[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzył drzwi do swego pokoju.Weszła za nim i stanęła przyprogu. Ja nie po to  wybąkała  tylko chciałam pożegnać się.Niech pan nie gniewa się.Murek udobruchał się, lecz zapytał surowo. Po co pożegnać się?  Bo nie mam już służby.Pani Rzepecka mnie wydaliła.A i samaposzłabym. No, to Karolka nową służbę znajdzie.Wytarła nos rąbkiem włóczkowego szalika. Eee i szukać nie będę. Cóż to, praca Karolce obrzydła? Nie to. Tylko co? A ot, do ojca, do swoich pojadę.Murek z tych niechętnych odpowiedzi wywnioskował, że musiało coś się stać.PrzyjścieKarolki sprawiło mu wielką przykrość.Samą swoją obecnością przypominała mu, że postąpił,ba, że postępował zle, że nie był w porządku wobec własnego sumienia.Milczał i nie patrzyłna nią.Skoro chce wracać do swoich, niechże wraca, lecz po co go nachodzi? Obecność tejdziewczyny zaczęła go niecierpliwić.Skąd w ogóle wyobraziła sobie, że musiała właśnie jegopożegnać?Tymczasem Karolka bynajmniej nie zabierała się do odejścia.Przysiadła na brzeżku krze-sła i rozluzniła węzeł ciepłej chustki wełnianej.Murek, chcąc zabrać się do pakowania, po-wiedział: Ja wiele czasu nie mam.Też wyjeżdżam.Dziewczyna zaniepokoiła się; Wyjeżdża pan.A to dopiero. Bo co Karolka chciała? Eee.nic.Tak sobie.Tylko jeszcze o radę prosić.Niech pan, broń Boże, nie pomyśli,że ja cośkolwiek.Gdzież tam.Ani mi w głowie.Ja nie taka.Sama chciałam i nikogo nie wi-nuję.Tylko, że teraz nie wiem.Bo, żeby mój ojciec inszy był.%7łeby wyrozumienie miał, a toon bardzo na ludzi uważający, co niby powiedzą.A wiadomo, ludzie.Im tylko na język trafić,to już nie popuszczą.Gadaniem gorzej jak psami zaszczują.A ojciec, że to gospodarz i swójambit ma, to nie ścierpi.Murek nie mógł zorientować się w tej całej gadaninie, a że przeczuwał coś przykrego,wolał nie dopytywać się. Ja nie z żadnymi pretensjami przyszłam  zaczęła znowu Karolka, patrząc w podłogę ale prosić, czy pan doktor sposobu jakiego nie znajdzie.Bo teraz to jeszcze nic, ale pózniejwiadomo.Każdy pozna, na służbę nikt nie wezmie w niezdrowiu, a ojciec przepędzi.Znamja go.Przepędzi. Co Karolka opowiada? Jakie niezdrowie?  zerwał się z krzesła.Zaczerwieniła się i powiedziała obojętnie: Niby pan nie wie.Spodziewam się.Chwycił ją za ramiona i potrząsnął: Co? Co?. Ano tak.%7łeby choć ta cholera, moja stara, oddała mi moje zasługi.Ale powiada, żesama nie ma, że pokoje stoją niewynajęte.A ja do jednej znającej baby chodziłam.To chce54 pięćdziesiąt złotych.%7łeby stracić.Zborgować nie zborguje.Mówi, że i tak ryzyko dlaniej, bo jakby nie udało się, to do więzienia pójdzie.Ja od pana doktora pieniędzy nie chcę,ja nie taka.Ale może pożyczki czy poręczenia u tej baby.Wyrzuciła to z siebie jednym tchem i umilkła.Murek przetarł czoło.Spadło to nań no-wym, najgorszym ciężarem i zupełnie oszołomiło.Zaczął chodzić po pokoju, coraz prędzej,coraz nierówniej.Dziewczyna wodziła za nim spojrzeniem i siedziała nieruchomo.Nagle zatrzymał sięprzed nią: I to moja wina?  zapytał półgłosem. Niczyja wina  wzruszyła ramionami  bo to pan chciał, żeby tak było? Nie o to chodzi.Ale czy to przeze mnie? Przecież nie z wiatru  zmarszczyła brwi. I może Karolka przysięgnąć, że moje?%7łachnęła się: A cóż to! %7łądam ja czego od pana?.Nachodzę?.Raz przyszłam po radę i pomoc.Jak-by z kim innym, to do pana nie przyszłabym.Co ja? Uczciwa dziewczyna jestem i łaski ni-czyjej nie potrzebuję.Chce pan pomóc, pomoże.Nie, to i nie proszę.Wstała i zaczęła zaciągać chustkę. Niech Karolka zaczeka  wziął ją za łokieć. Tak nie można.Oczywiście, skoro mojawina, to i moja odpowiedzialność.Oczywiście.Tylko niech Karolka do żadnych bab nie cho-dzi.Karolka jest katoliczka, a kościół tego zabrania.To jest wielki grzech. I tamto było grzech  zauważyła rzeczowo. Ale to i grzech i zbrodnia.Prawo tego zabrania.To trzeba już odpokutować.Trudno.Za-bijać nie wolno.Tak, to nie ulega dyskusji. Lepiej teraz  bąknęła  póki nieżywe, jak potem. Ani teraz, ani potem  powiedział stanowczo. Tylko jaką na to znalezć radę?.Jaką ra-dę.Przecież Karolka sama rozumie, zirytował się  że ja nie mogę z Karolką się żenić! Co pan?  zachichotała. Albo to ja głupia, żeby tak myśleć? No, właśnie  przytaknął i uspokoił się.Usiadł plecami do niej przy stole, oparł głowę na rękach i starał się wynalezć jakiś sposóbna załatwienie tej sprawy.Na dworze szybko się ściemniało.Koło domu z wielkim hałasemprzeszedł autobus do Błotowic.Karolka nie ruszała się z miejsca, tylko od czasu do czasupociągała nosem.Gdy już zrobiło się całkiem ciemno, wstała i dawnym zwyczajem zapaliłalampę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl