[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To jest kość szczękowa, ale nie krowy.Czy Wasza Królewska Mość nie mógłby mi pożyczyć czółna i paru wioślarzy? Chciałbym zwiedzić Wyspę Niczyją.Ku zdziwieniu doktora Dolittle król zakrztusił się cukierkiem i o mało nie spadł z krzesła.Potem pobiegł do pałacu i zamknął drzwi za sobą.- To dziwne - rzekł doktor Dolittle ze zdumieniem.- Co się stało temu człowiekowi?- Ach, zapewne jakieś głupstwo - powiedział Jip.-Tutejsi Murzyni są tacy zabobonni.Pójdziemy do portu i spróbujemy wynająć czółno, które nas tam zawiezie.Poszli więc nad wodę i zapytali kilku przewoźników, czy nie zechcieliby ich przewieźć na wyspę.Ale wszyscy, usłyszawszy o celu przejażdżki, przerazili się tą propozycją i nie chcieli wcale o tym mówić.Nie tylko że nie chcieli jechać, ale wzbraniali się wypożyczyć doktorowi czółno, aby sam się mógł przeprawić.W końcu doktor spotkał bardzo starego przewoźnika, który tak chętnie gawędził, że chociaż i on był zastraszony samą nazwą Wyspy Niczyjej, zdradził w końcu doktorowi powód dziwnego zachowania się tuziemców.- Ta wyspa - powiedział - (nie wymawiamy nawet jej imienia bez koniecznej potrzeby) jest krainą Złych Czarów.Nazywa się - starzec szeptał tak cicho, że doktor z trudem go rozumiał - „Niczyja”, bo nikt na niej nie mieszka.Żaden człowiek nie odważyłby się tam przedostać.- Ale dlaczego? - zapytał doktor.- Tam przebywają smoki! - powiedział starzec, szeroko otwierając przerażone oczy.- Olbrzymie, rogate smoki, które zieją ogniem i pożerają ludzi.Jeśli panu życie jest miłe, niech pan tam nie jedzie.- Ale skądże o tym wiecie - zapytał doktor - jeśli nikt tam nigdy nie był, aby przekonać się, czy to prawda?- Przed tysiącem lat - opowiadał starzec - gdy tym krajem rządził król Kakabuki, wygnał on na tę wyspę swoją teściową, bo za dużo mówiła, a on nie mógł znieść tego gadulstwa.Co tydzień miano jej przywozić żywność.Ale już za pierwszym razem, gdy przybyli tam słudzy królewscy, nie znaleźli po niej ani śladu! Gdy szukali jej na wyspie, wyskoczył z zarośli smok i rzucił się na nich.Z trudem udało im się uciec.Po powrocie opowiedzieli o tej przygodzie królowi Kakabuki.Pewien słynny czarownik, u którego zasięgnięto rady, powiedział, że musiała to być ta sama teściowa króla, która przez jakieś czary zamieniła się w smoka.Miała ona dużo dzieci i wyspa zaludniła się ludożerczymi smokami.Gdy jakiekolwiek czółno zbliżało się w tę stronę, smoki przybiegały na brzeg i ziały zabójczym ogniem i zniszczeniem.Ale od kilkuset lat nikt więcej nie stąpnął na wyspę i dlatego nazywają ją - pan już sam wie jak.Gdy starzec zakończył tę opowieść, odwrócił się natychmiast i zajął swoim czółnem, jak gdyby się bał, że doktor ponowi prośbę o przewiezienie go na wyspę.- Jip - zwrócił się doktor do psa - powiedziałeś, że przyniosłeś sobie tę kość z Wyspy Niczyjej.Czy widziałeś tam smoki?- Nie - powiedział Jip - popłynąłem na wyspę, żeby się trochę ochłodzić.Wczoraj było bardzo gorąco.Ale nie poszedłem w głąb wyspy.Na wybrzeżu leżało dużo kości, a że ta apetycznie pachniała, więc wziąłem ją i popłynąłem z powrotem.Prawdę powiedziawszy, zależało mi bardziej na pływaniu i na kości niż na samej wyspie.- Owa legenda o wyspie jest bardzo dziwna - szepnął doktor.- Tym większą mam chęć na zwiedzenie wyspy.Ta kość ogromnie mnie zainteresowała.Widziałem raz podobną w jakimś muzeum przyrodniczym.Czy mogę ją zatrzymać, Jip? Chcę ją umieścić w moim własnym muzeum, gdy wrócę do Puddleby.- Bardzo chętnie - odrzekł Jip - a jeśli nie uda nam się dostać czółna, aby się tam przeprawić, to przecież możemy przepłynąć.Do wyspy będzie nie więcej niż półtorej mili odległości, a my obaj jesteśmy dobrymi pływakami.- To niezła myśl - powiedział doktor.Poszli więc wzdłuż wybrzeża, aż doszli do miejsca leżącego naprzeciw wyspy.Tam doktor się rozebrał i związał ubranie w węzełek, który umieścił sobie na głowie, przy czym jego cenny cylinder znajdował się na wierzchu.Potem rzucił się w fale wraz z JipemOkazało się jednak, że to miejsce nie nadawało się do pływania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]