, brzmiało motto Mat­ki.Mniej więcej tydzień później na podwórku zjawił się Ojciec, zawodząc jak obłąkany.- Urządź następną ucztę! - krzyknął.Dołączyli do niego wujowie:- Koniec naszego pecha! Żadnego odszkodowania! Tak postanowił sędzia - nie płacimy żadnego odszkodowania!Pobiegliśmy do nich wszyscy - dzieci, ciotki, lokatorzy i psy.Jak to możliwe? Słuchaliśmy wyjaśnień Ojca.Otóż gdy właściciele innych sklepów przynieśli swoje towary do kontroli, sąd odkrył, że jeden miał rzadkie książki, które skradziono z Akademii Hanlin przed trzydziestu laty.Inny, który twierdził, że ma dzieła mistrzów kaligrafii i malar­stwa, w rzeczywistości handlował falsyfikatami.Potem sę­dziowie uznali, ze pożar był odpowiednią karą dla tych dwóch złodziei.- Łowca Duchów miał rację - zakończył Ojciec.- Du­cha już nie ma.Tego wieczoru wszyscy jedli z apetytem, z wyjątkiem mnie.Inni śmiali się i rozmawiali, wyzbyci już wszystkich trosk.Zdawali się zapomnieć, że nasz tusz zmienił się w węgiel drzewny, a sklep w unoszony wiatrem popiół.Mówili, że ich los się odwrócił, bo Droga Ciocia waliła gło­wą w cuchnące wnętrze słoja po occie.Nazajutrz rano GaoLing powiedziała mi, że Matka chce natychmiast ze mną rozmawiać.Zauważyłam, że od śmierci Drogiej Cioci Matka przestała nazywać mnie córką.Nie krytykowała mnie.Jak gdyby się bała, że ja także mogę się zmienić w ducha.Idąc do jej pokoju, zastanawiałam się, czy kiedykolwiek żywiła wobec mnie ciepłe uczucia.Po chwili stanęłam przed nią.Na mój widok chyba się zmieszała.- W czasie rodzinnych nieszczęść - zaczęła ostrym to­nem - osobisty smutek jest wyrazem samolubstwa.Mimo to przykro mi, że wysyłamy cię do sierocińca.Oszołomiły mnie jej słowa, ale nie płakałam.Nie po­wiedziałam nic.- Przynajmniej nie sprzedajemy cię w niewolę - doda­ła.- Dziękuję - powiedziałam obojętnie.- Gdybyś została w domu - ciągnęła Matka - kto wie, może duch mógłby wrócić.Łowca Duchów zaręczył, że tak się nie stanie, ale to tak, jakby powiedzieć, że po suszy ni­gdy nie przyjdzie następna susza, a po powodzi następna powódź.Wszyscy wiedzą, że to nieprawda.Nie protestowałam.Jednak Matka rozgniewała się.- Co ma znaczyć ta mina? Próbujesz mnie zawstydzić? Pamiętaj, że przez te wszystkie lata traktowałam cię jak córkę.Czy inna rodzina w tym miasteczku zrobiłaby to sa­mo? Może pobyt w sierocińcu nauczy cię bardziej nas do­cenić.A teraz zacznij się szykować.Pan Wei czeka już, że­by cię zawieźć.Jeszcze raz jej podziękowałam i wyszłam z pokoju.Gdy pakowałam swój tobołek, przybiegła GaoLing z policzka­mi zalanymi łzami.- Przyjadę i odnajdę cię - obiecała, dając mi swój ulu­biony kaftan.- Matka cię ukarze, jeśli go wezmę - powiedziałam.- Nie obchodzi mnie to.Poszła ze mną do wozu pana Weia.Kiedy po raz ostatni wyjeżdżałam z podwórka i mojego domu, żegnała mnie tylko ona i lokatorzy.Wóz wytoczył się z Zaułka Świńskiej Głowy, a pan Wei zaczął śpiewać wesołą piosenkę o jesiennej pełni księży­ca.A ja pomyślałam o tym, co Droga Ciocia kazała napisać żebraczce.Wyje pies, wschodzi księżyc.Gwiazdy wiecznie przeszywają ciemność.Pieje kogut, wschodzi słońce.Za dnia zda się, że gwiazdy nigdy nie istniały.Spojrzałam w niebo, czyste i jasne, a moje serce wyło.PRZEZNACZENIESierociniec mieścił się w opuszczonym klasztorze nieda­leko Wzgórza Smoczej Kości, do którego prowadziła stroma i kręta droga od stacji kolejowej.Aby oszczędzić osła, pan Wei kazał mi ostatni kilometr przejść pieszo.Kiedy mnie wysadził z wozu i się pożegnał, rozpoczęło się moje nowe życie.Była jesień i bezlistne drzewa wyglądały jak armia szkieletów strzegących wzgórza i ogrodzonego budynku na jego szczycie.Gdy mijałam bramę, nikt mnie nie witał.Zobaczyłam przed sobą wyschnięte drewno i odpadający lakier świątyni, a na nagim otwartym placu stały w rzę­dach dziewczynki w białych bluzach i niebieskich spodniach, równo jak oddział wojska.Przeginały się w pa­sie - w przód, na bok, w tył i znów na bok - jak gdyby po­słuszne wiatrowi.Ujrzałam jeszcze jeden dziwny widok: byli tam dwaj mężczyźni, cudzoziemiec i Chińczyk.Dopie­ro drugi raz w życiu widziałam cudzoziemca z tak bliska.Przeszli przez podwórko, niosąc mapy, za nimi szła grupa ludzi z długimi kijami.Przestraszyłam się, że natknęłam się na tajną armię komunistów.Przekraczając próg, omal nie wyskoczyłam ze skóry ze strachu.Zobaczyłam dwadzieścia albo trzydzieści mar­twych ciał okrytych całunami.Stały pośrodku korytarza, po bokach, wysokie i niskie.Natychmiast pomyślałam, że to Powracający Zmarli.Droga Ciocia opowiadała mi kiedyś, że w jej dzieciństwie rodziny wynajmowały kapłana, który rzucał na ciało zaklęcie, przez co zmarły mógł wrócić do domu swych przodków.Mówiła, że kapłan prowadził ich tylko w nocy, aby zmarli nie spotykali żywych ludzi, któ­rych mogliby opętać.Za dnia odpoczywali w świątyniach.Droga Ciocia nie wierzyła w te opowieści, dopóki nie usły­szała, jak późną nocą kapłan walił w drewniany dzwon.I zamiast uciec jak reszta mieszkańców wsi, schowała się za ścianą, żeby popatrzeć.Kwak, kwak, a potem ich ujrza­ła - sześć postaci niby gigantyczne robaki, skaczących wy­soko na dziesięć stóp.- Nie jestem pewna, czy naprawdę to widziałam - mówi­ła Droga Ciocia.- Wiem tylko, że przez długi czas potem byłam inną dziewczyną.Miałam już wybiec za drzwi, gdy nagle spod całunu mignęły mi złote stopy.Przyjrzałam się dokładniej.To nie byli zmarli, ale posągi bogów.Podeszłam do jednego i zdarłam materiał.Był to Bóg Literatury z rogatą głową, pędzelkiem w jednej dłoni i studencką czapką w drugiej.- Dlaczego to zrobiłaś? - zawołał czyjś głos.Odwróciwszy się, zobaczyłam przed sobą małą dziew­czynkę.- Dlaczego jest zasłonięty?- Nauczyciel mówi, że nie ma dobrego wpływu.Nie po­winniśmy wierzyć w starych bogów, tylko w chrześcijań­skich.- Kim jest wasz nauczyciel?- A do kogo przyjechałaś?- Do tego, kto ma przyjąć Liu LuLing jako sierotę.Dziewczynka wybiegła.Chwilę później stanęły przede mną dwie cudzoziemskie damy.Amerykańskie misjonarki nie spodziewały się mojego przybycia, a ja nie spodziewałam się, że są Amerykanka­mi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl